[ Pobierz całość w formacie PDF ]

już nie wspomnę. A wśród nich moja przerażona tym  anturażem rodzinka. Mijał jednak rok za
rokiem, a żadnej, wieszczonej systematycznie przez moje ciotki, katastrofy nie było. Na
zdjęciach zaczęły za to pojawiać się Panny  Panna W. i Panna C. Mimo dzielących je sześciu lat
różnicy wieku, wyglądały niemal jak blizniaczki. Dziś, jeśli widzę na zdjęciu tylko jedną z nich i
nie sprawdzę, z którego roku zdjęcie pochodzi, rozpoznać je potrafię na ogół jedynie po
ubraniach, jakie nosiły, i po ulubionych zabawkach, z którymi się fotografowały.
Zresztą mam coraz mniej okazji do rozwikływania takich zagadek. Po jednej z ostatnich
przeprowadzek postanowiłam wreszcie zrobić porządek ze zdjęciami. Kupiłam cztery grube
albumy fotograficzne i przesiedziałam nad nimi sporo czasu, wklejając do nich zdjęcia. I gdy już
albumy były gotowe, wtedy... jakoś przestałam je oglądać i dziś częściej (znak czasów) zaglądam
do cyfrowych plików w moim komputerze niż do tych tradycyjnych obrazków. Nauczona tym
doświadczeniem, nie próbuję już ulepszać mojego Pamiątkowa. Stoi na jednej z półek mojej
szafy, a ja zawsze, gdy ją otwieram, napotykam wzrokiem sfatygowane pudło, które kiedyś
pieczołowicie okleiłam różowym papierem drukowanym w bukieciki polnych kwiatków. I
czasem wydaje mi się, że to nie wypłowiały papier, ale że na półce w szafie zaplątał się kawałek
mojej własnej łąki. Aąki mojego życia, która zaczyna się w tym kartonie, a gdzie się skończy?
Tego nie wie nikt. Los czasami wybiera za nas. Poddajemy się wtedy jego woli, nie chcąc, albo
nie umiejąc zmienić jego wyroków. Tej łąki mogło wcale nie być albo mogła być jakaś inna.
Może piękniejsza, a może mniej prawdziwa. Ale jest właśnie taka, jaka jest. I wiem, że tam trwa,
nawet w samym środku najciemniejszej nocy, a każdy przeżyty dzień rozkwita na niej kolejnym
kwiatem albo... chwastem. Jak na każdej prawdziwej łące.
I prawie dostrzegam na niej słowa wypowiedziane przez flamadzkiego zakonnika, Phila
Bosmansa, układające się w zamazany napis, którego tam nigdy nie było, ale który może
powinien tam być: Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same.
Zamiast informacji o autorce
Książka jest zbiorem wspomnień małej dziewczynki, zapisanych ręką dorosłej już
kobiety. Nie jest to saga rodzinna w pełnym tego słowa znaczeniu, w której przedstawione
zostały losy wielu pokoleń, ale raczej zbiór impresji dotyczących poszczególnych zdarzeń czy
osób. Na gruncie mojej dzisiejszej wiedzy wiele z tych opisów wymagałoby uzupełnienia, a
nawet zmiany, ale w tych historiach ważniejszy niż idealna zgodność z realiami jest sposób
odbioru świata i opowieści rodzinnych usłyszanych i zapamiętanych przez dziecko, a potem
odtwarzanych po latach. Symbolem mojego dzieciństwa stała się dla mnie z czasem owa, opisana
w jednym z rozdziałów, dzika jabłonka. Choć odeszła wraz z moim dzieciństwem, to wracałam
do niej w myślach setki razy, także i w swoim dorosłym już życiu. Zawsze wtedy, gdy chciałam
schronić się przed natłokiem kłopotów i znalezć się tam, gdzie czas płynie inaczej, a
bezpiecznym schronieniem może stać się prowizoryczny namiot z koca zaczepionego o rogi
kuchennego stołu albo gałąz jabłoni ukryta wśród liści.
Dzieci budują swój świat inaczej niż ludzie dorośli, bo przecież dopiero go poznają.
Tłumaczą go sobie tak, jak im na to pozwala kilkuletnie zaledwie doświadczenie życiowe,
zasłyszane opowieści ludzi dorosłych i przeczytane bajki. To świat pełen życiowych prawd i
dobrych rad, nie zawsze w pełni zrozumiałych. To świat, który zapełniają różne dziwne stwory i
który kieruje się własną, rzadko rozumianą przez dorosłych, logiką. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •