[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mówiła tak bardzo serio, aż mnie korciło, żeby zażartować. Przemogłem się
jednak.
Odrzućmy to brzydkie słowo niewierzący ! Po prostu jestem człowiekiem
nie nastawionym religijnie. Nie mógłbym w żadnym razie przestrzegać zasad na-
rzucanych w imię religii. Zawsze we wzniosłe zasady moralne wplatano oczywi-
ste mity. Wiara? To już co innego. Pokładam wiarę w wielu rzeczach. Misteria
dzisiejsze? Przyznam, że przeszły moje oczekiwania.
Mówiłem i mówiłem, chociaż wcale nie zamierzałem wygłaszać tak długiej
oracji. Dziewczyna słuchała. Wyraz oczu miała nieodgadniony.
To są zwyczajni ludzie z krwi i kości powiedziała. Szewcy, ryma-
rze, snycerze i lutnicy. Nie są zawodowymi aktorami. Ale dzisiaj sprawili, że ta
opowieść, w którą wierzyłam przez całe swoje życie, stała się dla mnie realna, jak
nigdy dotąd. . . chociaż zawsze była bardzo realna.
Pani wielkie szczęście, że zna pani opowieści, w które potrafi pani wierzyć.
Potrząsnęła ramionami zbyt raptownie, żeby dało się ten jej ruch uznać za
wzruszenie ramion.
Nie chciałam wprowadzać takiej uroczystej nuty. Proszę mi wybaczyć. Po-
winniśmy na czas antraktu oderwać się od misteriów. O czym będziemy rozma-
wiać?
O pani.
Parsknęła śmiechem. Mile zabrzmiał ten śmiech.
Temat raczej ograniczony. I wie pan o mnie już sporo. To jest moje pierw-
sze duże zadanie dziennikarskie, boję się, że nie podołam. Jeżeli wydawałam się
panu dziwna pierwszego dnia w autobusie, to właśnie dlatego. Odstawiałam waż-
niaczkę, ale nie wiedziałam, czy dobrze.
Zwietnie. Tylko może zbyt nerwowo. Co by pani robiła, gdyby miała pani
wolny wybór, gdyby mogła pani wybrać sobie pracę?
Czoło jej się zmarszczyło lekko i zaraz wygładziło.
71
To właśnie, co robię. Szalenie lubię zbierać i badać fakty, a już w redakcji
Globusa jest tego co nie miara. W życiu swoim nie miałam przyjemniejszej
pracy. Spodziewam się, że zasłużę na jakieś następne zlecenie.
I znowu ma pani szczęście powiedziałem.
Tak. Duże. A pan?
Pod wieloma względami mam.
Więc też pod wieloma względami pan nie ma, to oczywiste. Chciałabym
usłyszeć o obu stronach medalu: tej dobrej i tej niedobrej.
Znudziłoby to panią.
Nie. Pan zapomina, że ja szalenie lubię badać fakty.
Nagle dla jakiejś zgoła dziwacznej przyczyny zapragnąłem popełnić tę naj-
większą niedorzeczność, opowiedzieć Joan Terrill o sobie.
Przedstawię pani obie strony medalu pokrótce powiedziałem. Jestem
malarzem. To jest szczęście. Nigdy nie chciałem na serio być kimkolwiek innym.
Pragnę malować portrety, ale malować je po swojemu. A to przeważnie ludziom
nie odpowiada. Niedobra strona medalu.
Jakie portrety pan by malował?
Same głowy. Na płótnie, ale wyglądałyby jak ze starego brązu. Zrobiłbym,
na przykład, pani portret tak, jak zrobiono by pani podobiznę w średniowieczu.
Mogłaby pani zobaczyć, jak by pani wyglądała w brązie czy w kamieniu na por-
talu jakiejś katedry.
Boże święty! Rozwarła oczy szeroko. Rozumiem, dlaczego ludziom
może to nie odpowiadać.
W gruncie rzeczy pani nie rozumie. Pani uroda nic by nie ucierpiała. Te
twarze na galeriach chóru i w różnych zakątkach starych katedr to cudowne twa-
rze, zrobione na ogół o wiele lepiej niż pretensjonalne portrety olejne, którymi
ludzie się zachwycają.
Parsknęła znowu śmiechem.
Ja nie wierzę w tę pana niedobrą stronę medalu. Pan wie, czego pan chce.
Ale twarze z brązu! Jak się to stało, że pan wybrał sobie taką specjalność?
Człowiek nie wybiera. Rozwija się w nim jakieś zainteresowanie i zaczyna,
go pochłaniać. Znam malarza, doskonałego malarza, który maluje koniki na karu-
zelach. Robi to tak znakomicie, że wydobywa z nich indywidualność i znaczenie,
czasami bardzo dziwne znaczenie.
Nie wiem, czy panu wierzyć powiedziała. Koniki na karuzelach?
Pani nigdy tak naprawdę nie przyjrzała się żadnemu. %7ładnemu dobremu.
Najwspanialsze karuzelowe konie na świecie są niemieckie, tylko że już znikają.
Ten mój przyjaciel jezdzi po całych Niemczech, żeby je wyszukiwać. . . a jest
Anglikiem, który Niemców nienawidzi.
72
Nie o takich rzeczach rozmawia się zwykle z dziewczynami i sądząc z wyrazu
jej twarzy, ona za mną nie nadążała. Rozejrzała się po sali i znów spojrzała na
mnie.
Czy pan jest żonaty? zapytała.
Byłem.
Był pan?
Tak. Moja żona przeprowadziła rozwód ze mną.
Och!
W tym jej och kryło się wiele. Dla niej, katoliczki, samo słowo rozwód
musiało być nieprzyzwoite. W dodatku sformułowałem to tak zresztą zgodnie
z prawdą, bo przecież nie ja chciałem rozwodu że na pewno wydałem jej się
godnym potępienia mężem stwierdzającym swoją winę. %7łeby naprawić wrażenie,
trzeba by raczej długich wyjaśnień, na które nie było miejsca w wątłej znajomości
z panną Joan Terrill. Ostatecznie zadecydowały kościelne dzwony. Antrakt skoń-
czył się.
Chwalę sobie ten obiad powiedziałem i towarzystwo przy obiedzie
również. Zjemy dziś razem kolację?
Zawahała się.
Nie możemy tego przełożyć na kiedy indziej?
Możemy, naturalnie.
Jakiś cień był pomiędzy nami, kiedy labiryntem wąskich uliczek wracaliśmy
do amfiteatru. Wzgórza rysowały się niewyraznie pod niebem szarym od chmur.
Bez trudu odszukaliśmy nasze miejsca i usiedliśmy. Publiczność czekała w napię-
ciu, które mi się udzieliło. Odczuwałem je każdym nerwem.
W pierwszej scenie drugiego aktu wystąpili Annasz, Ezdrasz i kilku innych
wrogów Chrystusa. Uważali Go za fałszywego proroka i za szalbierza. On zagra-
żał ich stanowiskom, wygodzie, ale nie tylko dlatego zle Mu życzyli.
Wszedł Judasz syty pochwał, skoro wykonał dobrze to, za co dostał zapłatę.
Chrystusa już pojmano, więc Annasz mógł mu powiedzieć:
Jeszcze przed świętem Galilejczyk umrze!
Judasz wzdrygnął się. Dotychczas pojęcia nie miał, że Jezusowi Chrystusowi
grozi śmierć. Myślał, że chodziło o pojmanie chwilowe, żeby Chrystus nie wywo-
łał poruszenia wśród ludzi w czasie Paschy. Zamrugał i potrząsnął głową.
Umrze? Umrze? zapytał. Nie! Ja tego nie chciałem. Nie chcę. Nie po
to przecież wydałem Go wam.
Annasz odprawił Judasza wyniosłym gestem.
Tyś jednak nam Go wydał. Co dalej powiedział to już nasza rzecz.
Ci w komnacie patrzyli z niemą pogardą, i wprost czułem, jak Judasz skręca
się wewnętrznie, wodząc po nich wzrokiem. Jeszcze raz aktor-Judasz okazał się
wspaniały. Człowiek otoczony lekceważącymi go wrogami, nędzne narzędzie już
bez znaczenia dla tych, którzy nim się posłużyli. Wyraził swój protest na próżno.
73
Nie mógł odwołać tego, co uczynił, ani odwrócić kierunku wydarzeń, jednakże
w tej bezradności był wzruszający.
Nastąpiły sceny sądu zbyt pełne szczegółów, kiedy Chrystus w najbardziej
dramatycznej ze wszystkich ról, roli człowieka niechybnie skazanego, stał wo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona Główna
- William Shatner Tek War 01 Tek War
- William Shatner Tek War 5 Tek Secret
- Ian Morson [William Falconer Mystery 03] Falconer and the Face of God (pdf)
- Frederik Pohl & Jack Williamson Land's End
- William Gibson & Bruce Sterling The Difference Engine
- William Mark Simmons Undead 3 Habeas Corpses
- Makepeace Thackeray William PierĹcieĹ i Róşa
- 131 Williams Cathy Grecki magnat
- Antoniusz i Kleopatra William Shakespeare
- William Goldman The Princess Br
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wpserwis.htw.pl