[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyszeptał, zmieniając temat. - Ciekawe, czy widziałaś ju\ wystarczająco du\o, \eby wiedzieć, co jest dobre dla
ciebie?
- Zdaje się, \e dość pózno zaczęłam się rozglądać po świecie.
Chciała się od niego odsunąć, ale przyparł ją do barierki.
- Dr\ysz, kiedy cię dotykam. - Przesunął rękami po jej ramionach, a\ ich dłonie się zetknęły. - Czy masz
pojęcie, jak bardzo mnie to podnieca?
Coś ścisnęło ją w piersi. Nie mogła oddychać, jej nogi stały się wiotkie i miękkie.
- Stephen, mówiłam powa\nie - skarciła go cicho. - Stephen... - powtórzyła, kiedy delikatnie dotknął ustami
jej skroni. - Ja naprawdę nie mogę. Muszę... - Lekko pocałował ją w policzek, tu\ przy uchu, mimo to zdołała
dokończyć: - Muszę się nad tym wszystkim zastanowić.
Nagle wydała mu się krucha, przejmująco wręcz bezbronna. A przez to jeszcze bardziej kusząca.
- Dobrze, Rebeko - odparł - zastanów się. Kiedy pocałowałem cię pierwszy raz, zaskoczyłem cię, nie dałem
mo\liwości wyboru. Teraz masz wybór.
Jego usta krą\yły tu\ przy jej twarzy, muskając ją przelotnie. Prawie jej nie dotykał. Była to raczej
zapowiedz, obietnica dotyku. Niczego jej nie narzucał i zapewne wystarczyłoby tylko go odepchnąć, a męka by się
skończyła.
I przyjemność tak\e.
Uśmiechnęła się w duchu. Stephen powiedział, \e ma wybór. Ona sama chciała czekać, zastanawiać się,
decydować świadomie i rozsądnie.
- Nie, nie mam \adnego wyboru - wyszeptała i poszukała ustami jego ust.
Wyznanie to było niczym kapitulacja, poddanie się prze mo\nej sile, której Rebeka nie była w stanie dłu\ej
kontrolować. Nie miała ani wyboru, ani przeszłości, ani przyszłości. Liczyła się jedynie ta chwila i to, co działo się
między nią a Stephenem - ich bliskość, namiętność, gorący, zachłanny pocałunek. Czuła mocne bicie serca kochanka
tu\ przy swoim rozszalałym sercu. Zatopił dłoń w jej włosach i odchylił jej głowę w tył, jakby brał ją całą w
posiadanie. Z nikim jeszcze czegoś takiego nie prze\yła. A kiedy poczuła na języku jego język, jęknęła głucho z
zaskoczenia i rozkoszy.
Stephena przeszyła ta sama rozkosz. I to samo zaskoczenie. Był zdumiony i zachwycony. Przyszło mu na
myśl uderzenie pioruna, błysk światła i mocy. Miał wra\enie, \e trzyma to światło w ramionach. Rebeka była tak
słodka, tak kobieca, jakby uosabiała wszystkie kobiety świata. Jednocześnie zaś była tą jedną, jedyną, stworzoną
tylko dla niego i jemu przeznaczoną. Słyszał jej urywany oddech, czuł dr\enie delikatnego, kruchego ciała, smak
gładkiej skóry, zapach, od którego kręciło mu się w głowie. Szepcząc jej imię, przycisnął usta do szyi Rebeki,
delikatnej jak jedwab i ciepłej od słońca, ona zaś z westchnieniem przypominającym szloch zarzuciła mu ramiona na
szyję.
Ten pełen oddania gest otrzezwił go i pomógł cofnąć się znad granicy, którą ju\ miał przekroczyć. Jeszcze
przed chwilą miał ochotę rzucić Rebekę na pokład, nie zastanawiając się nad tym, czy ona tego chce i jakie mogą
być konsekwencje owego wybuchu namiętności - teraz jednak zamknął tylko oczy i przytulił ją do siebie, słuchając
nierównego bicia jej serca. Skrzywdziłby ją, gdyby wykorzystał jej słabość. A przecie\ nie chciał skrzywdzić
Rebeki. Była mu zbyt droga, zbyt bliska.
Pomyślał ze zdumieniem, \e chyba odebrało mu rozum.
Chocia\ bowiem podniecenie nieco zel\ało, narodziło się w nim coś głębszego i o wiele bardziej
niebezpiecznego. Oto nadal pragnął Rebeki, ale w sposób najgrozniejszy dla ka\dego mę\czyzny - pragnął jej na
zawsze.
Przeznaczenie. To słowo znowu przyszło mu na myśl, kiedy głaskał ją po włosach. Zakochał się w niej i
kochał ją coraz mocniej, czy tego chciał, czy nie. Nie spodziewał się, \e owładnie nim tak głębokie uczucie, i to
zaledwie po kilku godzinach spędzonych razem.
Och, bywało ju\ tak, \e zawładnęło nim instynktowne, trudne do wytłumaczenia po\ądanie. Zobaczył
kogoś, zapragnął i zdobył. A jednak Rebekę zapragnął zdobyć - i ju\ nikomu nie oddać.
Z rozmysłem cofnął się o krok.
- Mo\e \adne z nas nie ma wyboru? - powiedział, po czym odsunął się jeszcze dalej i wło\ył ręce do
kieszeni. -Mo\e to, co nami kieruje, jest silniejsze od nas samych? Nie powinno tak być.
- A jednak jest.
- Gdybyśmy bardziej się pilnowali...
- Ale nie jesteśmy w stanie.
- Mo\e jeszcze jesteśmy. Jeśli nie dotknę cię więcej, na pewno łatwiej ci będzie podjąć decyzję. Zostawię ci
wybór...
- Nie chcę - odparła szybko, po czym przeczesała dr\ącymi dłońmi włosy. Nie potrafiła udawać. Nawet nie
zadała sobie trudu, \eby ukryć dr\enie w głosie. Zresztą i tak nie wiedziałaby, jak to zrobić. - Nie chcę, \ebyś
zostawił mi wybór - powtórzyła, patrząc wprost w oczy Stephena, które natychmiast pociemniały.
- Bardzo mi wszystko utrudniasz.
- Wiem. - Powoli wypuściła powietrze z płuc. Nikt jeszcze tak bardzo jej nie pragnął. I pewnie ju\ nigdy
się to nie powtórzy. - Przepraszam, nie chciałam.
- Wierzę ci, \e nie chciałaś. - Z wysiłkiem rozluznił wcią\ ukryte w kieszeniach dłonie. - I właśnie to tak
mnie w tobie intryguje: twoja naturalność, niewinność. Dlatego zdobędę cię, Rebeko - powiedział, a wówczas w jej
oczach ujrzał błysk. Podniecenia? Paniki? A mo\e obu tych uczuć jednocześnie? - Postaram się jednak dać ci trochę
czasu.
Roześmiała się mimo widocznego zdenerwowania.
- Czy powinnam ci za to podziękować, czy te\ uciec przed tobą póki czas? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •