[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tylko zejść wam z oczu. Czemuście byli tak okrutnie zawzięci?
- Manifest Destiny! - warknął zaczepnie któryś z poruczników. - Nasz Zwięty Los,
nasze Wielkie Przeznaczenie!...
- Wasze Wielkie Przeznaczenie, by nielicznych Indian ograbić z resztek ich ziemi i do
tego jeszcze ich wybić?
Oburzeni oficerowie Milesa zaczęli wołać, że nie chcą słuchać obelg zuchwałego
Indianina. Powstało zamieszanie. Po chwili sam %7łółty Byk uciszył wrzawę przyznając, że
mówił w rozgoryczeniu, ale teraz prosi o głos, ażeby móc powiedzieć kilka słów o Wodzu
Józefie.
- Nie dopuścić go do głupiego gadania! - wołali niektórzy oficerowie.
- Zamknąć Indżunsowi pysk! - sierdzili się inni.
Wtedy pułkownik Miles nakazał spokój i rozstrzygnął:
- Niech mówi! Posłuchajmy, co ma na wątrobie!
%7łółty Byk, który za młodu liznął nieco wykształcenia w szkole misjonarzy, zazwyczaj
był małomówny, ale dziś, podniecony, wpadł w ferwor. Gdy go dopuszczono do głosu,
oświadczył, że chciałby podać tylko niektóre szczegóły z dziejów szczepu Nezpersów.
- Słuchamy! Gadaj! - zachęcił go pułkownik Miles.
Więc %7łółty Byk zaczął od tego, że ów szczep górali Nezpersów zawsze był
serdecznie przyjazny Amerykanom i nigdy przez dziesiątki lat nie skrzywdził żadnego
Jankesa. Przeciwnie, wysłannikom prezydenta Stanów Zjednoczonych, Lewisowi i Clarkowi,
udzielił decydującej pomocy przy przedzieraniu się do Oceanu Spokojnego. A pózniej na
życzenie Amerykanów szczep oddawał im dobrowolnie część swej ziemi trzykrotnie: w
latach 1855, 1863 i 1868. Wódz Józef ojciec, człowiek wyjątkowo zacny, gdzie mógł, szedł
Amerykanom na rękę.
Tak samo jego syn Wódz Józef. Nienawidził wojny, chciał tylko pokoju. Centralne
władze jeszcze raz w 1873 roku potwierdziły uroczyście, że ostatnia jego ziemia, dolina
Wallowa, to wieczna posiadłość jego grupy Nezpersów. Ale okoliczni osadnicy, przeważnie
szumowiny, postanowili zrabować tę ziemię i zaczęli zdradziecko zabijać Indian. Wtedy
zapalone głowy - chłystki w szczepie, sprowokowani i doprowadzeni do ostateczności, wzięli
odwet i - korzystając z nieobecności Wodza Józefa - napadli na winnych osadników.
Kilkunastu z nich ukatrupili. Na to generał Howard wszczął wojnę na śmierć i życie ze
wszystkimi niezależnymi dotychczas Nezpersami, a głównie z Wodzem Józefem...
Tu %7łółty Byk zaczerpnął głęboko powietrza i pałającym wzrokiem ogarnął
pułkownika Milesa i jego oficerów.
- Zważcie wy, oficerowie zwycięskiej armii - mówił dalej - że Wódz Józef
najmniejszego nie brał udziału w zabiciu owych kilkunastu białych łobuzów. Zważcie, że
zabito ich wyraznie w tajemnicy przed nim, że, odwrotnie, on zawsze był głęboko przeciwny
wszelkiemu zabijaniu białych ludzi. Nawet gdyście brutalnie zamordowali mu blisko
siedemdziesiąt kobiet i dzieci w dolinie rzeki Big Hole, nawet wówczas nie zmienił swej
ludzkiej wobec was postawy. Sam przez całą noc pilnował przy swym ognisku białej kobiety
w Narodowym Parku Yellowstone, by żadna krzywda jej się nie stała od wzburzonych
wojowników...
Miles z trudem skrywał swe zakłopotanie. Nie dalej jak kilka dni temu czytał
opublikowane w prasie fragmenty głośnej w kręgach wojskowych pracy amerykańskiego
puÅ‚kownika Richarda I. Dodge'a pod tytuÅ‚em: Our Wild Indians (Nasi dzicy Indianie). Ów
płk Dodge, osławiony, fanatyczny indianożerca, na którego cześć nazwano ludne miasto
Dodge City w stanie Kansas, wyłaził ze skóry, by wykazać na licznych przykładach,
mających pozory niezbitych dowodów, że Indianie są niczym więcej tylko dzikimi
zwierzętami. Ale nawet ten chorobliwie zajadły Jankes nie mógł się uchylić w swej pisaninie
od przyznania, że nasz Wódz Józef był szczególnym, wyjątkowym Indianinem. Indianinem,
który nawet wówczas, gdy miał wszelkie powody, by szukać krwawego odwetu na każdym
napotkanym Amerykaninie, otoczył opieką pojmaną w Narodowym Parku Yellowstone
Amerykankę i innych białych i puścił ich wolno.
Miles niespokojnie bębnił palcem w płytę swego biurka i milczał. Dopiero po chwili
na pomoc przyszedł mu jeden z oficerów i gromkim głosem krzyknął:
- A tych dwustu siedemdziesięciu czterech zabitych i rannych żołnierzy
amerykańskich?! Przez kogo oni zginęli?
- Już wam mówiłem, że z waszej winy, z winy waszej zawziętości. Myśmy nie chcieli
potyczek ani rozlewu krwi, myśmy uciekali, wy zaś, uparcie nas doganiając, zmuszaliście nas
do obrony. Nie tylko człowiek, ale każdy zwierz napastowany, każdy niedzwiedz osaczony
będzie się bronił do ostateczności i nikt mu tej obrony za złe nie wezmie! Przeciwnie, obrona
będzie świętym jego obowiązkiem... I takim obowiązkiem była nasza obronna walka!...
%7łółty Byk zachłysnął się, przejęty, i dopiero po chwili podjął spokojniejszym głosem:
- A wracając do Wodza Józefa: w czasie tej naszej okrutnej wojny ileż to razy Wódz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •