[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dezaprobatą. - Jeszcze nigdy nie widziałam czegoś tak obrzydliwego. Janet
uważa, że to biologiczna bomba i że najwyższy czas, aby coś z tym zrobić.
- W porządku. - Oliver otworzył lodówkę, chwycił słoik i wyrzucił-go do
pojemnika na śmieci. - Zrobione.
Janet weszła do pokoju w chwili, gdy słoik z hukiem lądował w koszu.
- Co to było?
- Słoiczek pana Collinsa.
- Nie wolno ci tego robić, Oliverze - zaprotestowała Janet. - To zaczęło
się już pokrywać pleśnią i potrzebuje odpowiedniego zabezpieczenia.
- Nie sądzę. - Oliver roześmiał się. - Tam, skąd przybyło, jest tego
znacznie więcej.
- Och, z pewnością - dodała Toni. - Może Josh otrzyma dziś kolejną
porcję...
- Co to właściwie jest? - zapytała Sophie.
- Trująca roślina przypominająca grzyb - wyjaśnił Oliver z błyskiem w
oczach. - Pan Collins znalazł ją w swoim ogrodzie. Jest przekonany, że
zaraża jego kapustę i powoduje u niego wzdęcia.
- Och, proszę was! - Janet otwierała właśnie jogurt. - Chciałabym jednak
coś zjeść.
- No właśnie - powiedział Josh płaczliwym głosem. - A ja za chwilę mam
z nim spotkanie.
- Dobrze ci tak - oświadczył Oliver. - Może Toni wybaczy ci, że
naraziłeś ją na kontakt z tą okropną Deborah.
- Skinął na Toni. - Wprowadz pana Collinsa do bocznego pokoju. Jest
mniejszy od gabinetu Josha. - Wyciągnął ostrzegawczo palec w kierunku
wspólnika. - Tylko niech ci nie przyjdzie do głowy zapalić zapałkę.
Sophie musiała się roześmiać. Poczucie humoru Olivera było czymś, co
od początku jej się w nim podobało. Szybko wypiła resztę kawy.
- Spóznię się na seminarium, jeśli się zaraz nie ruszę. Zobaczymy się
pózniej.
Zajęcia z otoskopii szybko przyniosły efekty. Do piątku Sophie
trzykrotnie miała okazję wykorzystać nowe umiejętności. Jej przedostatnią
pacjentką w piątek przed południem była ośmioletnia dziewczynka, która od
okresu niemowlęcego miała powtarzające się infekcje ucha.
Sophie ostrożnie wprowadziła wziernik otoskopu do ucha dziecka.
- Czy potrafisz spowodować zatkanie uszu poprzez ściśnięcie nosa i
jednoczesne silne wydmuchanie go?
- Myślę, że tak.
RS
60
- Dzielna mała. Zrób to więc, proszę. - Sophie obserwowała, czy
wybrzuszenie błony bębenkowej wskazuje na prawidłowe funkcjonowanie
trąbki Eustachiusza.
- Dobrze. - Sophie wyjęła wziernik z ucha dziewczynki.
- Nie ma żadnych objawów infekcji, ale błona bębenkowa jest bardzo
wiotka. Zrobimy tympanogram i porównamy go z tym sprzed miesiąca. Czy
masz jakieś kłopoty w szkole ze słyszeniem nauczyciela, Katy?
- Nie.
- Ale nigdy nie słyszy, kiedy każę jej posprzątać pokój -z uśmiechem
zauważyła matka Katy. - Jest wtedy głucha jak pień.
- Pójdę po tympanometr - powiedziała Sophie.
Kiedy weszła do pokoju zabiegowego, Janet odkładała właśnie
słuchawkę.
- Piętnaście wezwań na powtórne badanie krwi! - westchnęła. -
Zaczynam całą serię przedszkolnych szczepień.
- Biedaczka - rzekła ze współczuciem Sophie, rozglądając się wokół. -
Muszę zrobić tympanogram.
- Aparat jest tam, przy autoklawie - odparła Janet, po czym odfajkowała
ostatnie figurujące na liście nazwisko i sięgnęła po kolejny wydruk z
komputera. - Nie mam pojęcia, jak sobie z tym wszystkim poradzę. Aha,
Ruby Murdock czeka na ciebie w poczekalni.
- Wiem, to moja następna pacjentka.
- Jest z nią córka.
Sophie wyczuła w jej głosie nutę rozbawienia.
- No i?
- No i siedzą naburmuszone o kilometr od siebie.
- Och, nie! - jęknęła Sophie. - Dzięki za ostrzeżenie. - Pomyślała, że
może za parę minut sytuacja się zmieni.
Kiedy dziesięć minut pózniej wyprowadzała z gabinetu swą małą
pacjentkę, sytuacja w poczekalni nie uległa zmianie. Ruby i jej córka wciąż
siedziały daleko od siebie.
- Pani Murdock, mogę już panią przyjąć - rzekła Sophie. Ruby z trudem
podniosła się z krzesła. Jej córka wciąż patrzyła w podłogę.
- Czy ty również wejdziesz do gabinetu, Felicity? - zapytała Sophie.
- Chyba tak... - Felicity wstała z ociąganiem.
Sophie zrobiła smętną minę. Sytuacja wyglądała znacznie gorzej, niż
przypuszczała.
- Ten oddech wcale mi się nie podoba, pani Murdoch - oznajmiła,
ujmując przegub jej dłoni. - Czy używała pani inhalatora?
RS
61
- Nie - odparła Felicity. - Mama twierdzi, że wcale jej to nie pomaga.
Felicity patrzyła na Sophie, ignorując matkę. Sophie zmarszczyła brwi.
Wyjęła z szafy inhalator, przez cały czas obserwując pacjentkę. Starsza pani
oddychała bardzo szybko, a mięśnie jej szyi były wyraznie napięte.
- To dlatego, że nie... było cię u mnie od trzech dni.
- Ruby musiała wziąć oddech w środku zdania.
- Proszę wypuścić powietrze, pani Murdock - poleciła Sophie, po czym
ustawiła w odpowiedniej pozycji ustnik. -A teraz wdech. - Sophie ścisnęła
pojemnik z lekiem rozszerzającym oskrzela.
- Niedobrze mi się robi od tych ciągłych pretensji, mamo - rzekła ze
złością Felicity. - Tak samo jak niedobrze mi od tych wszystkich
dodatkowych obowiązków. Mam dosyć pracy przy trójce dzieci i mężu.
- To również jego dzieci - przerwała jej Ruby. - Jest taki leniwy...
Wystarczy spojrzeć na jego minę, kiedy... go proszę, żeby skosił mój
trawnik. - Oddech Ruby stawał się coraz bardziej niespokojny. - Jestem
twoją matką, Felicity, jeśli to teraz coś jeszcze znaczy.
Felicity, patrząc na zasępioną twarz Sophie; zmieniła taktykę.
- Na litość boską, pani doktor! Ja tylko przypomniałam mamie, że
obiecała chodzić do supermarketu w ramach zaleconych przez panią
spacerów. To zaledwie dziesięć minut od jej domu, jeśli nie mniej. W ten
sposób zaoszczędziłabym jedno popołudnie w tygodniu, a mamie codzienny
spacer wyszedłby tylko na zdrowie.
Usta Ruby zadrżały, a oczy wypełniły się łzami. Jej oddech budził w
Sophie coraz większy niepokój.
- Proszę się nie denerwować, pani Murdock. Wszystko się jakoś ułoży. -
Rzuciła w stronę córki ostrzegawcze spojrzenie. - Nie sądzę, żeby to był
dobry moment na taką rozmowę. Trochę się martwię tym atakiem astmy.
Jednak żadna z kobiet jej nie słuchała.
- Można to łatwo rozwiązać, i ty doskonale o tym wiesz.
- Nie możesz się do nas przenieść, mamo. Mówiłam ci, że to niemożliwe.
Brent nigdy się na to nie zgodzi. On mnie zostawi. To nie fair żądać tego
ode mnie. Robię wszystko co w mojej mocy.
- Więcej już nie będziesz. - Ruby z trudem łapała powietrze. Jej usta
posiniały.
Sophie pochyliła się nad nią, by się upewnić, czy pacjentka wciąż widzi i
słyszy, i głośno powiedziała:
- Zaraz zaprowadzimy panią do zabiegowego. Poproszę któregoś z moich
kolegów, żeby także na panią spojrzał. Felicity, czy możesz wziąć matkę z
drugiej strony?
RS
62
- Czy z nią jest aż tak zle? - z niepokojem spytała Felicity. - Myślałam,
że robiła to po to, żebym czuła się winna. To trwa od poniedziałku, kiedy
mnie przekonywała, że powinna się do nas przenieść. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •