[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odwrotnie niż w Gorzeniu" - myślał z goryczą dawny jego mieszkaniec.
Gorzcń; powietrze wonne, świeczniki kasztanów nad bramą, w pokoju piec kamyczkowy na glinie
lepiony, trochę podobny do szafy, a trochę do kapliczki przydrożnej", okna w kolorze zieleni na
ogród i na sad... Czy wróci tam nie zmieniony, taki sam, jaki był, gdy wyruszył ze wsi do
nadwarciańskiego miasta? Nie umie na razie dać sam sobie odpowiedzi na to pytanie. Czy będzie
tak jak dawniej tworzył wierszowane strofy o koślawcach, powsinogach, o dobrotliwych
chłopach?... Ni to chłopach, ni nie chłopach, takie to bowiem wszystko prześwietlone słodyczą,
takie uświęcone bezpośrednią, choć nie uświadomioną komunią z przyrodą", takie szczęśliwe są
bez miary, choć upośledzone życiowo te wędrowniki-rzemieślniki. Mity, mity udziwnione,
nieprawdziwe, wyidealizowane, choć spotykają się w nich i gwarzą ludzie powszedni, spotykani na
co dzień.
Niespełna cztery lata przeminęło od dnia wyjazdu Zegadłowicza z Beskidów, a tyle nazbierało się
w nim refleksji, obrachunków z dawnym sobą, z obecnym sobą. I tyle wewnętrznego zamętu i
niezadowoleń! Niedobrze już będzie się mieszkać w dawnych opłotkach, chodzić
wysłonecznionymi koleinami ze swoimi koślawcami-poczciwcami. Nowe tematy, nowe cele
może ataku? nowi bohaterowie winni znalezć w nim swego piewcę.; piewcę" nie, to słowo
też już nawet śmieszy, jeśli ma się zamiar szukać także nowych środków ekspresji...
Nie umiał i nie lubił być sam, pozbawiony oparcia w bliskiej zamiłowaniami, dążeniem grupie
ludzi; mogła to być nawet jedna silna indywidualność. Gdy mu tego brakowało, gasł, cichł, trudno
przychodziło mu wtedy się odnalezć, mnożyć myśli, pracować, skrzyć się od wewnątrz...
Takim właśnie zastał go przełom 1930 31 roku. Myślał często o towarzyszach z Czartaka", ale
serdeczność rozdzielana w listach do dawnych przyjaciół nie oznaczała teraz ręki wyciągniętej do
dalszych wspólnych artystycznych poczynań. Odszedł już bowiem trochę z prostego traktu, którym
szli razem w czartakowskiej procesji z wypisanymi na chorągiewkach hasłami: Kontakt duchowy z
wszechświatem! Wszechmiłość! Jaśniała aureola nad głowami towarzyszących im prostaczków, w
słoneczku łaskawym jawiły się ponadczasowe obrazki... Sprzyjała cała natura.
Było błogo... Ale dziś, z perspektywy czasu, poszerzonej doświadczeniami, wydaje się to wszystko
wypreparowane, wyłuskane z miąższu współczesnej rzeczywistości, społecznych uwarunkowań,
oderwane od ziemi, choć tak niby bardzo związane z ziemią, na której żyjemy. Nadal idea miłości,
pochylenie się nad człowiekiem, ale i bunt. Nadal to: Bracia! Nadal myśl o zharmonizowaniu i
ustosunkowaniu przeciwieństw i rozbieżności", ale i smak gniewu zdolnego niszczyć bóstwa
dotychczasowe do cna zakłamane", atakować obłudę, pychę i zacofanie, przetrzebiać puszczę
przesądów. Nadal umiłowanie biedoty bytowania człowieczego" i wiara w odrodzenie ludzkości
przez miłość", ale i niezgoda na tworzenie poetyckiego mitu o szczęśliwym, bo zgodnym z naturą
życiu pracowitych, przeanielonych ludzi, Przebicie seraficznej atmosfery ładunkami własnych
rozczarowań, doświadczeń, które nie mogły mieć miejsca przedtem na wyidealizowanym" skrawku
beskidzkiej ziemi, pozwoliło mu na swobodniejszą i większą skalę porównań, odczuć. Może na
początku iskrą zapalną były własne urazy do poznańskiego świata, ale materiał pobudzający do
pewnego rodzaju odwetów miał sam przez się swe zapalne punkty, które poeta nazwał: obłudą,
pychą zacofania; kramarstwem, niechrześcijańską złą krzykliwą zapienioną podstępną małością,
czyhającą za każdym węgłem". Czuł się na razie jak samotny żeglarz pośrodku wielkiej wody na
niesprawnej łajbie; oddalił się od jednego brzegu, zostawił tam raz na zawsze zakrzepłe struktury,
układy, którym nie chciał już podlegać, pożegnał nierozumiejące, zdziwione miny tubylców,
niechętne mu oblicza. Dążył ku drugiej stronie, skąd dochodziły go życzliwe głosy, a ręce
przyjaznie wyciągnięte świadczyły o gotowości przyjęcia nowicjusza do nowego bractwa. W
aktualnym stanie ducha jakże łaknął, on, nie znoszący niewygody samotnictwa, sprzymierzeńców
podobnie przesadzonych tu, na wielkopolską ziemię, z innych zagonów kraju. Tymi ludzmi byli
wówczas m.in. Jan Sztaudynger, Stanisław Witold Balicki. Dotychczasowy piewca ludzi ubogich,
lecz żyjących w błogiej symbiozie z naturą, niosący pokój sercom i hasło wszechmiłości, pracę pod
innym sztandarem, jak każdy neofita, rozpoczął od gniewnych ataków na to, w czym dawniej tkwił.
Zapasy z samym sobą, wewnętrzne rozrachunki, rozterki. Odraza do wszelakich przymusów,
którym jeszcze całkiem niedawno poddawał się, narastała coraz silniejszym rozdrażnieniem; tląca
się już od pewnego czasu, wybuchnęła teraz eksplozją, skandalizującym manifestem: Listem
pasterskim" zamieszczonym w pierwszym numerze z grudnia 1931 roku lewicującego
Dwutygodnika Literackiego". Słowa pełne pasji kierował do drogich braci w poezji". W nowej
grupie sprzymierzeńców uchodził za człowieka zapalnego, uczulonego na niesprawiedliwości,
krzywdy. Jego wrażliwość, niezgoda na nierówności wypączkowała na nowym gruncie nie tylko ku
górze, ku słońcu, ku rozmodrzonym po wieczność przestworzom", lecz objęła sprawy tej ziemi nie
w harmonijnej tylko ich symbiozie, ale w poszerzającym kąt widzenia rozumieniu, że pewne
rachunki krzywd należy rozliczać już na tym ziemskim padole. Próbował zawrzeć to w owym
głośnym, publicystycznym liście", podpisanym kpiarsko i wyzywająco żartobliwie: Emilencja" i
świadczącym o odwrocie z dawnych okopów. W tych dość ogólnikowych, falangowo postępowych,
dyktowanych świętym gniewem sprawiedliwego człowieka sądach, twierdzeniach, apelach,
znalazł się wreszcie jeden konkretny obraz, jeden akcent, nie znany dotąd w twórczości poety:
chore niedokarmione dzieci spragnione słońca, zapachu igliwia i powietrza.
Każdy człowiek wyłamujący się ze starych konwencji twórczych, obyczajowych, ideowych czy
towarzyskich i znajdujący nowe podniety w innym zgoła otoczeniu budzi protest u wszystkich,
którzy przyzwyczaili się oglądać go jako produkt ich życiowych formuł.
Poznańska opinia publiczna okazała więc Emilencji" wrogość. Niechęć żywili teraz do niego
wszyscy; nie tylko ci, którym bezpośrednio rzucił rękawicę albo którym wydawało się, że atak
skierowany jest w ich stronę; w stronę ociężałości kulturalnej, obyczajowej, W stronę tej
przysłowiowej Beocji z jej psychiczną I twórczą indolencją... Głośno mówiono o Galicjuszu z
Kongresowy", który czarną niewdzięcznością odpłacił za suty chleb, smarowany miodem. Poeta
parafrazujący nieraz na poznańskim gruncie słowa Goethego: ,,Więcej powietrza!" i wyznający, że
po napisaniu ,,Listu" odetchnął wreszcie, wyzwolony, prawdziwie głęboko, pełną piersią, znalazł
się nagle w opałach. Dosłownie więcej powietrza napłynęło w gwałtownym podmuchu do jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona Główna
- Krystyna Siesicka Cykl ZapaĹka na zakrÄcie (2) PejzaĹź sentymentalny
- Burnes Caroline CzytadśÂo na lato MiśÂosne intrygi KośÂysanka dla Daw
- Anonim PieśÂśÂ o Rolandzie (pdf)
- Brenda Coulter At His Command (pdf)
- grisham john wspolnik
- Janny Wurts The Cycle of Fire 3 Shadowfane
- Glass Cathy Skrzywdzona
- Jack L. Chalker Rings 1 Lords Of The M
- Cassandra Pierce [The Aquans 01] Jewels from the Sea [Siren LoveXtreme] (pdf)
- Barry Sadler Casca 02 God Of Death
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- amerraind.pev.pl