[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kiedy zostali sami, postąpił krok bliżej, ale Meg wzdrygnęła się,
jakby cuchnął lub zarażał jakimś paskudztwem. Przystanął, z trudem
tłumiąc pokusę, aby wziąć ją w ramiona i pocieszyć.
- Meg...  Rozejrzał się po nędznym pomieszczeniu, popatrzył
na talerz z jedzeniem na podłodze. Zastanawiał się, co powiedzieć, jak
skłonić ją do rozmowy. - Powinnaś coś zjeść...
- Wolę zdechnąć z głodu!
Odetchnął z ulgą; chociaż z jej głosu biła wściekłość,
przynajmniej się odezwała.
- Możesz tu tkwić przez jakiś czas. Powinnaś zdjąć brudne
ubranie, przespać się...
- Dlaczego? - Wbiła w niego gniewne spojrzenie.
- Dlaczego mam się przebrać w ich ubranie? Dlaczego mam spać
i jeść, kiedy mi każą? Co ja takiego zrobiłam? Zresztą co cię to
wszystko obchodzi? Po co przyszedłeś, Luca?
- Już mówiłem: żeby ci pomóc.
Przez moment myślał, że splunie mu w twarz.
- Raczej żeby się upewnić, czy twoje rozkazy zostały wykonane.
Jak widzisz, zostały. Czy zawsze tak się kończy, gdy kobieta odmawia
seksu z księciem Niroli?
- To nie ma z tym nic wspólnego!
W drzwiach celi pojawił się strażnik. Luca wziął od niego miskę
wody i kilka ręczników, następnie skinieniem głowy dał mu znak, by
88
anula
ous
l
a
and
c
s
wrócił na górę do swoich obowiązków. Postawił miskę na krańcu
łóżka, po czym zmusił Meg, by usiadła. Pochyliwszy się, obejrzał jej
rozcięty łuk brwiowy.
- Umyję ci twarz, bo może się wdać zakażenie.
- Sama się umyję - warknęła, ale jej nie słuchał.
Spokojnie zanurzył ręcznik w wodzie i zaczął czyścić ranę. Po
raz pierwszy, odkąd ją aresztowano, łzy napłynęły Meg do oczu.
Sprawił to delikatny dotyk Luki, tak kontrastujący z brutalnością
policji i strażników. Przestała walczyć; poddała się, z wdzięcznością
przyjmując pomoc. Przymknęła powieki. Luca cierpliwie usuwał jej z
twarzy brud i zaschniętą krew; wreszcie wyciągnął z kieszeni
jedwabną chustkę do nosa i polecił, by przycisnęła ją do czoła.
- Przydałyby się ze dwa szwy. Nie wiesz, czy strażnik kazał
wezwać lekarza?
- Zważywszy na doskonałą opiekę, jaką mnie tu otoczono,
jestem o tym głęboko przekonana.
Słysząc ironię w jej głosie, Luca zamknął oczy.
Ucieszyła się: może ruszy go sumienie! Może zrozumie, że tak
nie wolno postępować! Po chwili uniósł powieki. W ciągu tej sekundy
czy dwóch zmienił się nie do poznania. Czułość, jaka była w jego
spojrzeniu, znikła; zastąpił ją chłodny pragmatyzm.
- Okradłaś mnie, Meg. Widziałem dowody. Nie miałem wyboru;
musiałem wezwać policję. Trafiłaś za kratki, bo jesteś złodziejką.
Teraz musimy zastanowić się, co z tobą począć.
89
anula
ous
l
a
and
c
s
- Co ze mną począć? - Parsknęła śmiechem. -Nie wiem, o czym
mówisz. Nic z tego nie rozumiem. Ja i kradzież?
- Widziałem dowody, Meg.
- Jakie? - Przycisnęła ręce do skroni, usiłując zachować spokój.
Oczywiście wiedziała, że strażnicy uważają ją za złodziejkę, ale
usłyszeć to samo oskarżenie z ust Luki... To było ponad jej siły. -Jak
mogłeś widzieć dowody czegoś, co nie miało miejsca?
- Klejnoty znalezione w twoim plecaku są własnością rodziny
królewskiej, czyli pośrednio należą i do mnie. Nie wiem, jakie masz
kłopoty i dlaczego uznałaś, że kradzież je rozwiąże. Postaram się
jednak ci pomóc. Ale musisz przysiąc...
- Luca - przerwała mu - niczego nie ukradłam. Nie jestem
złodziejką. Nie mam zielonego pojęcia, o czym mówisz. Chciałabym,
żeby wezwano do mnie prawnika i skontaktowano się z ambasadą.
Nigdy niczego nie ukradłam.
Miał wrażenie deja vu - kolejna kobieta, którą uwielbiał,
stanowczo zaprzecza czemuś, co widział na własne oczy - lecz tym
razem nie miał zamiaru zaakceptować kłamstwa. Nie zamierzał
wierzyć w coś tylko dlatego, że łatwiej jest wierzyć, niż nie wierzyć.
Jest dorosłym mężczyzną, a nie skonfundowanym dzieckiem.
- Nie kłam! - zawołał, podrywając się na nogi.
Była taka wiarygodna, taka przekonująca, że gdyby nie oglądał
taśmy z nagraniem, uwierzyłby jej. Chciał jej wierzyć. Niczego w
życiu tak nie pragnął.
90
anula
ous
l
a
and
c
s
- Nie pozwolę się okłamywać - dodał po chwili, tym razem
znacznie spokojniej, jakby się zwracał do swojego pracownika, który
posunął się trochę za daleko i powinien dostać reprymendę. -
Przyszedłem, żeby ci pomóc, ale jak mam to zrobić, skoro wciąż mnie
okłamujesz? Meg, widziałem wszystko na własne oczy; widziałem,
jak wyciągasz biżuterię z gabloty. Zresztą biżuterię znaleziono na dnie
twojego plecaka, owiniętą w bluzkę, którą wczoraj miałaś na sobie.
Powtarzał w kółko to oskarżenie i najwyrazniej wierzył w każde
słowo, jakie wypowiada, a ona słuchała go coraz bardziej przerażona.
Jedno wiedziała ponad wszelką wątpliwość: musi przekonać Lucę, że
mówi prawdę.
- Nie wiem, co widziałeś ani co ci powiedziano, ale mylisz się. -
Patrzyła mu prosto w oczy.  Jeżeli nie chcesz lub nie możesz mi
uwierzyć na słowo, to czy mógłbyś chociaż sprowadzić mi adwokata?
Albo zadzwonić w moim imieniu do ambasady australijskiej?
- Jutro jest sobota - zauważył. - A z powodu święta mamy długi
weekend. Wszelkie sprawy będzie można załatwić najwcześniej we
wtorek, może dopiero w środę.
- W takim razie czy mógłbyś odszukać mojego brata? - spytała
zdenerwowana, przełykając łzy. Uświadomiła sobie, że ten koszmar
szybko się nie skończy. Nie chciała prosić Luki o pomoc, ale myśl, że
miałaby tu spędzić jeszcze kilka dni, podziałała na nią jak kubeł
zimnej wody. - Nazywa się Alex Hunter. Do niedawna pracował w
szpitalu...
91
anula
ous
l
a
and
c
s
- Alessandro Fierezza jest w podróży poślubnej - wtrącił Luca. -
W Australii. Nie będzie w stanie ci pomóc.
- Alessandro? - Pokręciła przecząco głową. - Nie znam żadnego
Alessandra. Proszę, żebyś odnalazł mojego brata...
- To mój kuzyn. - Obserwował, jak po twarzy Meg przetaczają
się zdumienie, niedowierzanie, potem sprzeciw. - Twój brat jest moim
kuzynem. Rozumiesz? Alessandro jest księciem...
- Nie!
To jakiś absurd. To nie ma najmniejszego sensu. Alex jest
lekarzem, jej bratem, najszlachetniejszym człowiekiem, jakiego zna.
Gdyby jakimś cudem okazało się, że w jego żyłach płynie książęca
krew, nie ukrywałby tego przed swoją siostrą...
Chciał jej to powiedzieć, ale osobiście, kiedy się spotkają.
Prawda, choć gorzka do przełknięcia, powoli do niej docierała. Alex
wspomniał, że ma bardzo ważną wiadomość. Czyżby chodziło
właśnie o to? Oboje byli adoptowani, Alex w wieku niemowlęcym.
Na pewno był Włochem, choć niewiele wiedziano o jego
biologicznych rodzicach. Recepcjonistka w szpitalu użyła tego
samego imienia i nazwiska co Luca - Alessandro Fierezza...
Chowając twarz w dłoniach, Meg usiłowała wziąć się w garść,
zastanowić, jak wybrnąć z tej koszmarnej sytuacji. Z góry docierały
głośne pijackie okrzyki: cele powoli zapełniały się szemranym
towarzystwem. Diabli wiedzą, jak długo będzie tkwiła pośród tych
pijaczków i rzezimieszków...
- Mogę zakończyć twój koszmar.
92
anula
ous
l
a
and
c
s
- Jak? - Opuściwszy ręce, wbiła w Lucę wzrok.
- Mogę... - Luca zawahał się. Nie był pewien, jak Meg zareaguje
na jego propozycję, podejrzewał jednak, że niezbyt entuzjastycznie. -
Mogę sprawić, żeby cię wypuszczono.
- To znaczy, przekupisz kogoś? - Zniesmaczona, pokręciła
przecząco głową.
- Więzienie nie jest odpowiednim miejscem dla siostry księcia - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •