[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powstało ze starannie ukrytej skrzynki. Gałązki jałowca i krzewinki borówek z powadzeniem
udawały drzewa i krzewy. Nad wszystkim wznosiło się ciemnoniebieskie niebo rozjarzone
gwiazdami, a nad dachem szopki świeciła szczególna, wyjątkowo duża gwiazda, jakiej Anna
Maria jeszcze nie widziała. Niebo wyglądało na zniszczone, musiało być stare, a tu i ówdzie
widniały ślady, że ktoś świeżo zamalował najgorsze plamy. Stół wyłożono zielonym mchem,
przez który wiodła do stajenki dróżka usypana z piasku i kamyków. Dróżką kroczyli trzej
mędrcy w pięknych, zdobionych złotem szatach, za nimi szły wielbłądy i ich przewodnicy.
Pasterze z owcami i barankami zostali skupieni nad małym jeziorkiem, utworzonym z
kawałka lustra otoczonego mchem, a w stajence, za postaciami Marii i Józefa, leżały wół i
osiołek.
Dziewczynki stały przed tym cudem oniemiałe.
- Niczego piękniejszego jeszcze w Martwych Wrzosach nie było - powiedziała matka Anny. -
Można by się rozpłakać, taka ogarnia człowieka błogość, kiedy się na to patrzy.
119
Anna Maria skinęła głową.
- Tak, i ja doznaję takiego uczucia.
- Scena też jest gotowa - poinformowała Klara. - Myślę, że teraz już nie więcej nie można
zrobić.
- Nie, wszystko jest w doskonałym stanie - powiedziała Anna Maria. Roześmiała się. - No i
popatrzcie! A ja myślałam, że wszystko się zawali tylko dlatego, że spałam zbyt długo!
Wszyscy obecni śmiali się wraz z nią, a ona rozkoszowała się tym życzliwym oddaniem,
jakie jej okazywali.
- No, pozostaje jedynie mieć nadzieję, że ktoś przyjdzie - powiedziała matka Anny.
- Tylko żeby ich nie było więcej niż trzydzieści cztery osoby - ostrzegła Klara. - Policzyłam
wszystkie miejsca siedzące. Więcej się nie zmieści, a i tak dzieci musiałyby siedzieć na
podłodze.
- Och, takiego tłoku to na pewno nie będzie - uśmiechnęła się Anna Maria. - Przyjdą dzieci,
ich rodzice i proboszcz. Zostanie dużo pustych ławek.
Starannie zamknęła drzwi klasy na klucz i wszyscy rozeszli się do domów.
Kiedy robiło się już ciemno i czas rozpoczęcia uroczystości się zbliżał, wszystkie kobiety
zebrały się ponownie w szkole. Kawa stała na piecu, mleko w dzbankach, wszystkie stoły
nakryte, a na nich tace z górami kanapek i ciast, przyniesione tu przez pełne skrupułów
gospodynie.  Mój chleb jakoś nie chciał dobrze rosnąć!  Miałam tylko jedną tacę, czy może
tak być?  Nie wiem, czy te moje strucle się udały... Ale, oczywiście, wszystko udało się
nadzwyczajnie, kobiety na całym świecie mają zwyczaj podawać w wątpliwość jakość
swoich wypieków. Za opuszczoną kurtyną kręciły się podniecone dzieci, Anna Maria z
pomocą Klary starała się ubrać je w kostiumy, umocować, co trzeba, poprawić, wciąż
czegoś brakowało, trzeba było improwizować. Panna Maria, czyli Greta, siedziała już
gotowa z Dzieciątkiem Jezus w objęciach. Anioły, najmniejsze uczennice, nieustannie
musiały biegać siusiu, a ponieważ nie mogły pokazywać się przyszłym widzom w
kostiumach, za każdym razem trzeba było zdejmować z nich płaszcze i odpinać skrzydła.
Bengt-Edward z godnością odgrywał swoją ważną rolę, ale pocił się okropnie i wciąż musiał
sobie ocierać twarz. Egonowi zapodział się gdzieś domowej roboty kostur wędrowca.
I nagle pojawili się widzowie! Wielkie zamieszanie przy drzwiach, to rodzina Bengta-
Edwarda, pięknie ubrana, uroczysta, wchodziła na salę, zapraszana uprzejmie przez Linę
Axelsdotter, która czyniła honory domu. Anna Maria została przecież zraniona w prawą rękę,
musiałaby się wdawać w długie tłumaczenia, na które nikt nie miał czasu. Goście zostali
skierowani do pierwszych rzędów, ale najpierw musieli obejrzeć szopkę Kola. Zatrzymali się
tam na długo, a tymczasem do sali wchodzili wciąż nowi.
120
O jednej sprawie w całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli: co zrobić z okryciami widzów?
Gdzie je pomieścić? Nie ma przecież miejsca!
Zjawił się akurat Kol, więc Anna Maria zdenerwowana prosiła go o radę.
- Poczekaj chwilkę - uspokoił ją i zawołał do siebie jednego z mężczyzn. Wyszli, a za chwilę
przynieśli długi stół z biura. Ustawiono go po prostu w kącie sali i tam można było składać
ubrania, jedno na drugim.
Sytuacja stawała się krytyczna. Rodziny dosłownie waliły drzwiami, wszystkie dzieci,
chodzące do szkoły i nie, tłoczyły się przed żłóbkiem, tak że tylko niektóre mogły cokolwiek
zobaczyć, a Anna Maria bała się, by oświetlające szopkę świece się nie poprzewracały.
Przyszedł proboszcz. Na szczęście Lina natychmiast się nim zajęła, wskazała mu miejsce w
pierwszym rzędzie, ale zanim usiadł, powiedział kilka pięknych słów przy żłóbku. Kiedy teraz
Anna Maria się odwróciła, zobaczyła, że przy drzwiach stoi spora grupa górników. Poprzez [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •