[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sally będzie wiedziała, co wydarzyło się w Szkocji
tamtego dnia. Sally powie jej prawdę.
Drzwi uchyliły się dopiero po dłuższej chwili.
Skandaliczne zaloty 103
 Panienka Hanna?  zapytała nieprzytomnym
głosem stara służąca, poprawiając przekrzywiony cze-
pek na siwej głowie.  Na Boga, a cóż to się stało?
 Sally, wybacz, proszę, ale ja muszę, muszę z tobą
porozmawiać  szeptała gorączkowo Hanna.  To
sprawa nader pilna i ważna, z którą nie mogę czekać do
rana.
 Tak, tak, oczywiście, panienko. Ale panienka
wygląda na bardzo wzburzoną.
 Bo jestem wzburzona, Sally, jestem bardzo wzbu-
rzona. Muszę ciebie o coś zapytać, o coś bardzo
ważnego.
Wydawało jej się, że w oczach Sally coś błysnęło,
może niepokój, może nawet strach.
 A o cóż to panienka chce mnie zapytać?
 O to, co wydarzyło się w Szkocji dwadzieścia
jeden lat temu, kiedy mama pojechała w odwiedziny
do lady MacInnes. Sally, ja...
Hanna nabrała głęboko powietrza, czując, że jej
serce, oszalałe, za chwilę wyskoczy z piersi.
 Sally, ja muszę wiedzieć, co mama znalazła
w swoim powozie.
Nawet w nikłym świetle świeczki mogła dostrzec,
jak pomarszczona twarz służącej przybiera barwę
pergaminu.
 Nie, panienko, nie  odezwała się Sally dziwnie
zachrypniętym głosem.  Ja... ja się nie ośmielę...
 Ale ja muszę to wiedzieć, Sally! Muszę!
Wiedziała, że Sally toczy teraz ze sobą walkę. Mijały
sekundy, Hanna czuła, że w korytarzu robi się duszno,
104 Gail Whitiker
jakby był za ciasny, jakby przeciwległe ściany nagle
zaczęły przybliżać się do siebie... Boże wielki! Czy ta
Sally nie pojmuje, jak Hannie potrzebna jest cała
prawda? Nie garść prawdy, ale cała!
 Dobrze, panienko. Ale proszę wejść, nie będziemy
rozmawiały o tym na korytarzu.
Hanna wsunęła się do środka i kiedy tylko drzwi
zamknęły się za nią, zdyszanym głosem wyrzuciła
z siebie pytanie teraz dla niej najważniejsze.
 Czy to prawda, Sally?
Sally w milczeniu sięgnęła po swoją świecę, zapaliła
ją od świecy Hanny i postawiła na stole.
 Niech panienka siada i najpierw powie, co tam
panience kto nagadał.
Hanna przysiadła na krześle i szybko, bezładnie
powtórzyła to, czego Robert dowiedział się od lady
MacInnes.
 Chryste Panie!  krzyknęła Sally i chwyciła się za
serce. Jej oczy zalśniły.
 Sally, nie płacz, błagam, powiedz mi...
 Och, panienko  szepnęła Sally, drżącą ręką
wyciągając z rękawa chusteczkę.  Zawsze się bałam,
że to się kiedyś wyda, i niedobrze, że panienka o ni-
czym nie wie. Wciąż myślałam o tym, zastanawiałam
się, kto w końcu powie panience. Gdyby to któryś ze
służących, zawsze mogłabym powiedzieć, że to kłam-
stwo. Ale skoro powiedział to sam lord Winthrop,
a usłyszał to od lady MacInnes...
 Czyli... to prawda  szepnęła Hanna.  Ja... ja nie
jestem Hanna Winthrop.
Skandaliczne zaloty 105
 Nonsens  burknęła służąca, nagle odzyskując
rezon.  Panienka jest Hanną Winthrop, tak jak ja
jestem Sally Taylor. Tylko panienka... urodziła się
trochę inaczej. Pani wicehrabina...
 Ona mnie nie urodziła  przerwała Hanna głu-
chym głosem.  A więc ja nie mogę... nie jestem
Hanną Winthrop.
Siedziała nieruchoma jak lalka, ze wzrokiem wbi-
tym w podłogę. Zdawała sobie sprawę, że Sally mówi,
coś tłumaczy, ale do niej nie docierało ani jedno słowo.
Była jak ogłuszona. Bo do tej chwili tliła się w niej
jeszcze iskierka nadziei, że to nieprawda. I czepiała się
myśli, że Robert wymyślił tę przerażającą historię,
żeby ją poniżyć, zdyskredytować w oczach innych. Ale
Sally Taylor nie miała najmniejszego powodu, aby
kłamać. Sally Taylor mówiła prawdę.
Powoli uniosła głowę, spojrzała na staruszkę oczami
pełnymi rozpaczy.
 Ja...  zaczęła z wielkim wysiłkiem  ja nie
potrafię uwierzyć, że mama... że lady Winthrop oszu-
kiwała mnie przez tyle lat.
 Nie, nie, panienko, to nie tak  zaprzeczyła
gwałtownie Sally i jej oczy znów napełniły się łzami.
 I niech panienka teraz przypadkiem nie myśli sobie,
że pani wicehrabina, Panie Boże, świeć nad jej duszą,
nie kochała panienki. Rzadko która matka tak kocha
swoje dziecko. Ona była taka samotna, taka nieszczęś-
liwa, kiedy jej mąż umarł. I zawsze pragnęła jeszcze
jednego dziecka. A panienka była dla niej jak najwięk-
szy skarb. I chciała powiedzieć panience prawdę, ja
106 Gail Whitiker
wiem... Tego ostatniego wieczoru, kiedy pomagałam
jej ułożyć się do snu, powiedziała mi, że następnego
ranka wszystko panience wyzna, panienka jest już
dostatecznie dorosła, aby zrozumieć. Ale nie zdążyła,
bo przecież tej nocy Pan Bóg wezwał ją do siebie.
 Sally... a więc ty... ja proszę, błagam... opowiedz
mi wszystko.
I Sally, siąkając nosem i ocierając co chwilę łzy,
opowiedziała wszystko. O tym, jak lady Winthrop,
pogrążona w rozpaczy po śmierci męża, udała się do
Szkocji i przez osiem miesięcy bawiła u lady MacInnes.
Jak w drodze powrotnej znalazła w swoim powozie
porzucone maleństwo, zabrała je do domu i chowała
jak własne, najukochańsze.
 A powiedz, Sally... Któż to mógł porzucić maleń-
kie dziecko?
 Sama chciałabym wiedzieć, panienko! A panienka
owinięta była w piękny szal, cieniutki i delikatny, jak
puszek ostu. Ale ten szal nie mógł naprowadzić na
żaden ślad.
 A w nocy... naprawdę nikt niczego nie zauważył?
 Nie. Pani wicehrabina pytała się stangreta, ale on [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •