[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tak, domyśliłem się już wcześniej. Nie wiem jedynie, co powinienem ro-
bić, jeśli okaże się, że w jednej ze stacji zamieszkali poszukiwani przestępcy ze
91
swym zakładnikiem?
Major nie od razu odpowiedział. Patrzył przez chwilę na Jana, jakby szukając
w myślach odpowiednich sformułowań.
 Obawiam się, że nie zdoła pan niczego w takiej sytuacji przedsięwziąć.
Nie będę ukrywał, że misja kryje w sobie pewne ryzyko, jednak są powody po-
zwalające nam przypuszczać, że ryzyko to nie jest aż tak duże, jak mogłoby się
wydawać komuś nie wtajemniczonemu w istotę sprawy. . . Przepraszam, tak mi
się to jakoś mętnie powiedziało, ale niestety, nie mogę panu tego jaśniej wyłożyć.
Proszę mieć do nas zaufanie. Nie wysyłamy pana na zgubę, tego nie wolno nam
robić nawet w sytuacji tak krańcowo dramatycznej jak ta. . . Powiem jeszcze, że
i dla powodzenia naszego planu, i dla pana  tym lepiej, im mniej pan będzie
wiedział o sprawie.
 Hm. . .  zastanowił się Jan.  Czy mógłbym. . . ewentualnie. . . wycofać
się z udziału w tym. . . eksperymencie?
 Ma pan prawo, oczywiście! Jednakże bardzo proszę, aby pan tego nie robił.
Są pewne powody, dla których właśnie pan jest najodpowiedniejszym kandydatem
do tej roli.
 Cóż mam zatem robić, jeśli porywacze zatrzymają mnie w jednej ze stacji?
 Nic. Proszę dać się zatrzymać, nie stawiając oporu.
 I utrzymywać, że jestem konserwatorem?
 O ile się to panu uda. To nie jest istotne. Myślę jednak, że rozszyfrują pana
od razu. Polegamy na pańskiej inteligencji. Sprawdziliśmy pana akta i wiemy
o kilku sytuacjach, w których wykazał pan pewne korzystne walory. Od chwili
kiedy zatrzymają pana porywacze, może pan robić i mówić wszystko, co się panu
podoba, nie narażając się im, oczywiście. Może pan opowiadać, że Kosmopol
powołał pana do tej akcji, a nawet dać się pozornie zwerbować przeciwnikowi,
jeśli wyniknie z sytuacji taka możliwość.
Jan ze zdumieniem patrzył na majora, który jednak mówił to zupełnie poważ-
nie.
 O ile dobrze zrozumiałem, to. . . nic nie rozumiem!  powiedział Jan i do-
piero po chwili spostrzegł, że niechcący strawestował sentencję przypisywaną So-
kratesowi.  Czyżby moja misja polegała na tym, że mam dać się uwięzić?
 Powiedziałem, że wielu rzeczy domyśli się pan sam  i proszę! Jedną
sprawę już na wstępie sam pan sobie wyjaśnił!  roześmiał się major.  O to
mniej więcej chodzi. Musi pan znalezć się we wnętrzu stacji.
 Coś w rodzaju  żywej torpedy  mruknął Jan pod nosem.
 Co pan mówi?
 Nic, tak tylko, do siebie. . . Chciałbym zadać jeszcze kilka pytań. Po pierw-
sze, czy pan, majorze, orientuje się, o co właściwie chodzi porywaczom? Dlacze-
go uprowadzili tego właśnie człowieka? Czy to ktoś bardzo ważny? I w ogóle, czy
pan wie, o co toczy się ta cala gra?
92
 Oczywiście, że wiem. . .  Twarz majora spoważniała, spochmurniała na-
wet.  Nie powiem panu tego, ale mogę zapewnić, że gra toczy się o największą
stawkę, tak! A ten uprowadzony. . . Owszem, w pewnym sensie, to ktoś bardzo
ważny, choć prawie nikomu nie znany. Trasa, którą wyznaczyliśmy dla pana, nie
obejmuje wszystkich stacji w tym rejonie. Jeśli więc oni nawet będą przejmowa-
li pańskie radiowe meldunki do bazy, to do ostatniej chwili nie będą pewni, czy
nie ominie pan tej stacji, w której się ukryli. Prawdę mówiąc, jestem przekona-
ny, że siedzą w jednej z pięciu lub sześciu stacji, które są najlepiej wyposażone.
Zaznaczyłem je na mapie, proszę ich w żadnym wypadku nie pominąć.
 Dlaczego zatem nie zrobicie obławy i nie wyłuskacie ich stamtąd?
 Proszę wziąć pod uwagę, że oni mają u siebie tego Binxa. Na razie pokła-
dają w nim wielkie nadzieje, ale w pewnej chwili może im przestać na nim zależeć
i będą osłaniali się nim jak tarczą. Obecnie zależy im na spokoju i dobrym ukry-
ciu. Nie możemy dopuścić, by ten spokój osiągnęli.
 Myślałem początkowo, że to ucieczka zwykłych kryminalistów. . .
 My też w pierwszej chwili myśleliśmy podobnie. Jednak Księżyc jest naj-
mniej odpowiednim miejscem dla ukrywania się przestępców. Wbrew pozorom,
na Ziemi czuliby się o wiele bezpieczniej. Biorąc to pod uwagę, sprawdziliśmy
przede wszystkim, kto to jest Harry Binx. Okazało się, że jest on kluczem do całej
zagadki, choć nie od razu udało się nam to stwierdzić. Porywacze, którzy wcze-
śniej odkryli jego tożsamość z człowiekiem o innym nazwisku, starannie zacierali
ślady, by nikt inny po nich tego nie dociekł. Możliwe, że są przekonani, iż nie
wiemy tego do dziś, i na takim przeświadczeniu opierają poczucie względnego
bezpieczeństwa. To znaczy, zdają sobie sprawę, że ich ścigamy jako porywaczy,
lecz sądzą, że nie przywiązujemy do tej sprawy takiej wagi, na jaką ona zasługu-
je. Więcej, niestety, nie wolno mi powiedzieć, bo to mogłoby zakłócić przebieg
naszej akcji.
Major rozłożył ręce i uśmiechnął się przepraszająco, po czym zawiązał ta-
siemki plastykowej teczki i podał ją Janowi.
 W porządku. Pan mnie w to pakuje  pan też będzie mnie z tego wyciągał
 powiedział Jan, siląc się, aby wypadło to możliwie dowcipnie i beztrosko.
Kiedy jednak major znalazł się za progiem, Jan poczuł niedwuznaczne  mrów-
ki na grzbiecie. . .
2
Księżycowy samochód poruszał się dość szybko po przetartym szlaku. Jan,
rozparty na tylnym siedzeniu, widział przed sobą  pomiędzy masywnymi kor-
93
pusami dwóch robotów  wycinek księżycowej panoramy. Nie znał tych okolic,
kazał więc jednemu z robotów podawać głośno nazwy mijanych obiektów i wi-
docznych większych kraterów. Robot  kierowca znał je wszystkie doskonale,
widać wielokrotnie już przemierzał tę trasę. Drugi robot tkwił bez ruchu obok
kierowcy; od czasu do czasu tylko, wymierzonymi, mechanicznymi ruchami, re-
gulował coś na desce rozdzielczej pojazdu.
Jan, który w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin wędrował nieustannie od
stacji do stacji, wykorzystywał na drzemkę każdy równiejszy odcinek trasy, gdy
pojazd sunął kołysząc się z lekka na miękkich amortyzatorach.
Obudziło go delikatne potrząsanie za ramię. Otworzył oczy i zobaczył pochy-
loną nad sobą postać robota.
 Przepraszam, panie inżynierze. Jesteśmy przed stacją Arthemis  powie-
dział robot, otwierając drzwi pojazdu.
Jan sprawdził wskaznik powietrza, dociągnął pas na swym ubiorze księżyco-
wym i spojrzał pytająco na robota.
 To jedna z najpiękniej położonych baz księżycowych  powiedział robot,
jakby cytując przewodnik turystyczny.  Założona w końcu ubiegłego wieku,
wielokrotnie modernizowana, służyła jako baza centralna wielu wyprawom se-
lenograficznym, badającym ten rejon powierzchni Srebrnego Globu. Obecnie od
dwóch lat jest nie zamieszkana. . .
 Dobrze, dobrze. . .  przerwał mu Jan, wysiadając z pojazdu.
Z przyjemnością rozprostował nogi, przeszedł kilkadziesiąt metrów w kierun-
ku stacji i znalazłszy niewielki odłam skalny, przysiadł na nim, by obejrzeć to
reklamowane cudo.
Stacja Arthemis wyglądała rzeczywiście malowniczo. Położona na stoku spo-
rego wzniesienia wtapiała się w kamienisty krajobraz. Znaczna część jej po-
wierzchni użytkowej ukryta była w szerokiej, ukośnie biegnącej szczelinie, prze-
cinającej stok. Do wrót stacji wiodła dość stroma, wąska droga, pokonująca
w dwóch zakosach wysokość kilkudziesięciu metrów.
Jan wytężył wzrok, chcąc z daleka dostrzec jakiś ślad ludzkiej obecności 
błysk światła w przejrzystej kopułce obserwacyjnej, jakiś ruch przy wejściu. . . [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •