[ Pobierz całość w formacie PDF ]

schylony nad szklaneczką swego ulubionego trunku, potrójnego
dżinu pokropionego symbolicznie tonikiem, przyglądał się z zainte-
resowaniem tej zbieraninie.
- Telegram do pana.
Harvey rozdarł kopertę. Zawsze był niedbały.
- To od mojej córki, Rosalie. Aadnie, że pamiętała, ale, do
diabła, w końcu klacz nazwałem jej imieniem. Proszę bardzo, jedz-
my.
Wszyscy zasiedli do lunchu. Podano zupę-krem z porów na zim-
no, bażanta i truskawki. Harvey rozgadał się jeszcze bardziej niż
zwykle, lecz goście nie zwracali na to uwagi, wiedząc, że denerwuje
się przed gonitwą i że bardziej niż na wszelkich możliwych nagro-
dach, jakie mógłby uzyskać w Ameryce, zależy mu na trofeum z
Ascot. Sam Harvey nigdy tego nie potrafił zrozumieć. Może działa-
ła na niego tak zniewalająco szczególna atmosfera Ascot; składały
się na nią soczysta zieleń traw i pełna uroku okolica, eleganckie tłu-
my i budząca podziw sprawność organizacji.
- W tym roku ma pan chyba więcej szans niż kiedykolwiek
przedtem - odezwał się sir Howard.
- Lester Piggot jedzie na Crown Princess, koniu księcia De-
vonshire, a koń królowej, Highelere, jest też faworytem, nie mogę
więc przeceniać swych szans. Moje konie dwukrotnie przychodziły
na trzecim miejscu, a koń, który był faworytem, zawiódł. Jak tu nie
popaść w zwątpienie?
- Jeszcze jeden telegram, proszÄ™ pana.
I znów Harvey byle jak rozerwał kopertę tłustym małym pal-
cem.
- "%7łyczenia wszystkiego najlepszego i powodzenia w wyścigu o
nagrodę króla Jerzego VI i królowej Elżbiety". To od personelu
pańskiego banku, sir Howardzie. Aadnie się znalezli.
Angielszezyzna Harveya zniekształcona jego polsko-amerykań-
skim akcentem brzmiała dość komicznie.
- Jeszeze szampana, proszÄ™.
Doręczono kolejny telegram.
- Przy tym tempie będzie panu potrzebny osobny pokój na
poczcie. - Wszyscy roześmieli się z kiepskiego żartu sir Howarda.
I znów Harvey odczytał na głos tekst telegramu.
- "%7łałuję, spotkanie w Ascot niemożliwe. Odlatuję do Kalifor-
nii. Proszę odszukać starego przyjaciela profesora Rodneya Portera
z Oksfordu, laureata Nobla. Niech pan nie da się zrobić w konia
angielskim macherom. Wiley B., lotnisko Heathrow".
- To od Wileya Barkera, faceta, który zoperował mnie w Mon-
te Carlo. Ocalił mi życie. Wyciął mi kamień żółciowy wielkości tej
bułeczki, którą pan je, doktorze Hogan. Jak znalezć profesora?-
Harvey zwrócił się do starszego kelnera:
- Proszę zawołać mojego szofera.
Po chwili zjawił się f_ircykowato odziany fagas.
- Jest tu gdzieÅ› profesor Rodney Porter z Oksfordu. Odszukaj
go.
Jak wyglÄ…da, proszÄ™ pana?
Skąd, u diabła, mam wiedzieć - odparł Harvey. - Jak pro-
fesor
5zofer z żalem pożegnał się z zamiarem spędzenia reszty popo-
' łudnia przy torze wyścigów i odszedł pozostawiając Harveya i jego
gości sam na sam z truskawkami,szampanem i strumieniem nie-
, przerwanie napływających teleQramów.
- Wie pan,jeśli pan wygra,otrzyma pan puchar z rąk samej
' królowej - odezwał się Nick Lloyd.
- Mowa.Wygranie nagrody króla Jerzego i Elżbiety i spotkanie
2 Jej Królewską Mością byłoby ukoronowaniem mojego życia.Jeśli
Rosalie wygra,zaproponuję,by moja córka poślubiła księcia Karo-
, la.Są mniej więcej w tym samym wieku.
; - Nie sądzę,by nawet panu udało się to przeprowadzić.
; - A co zrobiłby pan z sumą osiemdziesięciu jeden tysięcy fun-
tów,panie Metcalfe? - spytał Jamie Clark.
- Oddałbym na cele charytatywne - odparł Harvey zachwyco-
' ny wrażeniem,jakie odpowiédz ta wywarÅ‚a na jego goÅ›ciach.
- Bardzo wspaniałomyślne.Całkiem w pańskim stylu - Lloyd
; 5pojrzał porozumiewawezo na Hogana.Jeśli nawet inni nie oriento-
; wali się,to oni dwaj doskonale wiedzieli,co mianowicie było w sty-
t lu Harveya.
5zofer powrócił,by oznajmić,że nigdzie nie natrafił na ślad sa-
motnego profesora: ani w barze z szampanem,ani w barku z prze-
' kąskami na golerii,ani w bufecie na padoku.Zaś do pomieszezeń
: klubowych go nie wpuszczono.
- Oczywiście,że nie - powiedział Harvey tonem z lekka napu-
; szonym.- Sam muszę go znalezć.Pijcie i bawcie się,proszę.
r Wstał i poszedł ku drzwiom wraz z szoferem.Gdy oddalil się na
; tyle,by goście go nie słyszeli,warknął:
- Zjeżdżaj stąd i nie ględż,zc nie możesz go znalezć,bo ci każę
' znalezć nową pracę.
, Szofer czmychnął.Harvey odwrócił się do gości z uśmiechem:
- Idę przyjrzeć się jezdzcom i wierzehowcom biorącym udział
w gonitwie o drugicj.
- Właśnie wychodzi z loży - powiedział James.
- Co takiego? - zabrzmiał mu nad uchem autorytatywny,zna-
jomy głos.- Mówisz do siebie,James? ,
_ 0bejrzał się.Obok stał dostojny lord Somerset,olbrzymi i wciąż
jeszcze prosty jak świeca,kawaler Military Cross i Distinguished
; 5ervice Order w I wojnie światowej,nadal pełen wigoru,choć po-
I 6o ¨ = = - co ao e=os_a I 6 j
marszczona twarz wskazywała, że przekroczył już był czas przezna-
czony mu przez Stwórcę.
- Do licha. Nie, proszę pana, ja... zakrztusiłem się.
- Jakiego konia typujesz w wyścigu o nagrodę króla Jerzego VI
i królowej Elżbiety? - spytał par Anglii.
- Postawiłem na Rosalie po pięć funtów z góry i z dołu.
- Chyba się rozłączył - powiedział Stephen.
- Wywołaj go jeszcze raz - doradził Jean-Pierre
- Co to za brzęczenie, James? Czyżbyś używał aparatu słucho-
wego?
- Nie, to,.. radio tranzystorowe. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •