[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wybiegł wysoki, chudy jak patyk mę\czyzna i zagrodził mu drogę. Jupiter omal na niego nie
wpadł.
 Poczekaj chwilę, smarkaczu  powiedział chudzielec, wykrzywiając twarz w
paskudnym grymasie.  Chcę ci udzielić pewnej rady.
 Słucham, proszę pana.
Jupiter zorientował się, \e rozmawia z kimś, kto \ywi wobec niego raczej wrogie uczucia,
przybrał więc ospały wyraz twarzy, dzięki czemu zaczął wyglądać jak przygłup. Zdolności
aktorskie nieraz mu się przydawały.
 Po prostu posłuchaj mojej rady. Jeśli dbasz o całość własnej skóry, wracaj tam, gdzie
twoje miejsce. i zabierz ze sobą resztę tych gości od filmu. śaden z was nie jest potrzebny w
Fishingport.
Mę\czyzna nadal uśmiechał się nieprzyjemnie. Jupiter zauwa\ył tatua\ na odwrocie jego
dłoni. Nie widział go zbyt dokładnie, ale wydawało mu się, \e przedstawia on syrenę. Przebiegł
go lekki dreszcz strachu.
 Tak, proszę pana, powiem im  odparł, nie zmieniając wyrazu twarzy.  Kogo mam
przedstawić jako informatora?
 Mniejsza o to  warknął chudy.  Po prostu się wynoście, jeśli wam \ycie miłe. To
moja przyjacielska rada.
Po tych słowach odwrócił się na pięcie i wszedł z powrotem do tawerny.
Serce Jupitera przestało bić jak oszalałe. Pierwszy Detektyw pomału wlókł się w stronę
pensjonatu. Z pewnością co do jednego się nie mylił: ktoś za wszelką cenę próbuje usunąć z
wyspy ekipę filmową.
ROZDZIAA 12
Podniecające odkrycie
 Przepadła moja łódka!  Chris z trudem walczył z napływającym do oczu łzami.  Bez
niej nie mam szans, by znalezć skarb.
 O rany!  Bob nagle zrozumiał, \e ich kolega stracił du\o więcej ni\ on i Pete.  Ale
co wstąpiło w tego faceta? Czy to był wypadek, czy celowo staranował \aglówkę?
 Jasne, \e celowo  odparł ze złością Chris.  W przeciwnym razie zatrzymałby się,
spytał o właściciela, przeprosił.
 Te\ tak sądzę  powiedział Bob.  Dlaczego jednak, do licha, ktoś miałby niszczyć
twoją łódkę, Chris?
 śebym nie mógł znalezć skarbu  wyjaśnił chłopiec.  Rybacy nie lubią mnie. W
ogóle nie lubią cudzoziemców. Uwa\ają, \e cała zatoka nale\y do nich.
Stali tak jeszcze chwilę, nie mogąc zdecydować, co dalej robić. Dokuczał im głód, na
horyzoncie nie widać było \adnej innej łódki. Nie mieli jak nadać wołania o pomoc.
Zastanawiali się, czy długo przyjdzie im tu pozostać.
 Dobrze, \e chocia\ nie straciliśmy sprzętu do nurkowania  odezwał się w końcu Bob.
 Jest bardzo wartościowy i wolałbym za niego nie płacić.
 Słusznie  powiedział Pete.  Ten rodzaj wyposa\enia kosztuje setki dolarów... a niech
mnie!
Popatrzył na Boba, a przyjaciel odwzajemnił spojrzenie.
 Przecie\ my dwaj mo\emy zanurkować po ubrania!  zawołali zgodnie. Równocześnie
wpadli na ten sam pomysł.
Chris rozpromienił się, zapominając o przygnębieniu.
 Wszyscy mo\emy!  zawołał.  W końcu jestem synem greckiego poławiacza gąbek.
Zało\ę się, \e nurkuję lepiej ni\ wy, nawet jeśli krócej pozostaję pod wodą.
Podniecenie dodało im bodzca. Bob i Pete szybko nało\yli sprzęt, dopłynęli do rafy, przeszli
po skałkach i zanurkowali w głęboką wodę.
Zatopiona \aglówka połyskiwała bielą na dnie zatoki. Sprawiała wra\enie, jakby się lekko
kołysała. Bob i Pete, wymachując gumowymi płetwami, schodzili coraz ni\ej.
Chris chwycił z brzegu spory kamień i trzymając go w ramionach, gwałtownie opadł na dno,
mijając po drodze kolegów. Znalazł się obok uszkodzonej łodzi w chwili, gdy chłopcy zdą\yli
pokonać zaledwie połowę drogi do niej. Przetrząsnął wnętrze le\ącej na boku \aglówki, szukając
ubrań, które starannie upchali pod siedzeniami. Mając ju\ ręce pełne rzeczy, szybko wypłynął do
góry. Uśmiechał się, kiedy mijał Boba i Pete a.
Spokój panujący na dnie oceanu pozwolił dwóm detektywom zapomnieć na chwilę o ich
niewesołym poło\eniu. Czuli się jak prawdziwi płetwonurkowie podczas akcji ratunkowej,
nawet jeśli prowadzili ją tylko na maleńkiej \aglówce.
Trzymając się razem, chwycili za burtę łódki. Musieli uwa\ać, by nie zaplątać się w falujący
pod wodą \agiel. Dokładnie spenetrowali wnętrze jachciku. Chris przeoczył spodenki nale\ące
do Boba i chłopiec podpłynął parę metrów, by je wyciągnąć. Pete musiał dogonić jeden z butów
Chrisa, który wyśliznął mu się z rąk i teraz spokojnie się oddalał, unoszony prądem. Prawdę
mówiąc, silny prąd zdawał się poruszać całą łódką i kiedy chłopcy puścili burtę, odrzucił ich od
niej i musieli z powrotem podpłynąć, by ją chwycić.
Po kilku minutach zorientowali się, \e mają ju\ wszystko, co mo\na było ocalić z zatopionej
\aglówki, i Bob dał znak, \e mogą wracać. Odbili się od dna i wynurzyli się na powierzchnię.
Zobaczyli, \e Chris czeka na nich na rafie. Uśmiechnął się, kiedy z ocalonym dobytkiem w
rękach wspinali się na skałę.
 Niezle nam poszło, prawda?  zauwa\ył.  Chyba niczego nie brakuje.
Wziął od Pete a swoje ubranie i przeszukał mokry tobołek. Potem mina mu zrzedła.
 Nie ma mojego kompasu. Niezły był. Zejdę jeszcze raz na dno i poszukam go.
Zanurzył się w wodzie.
 Zabierzmy nasze rzeczy na brzeg. Rozło\ymy je na słońcu, by wyschły  powiedział
Pete.
 Szkoda, \e nie mamy czym nadać sygnałów  zmartwił się Bob.
 Znowu utknęliśmy na tej wysepce i twój tata pomyśli, \e jesteśmy bardzo nierozwa\ni.
 To nie była ani nasza wina, ani Chrisa  stwierdził Pete. Wziął dwie mocne latarki,
które udało się ocalić z zatopionej łódki.  Cieszę się, \e je odzyskaliśmy. Są bardzo
kosztowne, a poza tym będziemy mogli nadać nimi sygnały, kiedy się ściemni.
 Do zmroku jeszcze bardzo daleko.  Bob zerknął na słońce.  Mam nadzieję, \e nie
zostaniemy tu a\ tak długo. Umieram z głodu.
 Wysuszmy rzeczy, a potem coś wymyślimy  zaproponował Pete.
Nało\yli maski, powoli zsunęli się do wody i popłynęli na Dłoń. Wy\ęli ubrania i rozło\yli
je płasko na rozgrzanych skałach. Powinny szybko wyschnąć. Zciągnęli z twarzy maski i zaczęli
pozbywać się reszty ekwipunku, kiedy nagle się zorientowali, \e Chris do tej pory się nie
pojawił. Byli zajęci przez co najmniej dziesięć czy nawet piętnaście minut, a ich grecki kolega
wcią\ znajdował się pod wodą.
 O kurczę, coś musiało mu się przytrafić  powiedział Bob.
 Mo\e dostał się w jakąś pułapkę.  Pete zbladł na myśl o takiej mo\liwości.  Musimy
go ratować.
Bez słowa wło\yli z powrotem ekwipunek i popłynęli w stronę rafy.
Przez chwilę stali na skalnym występie, wpatrując się w błyszczącą w słońcu zielonkawą
wodę. Pod jej powierzchnią nie poruszało się nic, co przypominałoby Chrisa, nie zauwa\yli te\ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •