[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co to? - Dotknęła ręką łańcuszka i zawieszonej na nim obrączki.
- To pamiątka po mojej matce - odparł zamyślony. - Jej ślubna obrączka.
Mama zmarła, kiedy miałem dziesięć lat.
Jakiś ponury cień osiadł w jej ciemnych, lśniących oczach.
- Przykro mi - wyszeptała.
- Niepotrzebnie. Prawie jej nie pamiętam, to było tak dawno temu.
- Nie próbuj mnie oszukiwać, Umberto. Nie nosiłbyś tak długo pamiątki
po niej, gdyby nic dla ciebie nie znaczyła.
- Przyzwyczajenie. - Mówiąc to, poczuł ukłucie w sercu.
- Opowiedz mi, co się wydarzyło - poprosiła. - Czy to wciąż bardzo boli?
Nie próbował nawet odgadnąć, skąd o tym wszystkim wie. Zaczynał się
po prostu do tego przyzwyczajać.
- Ojciec zawiesił mi ten łańcuszek na szyi w dniu jej pogrzebu. To było na
tydzień przed świętami Bożego Narodzenia.
- Biedactwo... Nie dziwi mnie teraz, dlaczego tak nie lubisz świąt.
Zaczął opowiadać, choć co chwila głos wiązł mu w krtani.
- 63 -
RS
- Ojciec był wtedy we Włoszech. Załatwiał jakieś interesy. Najmłodszy,
Pietro, dopiero co się urodził. Luc próbował jakoś się nami zaopiekować, ale i
on w końcu był tylko dzieckiem. Miał zaledwie czternaście lat... Do czasu
powrotu ojca zajęła się nami dalsza rodzina.
- Udało się was nie rozdzielać?
- Niestety, nie. Nie zapominaj, że było nas sześciu. Za dużo, jak na jeden,
najżyczliwszy nawet dom. - Znowu to dziwne ukłucie w sercu... - Hej, co się
dzieje? Nie zamierzasz chyba płakać, co? Kochanie?
- Nie, nie - zamruczała przez łzy.
- A jednak. - Dotknął palcem jej wilgotnego policzka i obrócił jej twarz
ku sobie. Nie pamiętał, by ktokolwiek kiedykolwiek płakał nad jego losem. Z
wyjątkiem matki, oczywiście. - Nie płacz, kochanie. To wszystko wydarzyło się
tak dawno temu, że nie warto nawet wspominać.
- A mnie się wydaje, że wciąż widzę blizny w twoim sercu.
- Jeśli nawet, to są to co najwyżej malutkie ranki.
- Nie powinieneś dzwigać nawet tak małego ciężaru. Nie ty. - Przytuliła
się do niego czule. - Może znajdziemy sposób, by uleczyć twoją duszę?
- Oddaję się cały w twoje ręce.
Zanurzyła dłonie w ciemnych, gęstych włosach Umberto, pieszcząc przy
tym delikatnie jego skronie. Westchnęła.
- Czy wiesz, jaki dzisiaj jest dzień?
- Nie mam pojęcia. To śmieszne, ale chyba po raz pierwszy w życiu
zapomniałem o upływie czasu.
- Dzisiaj jest pierwszy dzień wiosny. - W jej oczach zalśniła czułość. - Jak
myślisz, to chyba całkiem dobra pora, żeby rozpocząć życie od nowa?
Nawet ze sobą nie walczył. Potrzebował jej, pragnął i... zdobył.
- Umberto! Potrzebuję twojej pomocy. - Chwilę trwało, zanim
zorientował się, skąd dobiega głos.
- 64 -
RS
Laura stał pośrodku kuchni, krytycznym wzrokiem mierząc siedzącego na
podłodze Nicka.
- To postanowione! - odezwała się stanowczym głosem. - Najwyższy
czas.
- Aż boję się zapytać, o co znowu chodzi. - Uznał, że ton głosu Laury nie
wróży nic dobrego.
- Nick ma już za długie włosy. Koniecznie trzeba mu je podciąć.
Słysząc to, Umberto wybuchnął śmiechem. Widząc jednak poirytowane
spojrzenie Laury, niemal natychmiast zamilkł.
- No wiesz?! - odezwała się głosem pełnym oburzenia. - Pierwsze
postrzyżyny to przecież ważne, w pewnym sensie symboliczne wydarzenie,
jakby kamień milowy...
- Nie zamierzałem cię urazić ani bagatelizować przeżyć Nicka -
zareagował natychmiast, chcąc ją czym prędzej udobruchać. - Jednak, prawdę
mówiąc, nie sądzę, by było to dla małego jakieś szczególnie bolesne przeżycie.
Jestem nawet pewien, że będzie ci wdzięczny.
- Wdzięczny? - spytała, zbita z tropu.
- Z tymi długimi, złocistymi lokami wygląda jak mała, słodka
dziewczynka.
Laura zerknęła w dół, na głowę chłopca.
- Nie, żebym nie lubił dziewczynek - kontynuował - ale Nick jest przecież
chłopcem. Chyba się ze mną zgodzisz?
W jej spojrzeniu kryła się jeszcze odrobina oburzenia.
- Potrzebne mi są nożyczki - stwierdziła krótko, wyciągając jednocześnie
dłoń w jego kierunku.
- Nie myślisz chyba, że noszę je zawsze przy sobie, ot tak, na wszelki
wypadek? - Uśmiechnął się. - Mam propozycję. Ty idz po nożyczki, powinny
być w łazience na dole. A my tymczasem utniemy sobie z Nickiem małą
pogawędkę.
- 65 -
RS
W pierwszej chwili chyba chciała zaprotestować, ale nie wiedzieć czemu
nagle zmieniła zdanie. Odwróciła się i znikła w głębi holu.
Umberto posadził sobie chłopca na kolanach, twarzą do siebie.
- No dobra, kolego. Okazuje się, że jesteś już całkiem dorosłym
mężczyzną - przemówił łagodnie. - Co ty na to, żebyśmy podcięli ci trochę tę
zmierzwioną czuprynkę? Zobaczysz, to nic wielkiego.
Dziecko uśmiechnęło się, jakby w pełni rozumiało sens wygłoszonej
przez Umberto mowy.
- Jestem pewien, że zniesiesz to dzielnie. Co innego twoja... - zmarszczył
brwi, jakby szukał w myślach odpowiedniego słowa - ...mama.
- Mama! - powtórzył zadowolony Nick.
- Tak, mama. Na pewno się rozpłacze, ale ty nie powinieneś się tym
przejmować. Kobiety są po prostu bardziej sentymentalne od nas, facetów. Jak
podrośniesz, sam zrozumiesz.
Umberto ściągnął swój podkoszulek. Następnie zdjął bluzeczkę Nickowi.
- A jeśli nawet nie zrozumiesz, to i tak będziesz musiał się z tym
pogodzić. Najlepiej, uwierz mi na słowo, pozwolić im się po prostu wypłakać. -
Ułożył ubrania na krześle. - Pod żadnym pozorem nie wolno ci próbować
uspokajać ich przy użyciu racjonalnych, logicznych argumentów. To powoduje,
że robią się nie tylko smutne, ale i wściekłe. Jesteś jeszcze za młody, by to
zrozumieć, ale możesz mi wierzyć, lepiej unikać tego typu sytuacji.
Ustawił krzesło na środku kuchni i delikatnie posadził na nim Nicka.
- Więc jak, rozumiemy się? Nie wolno ci płakać i marudzić, żeby nie
zasmucać niepotrzebnie mamy. - Po chwili kontynuował: - Ale uwaga! Nie
powinieneś również okazywać nadmiernej radości. Inaczej gotowa pomyśleć, że
sprawiła ci ogromną frajdę i powinna była to zrobić już dawno temu. I oto [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •