[ Pobierz całość w formacie PDF ]

fimy wcześniej na ich ślad i nie będzie trzeba oddawać im
brylantów. Nie chodzi mi, oczywiście, o same klejnoty, ale
to nasza jedyna szansa na znalezienie Gisa... - Urwał.
- %7Å‚ywego - dopowiedziaÅ‚a Kate. - Tak, Gerardzie, rozu­
miem równie dobrze jak ty, że sytuacja jest poważna.
Spojrzała na zegar. Wydawało się jej, że czas stanął
w miejscu. DochodziÅ‚a dopiero czwarta, a ona miaÅ‚a wraże­
nie, jakby minęła cała wieczność, odkąd wesołe i szczęśliwe
wróciły z Torry do domu.
Dzwonek przy drzwiach wejÅ›ciowych dzwoniÅ‚ nieustan­
nie. Była to pora podwieczorku, kiedy zwyczajowo składano
wizyty. Wszystkich informowano, że sir i lady Schuylerowie
nie przyjmujÄ…. W caÅ‚ej rezydencji panowaÅ‚a niczym niezmÄ…­
cona cisza. Zgodnie z poleceniem policji nikt nie miał prawa
dowiedzieć się o zniknięciu Gisa.
Kate, siedząc opodal kominka, pomyślała, że gdy minie
całe to straszne zamieszanie, nigdy więcej nie zdoła wziąć
do ust ani herbaty, ani brandy. Bowiem Gerard i Torry,
przestraszeni jej opanowaniem i kamiennÄ… twarzÄ… z zasty­
głym na niej wyrazem rozpaczy, widać uznali, że najlepiej
ulżą jej cierpieniu, proponujÄ…c filiżankÄ™ herbaty lub kieli­
szek brandy.
Właśnie odmówiła wypicia kolejnej porcji brandy, którą
podawaÅ‚ jej Gerard - zapewne wedÅ‚ug mężczyzn byÅ‚o to le­
karstwo na wszystko - gdy rozległ się milczący od jakiegoś
czasu dzwonek u drzwi. Po chwili pojawił się Chalmers, by
poinformować ich, kim jest nowo przybyÅ‚y. Kate nie wie­
działa, że Gerard polecił sekretarzowi, żeby nie odprawiał
z kwitkiem sir Richarda Havillanda, a przeciwnie - w razie
jego przybycia natychmiast o tym powiadomił.
- O, Boże!  Kate podniosła się gwałtownie z krzesła,
a jej twarz stała się kredowobiała. - Zupełnie zapomniałam!
Miał nas zawiezć dziś po południu do Hyde Parku. Gis już
z góry cieszył się na tę wyprawę.
- Poproś, Chalmers, sir Richarda, aby poczekał chwilę.
- Gerard także wstał, nie spuszczając oczu z Kate. Odniósł
wrażenie, że jego dzielna siostra za chwilę się rozpłacze.
Martwiąc się o Gisa, myślała o Richardzie tylko jak
o kimÅ›, kogo także mogÅ‚a stracić. A przecież Gis jest rów­
nież synem Richarda. ZachwiaÅ‚a siÄ™ na nogach. Gerard na­
tychmiast znalazł się przy niej.
- Kate, Kate, ja wszystko wiem... - zaczÄ…Å‚.
- Wiesz?
Nie pytała, skąd wie. Nie było takiej potrzeby. To ta silna
więz łącząca ich od najmłodszych lat. Kate ukryła twarz na
ramieniu brata, jak zawsze znajdujÄ…c w nim oparcie.
- Musisz mu powiedzieć prawdÄ™ o Gisie, Kate. Ma pra­
wo to wiedzieć.
- Masz rację - zaszlochała.
Gerard zadzwonił na służbę. Podał Kate kieliszek brandy,
którego przedtem nie chciała wypić.
- Wypij to, koniecznie - nalegał i czekał, aż opróżniła
kieliszek do dna.
Chalmersowi, który pojawił się wezwany dzwonkiem, polecił:
- Wprowadz sir Richarda Havillanda. - Po czym zwrócił
siÄ™ oficjalnie do żony: - Wiktorio, moja droga, przypusz­
czam, że Kate wolałaby zostać z sir Richardem sam na sam.
Najpierw jednak muszę zamienić z nim kilka słów.
Torry podeszła do Kate i pocałowała ją w policzek.
- Nie znajdujÄ™ słów, Kate, ale pamiÄ™taj, że zawsze mo­
żesz na mnie liczyć, bo cię kocham.
Richard wszedł niemal natychmiast i zastał Schuylerów
oczekujÄ…cych go z wyrazem najwyższego napiÄ™cia na twa­
rzach. WyglÄ…dowi Richarda jak zwykle nic nie daÅ‚oby siÄ™ za­
rzucić. Kate przeszła przez głowę myśl, że Ministerstwo
Spraw Zagranicznych mogło być z niego dumne, bo po raz
kolejny, mimo iż ich miny i zachowanie musiaÅ‚y na nim zro­
bić wrażenie, zachował zimną krew i na jego twarzy nie
drgnÄ…Å‚ nawet jeden miÄ™sieÅ„. DomyÅ›liÅ‚ siÄ™, że staÅ‚o siÄ™ coÅ› zÅ‚e­
go, ale czekaÅ‚, co powie Gerard. On zaÅ› zwiÄ™zle i bez zbÄ™d­
nych wstępów oznajmił:
- Sir Richardzie, muszę pana poinformować z wielką
przykrością, że dziś przed południem został porwany mały
Ghysbrecht Schuyler, a jego guwernantkę ciężko raniono
i porzucono w krzakach. Wiemy już, jakiego okupu żądają
porywacze - brylantów rodziny Schuylerów. Policja została
powiadomiona i podjęto wszelkie możliwe działania, żeby
odnalezć Gisa.
Na twarzy Richarda pojawiÅ‚ siÄ™ w koÅ„cu wyraz niepoko­
ju. Wstrząsnęła nim wiadomość o porwaniu tego bystrego,
maÅ‚ego chÅ‚opca, który traktowaÅ‚ go jak przyjaciela i okazy­
wał mu ufność.
, - Strasznie mi przykro...
Gerard brutalnie mu przerwał:
- OczywiÅ›cie, ale sprawa jest dla pana znacznie poważ­
niejsza. Kate, ty musisz powiedzieć, dlaczego sir Richard po­
winien szczególnie zainteresować siÄ™ losem Gisa. Zostawia­
my was samych.
Richard nie bardzo pojmowaÅ‚, co do niego mówiono. Zo­
baczyÅ‚ przede wszystkim wzburzonÄ… twarz Kate. W oka­
mgnieniu znalazł się przy niej, zapominając o jakiejkolwiek
etykiecie i o minionych ośmiu latach, żeby, podobnie jak
wczeÅ›niej Gerard, jak najprÄ™dzej wziąć jÄ… w ramiona i po­
cieszyć.
- Kate, tak bardzo ci współczujÄ™ - odezwaÅ‚ siÄ™ urywa­
nym głosem, przepełnionym miłością i skruchą. - Zrobię, co
tylko w mojej mocy, żeby ci pomóc, ale co twój brat miał na
myśli? Co powinienem wiedzieć o Gisie?
Kate wyrwaÅ‚a siÄ™ z jego objęć i z twarzÄ… ukrytÄ… w dÅ‚o­
niach rzuciła się na sofę, a z jej oczu popłynęły od dawna
wstrzymywane Å‚zy.
- Nie chciaÅ‚am, Richardzie, żeby to odbyÅ‚o siÄ™ w ten spo­
sób! - szlochała, załamując ręce. - Nie w tym momencie,
kiedy go oboje straciliśmy. Richardzie, musiałeś przecież się
domyślać...
Richard usiadł obok Kate, podniósł delikatnie, aż znalazła
siÄ™ w jego ramionach, z gÅ‚owÄ… wspartÄ… na jego torsie. Zro­
dziło się w nim straszliwe przypuszczenie, ale wydało mu się
caÅ‚kowicie absurdalne. Kate mówiÅ‚a, że nie może mieć dzie­
ci, była tego absolutnie pewna i dlatego tamtego cudownego
lata nie zachowali żadnej ostrożności.
- O co chodzi? - zapytał cicho. - Mów, Kate.
- Gis jest twoim i moim synem - zaÅ‚kaÅ‚a Kate. - Okaza­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •