[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przykro mi.
- Wiesz, właściwie to nie jestem zdziwiony. Eli zawsze
przedkładał pieniądze nad przyjaźń. A przecież nie są wcale
aż tak ważne w życiu. Bywałem i biedny, i bogaty. Różnica
polega tylko na tym, że człowiek lepiej się czuje wówczas,
gdy sam zarabia na swoje utrzymanie, wykorzystując przy
tym swoją inteligencję i rozum. - Ty to rozumiesz, prawda?
Przecież nigdy nie miałaś za dużo pieniędzy.
- Masz rację.
Poza wujkiem Willim właściwie nie
miałam nikogo i niczego. Jedynie automobil. - Szeroki
uśmiech rozjaśnił jej twarz. - A twój przyjaciel Matt Davis
boi się samochodów! - powiedziała rozradowana.
- Tak, zauważyłem - odparł, śmiejąc się. - Zrozumiała­
byś to, gdybyś znała pewien fakt z jego życia.
- Opowiedz mi - poprosiła przymilnie Claire.
- Może kiedyś. - John uśmiechnął się.
- Powiedziałeś, że jest Siuksem.
- Bo jest.
- To ma pewnie coś wspólnego ze śmiercią generała
Custera, prawda?
- Tak - odparł. - Po tym zdarzeniu tak źle traktowano
jego ludzi, że po wyjeździe z Dakoty Południowej Matt
288
MAGNOLIA
bardzo ostro reagował na wszelkie wzmianki o jego rasie,
Ci zatem, którzy go znali, starali się unikać tego tematu.
Matt nadal jest czuły na punkcie swego pochodzenia,
Zakorzeniony w świadomości społecznej obraz głupiego
Indianina i nieokrzesanego dzikusa doprowadza go do furii.
Matt jest przecież wykształconym człowiekiem.
- Zauważyłam. Ale wydaje mi się, że nie lubi kobiet.
- Białych kobiet. - Jego wzrok pobiegł ku oknu. - Rze­
czywiście, nie przepada za nimi.
- Dlaczego?
- Nie wiem - odparł szczerze. - Na Kubie służyliśmy
w różnych jednostkach, ale choć byliśmy przyjaciółmi, Matt
nigdy mi się nie zwierzał. Zresztą z nikim nie rozmawiał
o swoim pochodzeniu.
Wszyscy nazywali
go Mattem
Davisem, ale jestem pewien, że to wymyślone nazwisko i że
w rezerwacie zupełnie inaczej na niego wołali.
- Czy poza nim i tym pułkownikiem, który przyjechał
cię odwiedzić, masz jeszcze jakichś przyjaciół?
- Nawet sporo. Kilku mieszka w Teksasie, paru na
Florydzie, inni zaś w Charleston i Nowym Jorku.
- I wszyscy służyli razem z tobą w wojsku?
- Nie. Niektóre przyjaźnie zawarłem, będąc jeszcze
w akademii.
- Tak myślałam - rzekła. - Skoro tyle czasu spędziłeś
w Citadel, to musisz dobrze znać Charleston.
Uśmiechnął się.
- Owszem. Jednak to wszystko nie pomóże nam od­
naleźć Calversona.
- A może powinniśmy przeszukać pociąg? - zapropono­
wała Claire.
- Nie mam prawa tego robić.
289
DIANA PALMER
- Możesz się podać za człowieka Pinkertona.
- Natychmiast zatelegrafowaliby z najbliższego urzędu
do jego agencji i zorientowali się, że ich oszukałem. Postęp
techniki, nawiasem mówiąc, utrudnia teraz życie złodzie­
jom. I bardzo dobrze.
Claire spojrzała gniewnie na Johna.
- Siedzimy tu sobie rozmawiając, a tymczasem Calver-
son jest już daleko, razem ze skradzionymi pieniędzmi
- albo w tym właśnie pociągu!
- Obawiam się, że możesz mieć rację - odparł. - Ale
musimy dojechać do Charleston, żeby się o tym przekonać.
- Rozsiadł się wygodnie. - Tymczasem powinnaś trochę
odpocząć. Wyciągnij się na siedzeniu.
- Tu jest dość chłodno.
- Proszę. - Zdjął płaszcz i podał go żonie. Wzięła go
ostrożnie.
- Przecież się nie pobrudzisz - rzekł ostro.
Claire spojrzała na Johna.
- Wiem. - Zadrżała. - Myślałam o tym, jak będzie się
czuła Diane, kiedy się dowie, że jej mąż uciekł, Ludzie
natychmiast wezmą ją na języki.
John nie powiedział Claire, o co podejrzewa Diane.
- Tak, będzie jej ciężko przez jakiś czas - dodał tylko.
Spojrzała mu w oczy, ale niczego z nich nie wyczytała.
Delikatnie pogłaskał Claire po policzku.
- Tak bardzo troszczysz się o innych - powiedział
wolno. - Nawet o swoje rywalki. Dopóki się nie pobraliśmy,
nie zdawałem sobie sprawy z tego, że masz takie dobre
serce. Dobre i wrażliwe.
To serce, o którym John mówił, podskoczyło jej teraz
w piersi i zaczęło bić jak szalone.
290
MAGNOUA
Uśmiechnął się.
- I nadal uważasz, że jestem pociągający, chociaż nie
chcesz się do tego przyznać - wyszeptał, pochylając się
nad nią. - To... to dodaje mi odwagi.
Delikatnie przylgnął ustami do jej ust. Claire była teraz
zbyt zdumiona, aby walczyć z nim i protestować. Ale to
nie tłumaczyło jej rozpaczliwego pragnienia, żeby przytulić
się do Johna i zachęcić go do namiętnych pieszczot.
Bez chwili zastanowienia wyciągnęła ręce, prosząc go
w ten sposób, aby usiadł przy niej. Objął ją mocno. Claire
położyła głowę na jego kolanach, zrzucając na podłogę
płaszcze. Pocałował ją namiętnie, nie zwracając uwagi na
to, że ktoś mógłby ich teraz zobaczyć przez szybę
w drzwiach przedziału. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •