[ Pobierz całość w formacie PDF ]

najlepszych strzelców. Porucznik Gaines i ktokolwiek się z nim umówił, zginą w restauracji.
Gaines i Ann zgodnie z planem pojechali do Sajgonu. Gaines, w świeżo
wyprasowanych spodniach, czuł się znacznie lepiej.
Ann ubrała się zupełnie po cywilnemu - w dżinsową spódnicę i czerwoną bluzkę,
która prócz tego, że była bardzo elegancka, podkreślała jej powabne kształty.
Wieczór rozpoczęli od spaceru aleją Nguyen-Hue, słynną z egzotycznych kwiatów.
Ludność stolicy Południowego Wietnamu, leżącej nad sześćdziesięciokilometrową
zatoką, która łączyła port z Oceanem Spokojnym, rozrosła się podczas wojny do pięciu
milionów.
Gaines chciał kupić Ann wszystkie kwiaty na ulicy, lecz ona zgodziła się tylko na
jedną różę.
Zatrzymali rikszę, podali prowadzącemu adres restauracji i usiedli. Zdążali po Duong
Tu-Do - ulicy Wolności, głównej ulicy Sajgonu, która miała kształt szerokiego bulwaru
prowadzącego z portu wprost do katedry.
Nowoczesne biurowce przygniatały swym ogromem domy starszej daty. Wszędzie
tętniło życie, ulice pełne były samochodów, riksz i rowerów. Sprzedawcy tłoczyli się jeden na
drugim, głośno zachwalając swój towar, a grupy mężczyzn oddawały się grom hazardowym
siedząc na chodniku.
Kobiety wietnamskie uchodziły za najpiękniejsze na Dalekim Wschodzie. Te godne
szacunku ubierały się w kolorowe suknie przypominające kimona, zaś wszędobylskie
prostytutki wystawiały na pokaz swe atuty polecając usługi każdemu amerykańskiemu
mężczyznie w zasięgu wzroku. Z wyjątkiem Gainesa, któremu druga dama do towarzystwa
nie była potrzebna.
Już po raz trzeci Gaines i Ann wybrali  Chez Louis", elegancką pozostałość po
czasach francuskiego kolonializmu. Nie było tam taniej niż w innych restauracjach, które jak
grzyby po deszczu powyrastały w mieście, lecz jedzenie podawano znakomite. Nawet jeżeli
wziąć pod uwagę fakt, że Gaines nie zaliczał się do znawców francuskiej sztuki kulinarnej.
Mieściła się w małym, niskim budynku, wciśniętym pomiędzy hinduski sklep z
żywnością a chiński bazar, gdzie można było kupić wszystko, począwszy od ubrań, a
skończywszy na klejnotach i suszonych rybach.
Zjedli duszoną wołowinę w sosie, rozmawiając o wszystkim: przeczytanych
książkach, wspomnieniach z domu i tym, co przydarzyło im się do tej pory, unikali jednak jak
ognia wojny i spraw z nią związanych. Należała im się przecież chwila ucieczki od piekła Lai
Khe i brudnej wojny w dżungli, która wydawała się im teraz odległa o tysiące kilometrów.
Gdy skończyli deser i delektowali się podanym alkoholem, Ann poruszyła temat, o
którym już dawno mieli poważnie porozmawiać.
Gaines nie pił zbyt wiele, przeciętnie trzy piwa w dniu wolnym, ale nic więcej. Czuł
się dobrze po smakowitym obiedzie, naprawdę odprężony, lecz nie na tyle, by zupełnie
zapomnieć o tym, gdzie są. Był tak samo czujny jak w dżungli na najmniejszy choćby sygnał
zagrożenia, który lada chwila mógł się objawić spoza szumu rozmów.
Zdawał sobie sprawę, że wojna nie kończyła się w dżungli, że ludzka dżungla w
mieście była tak samo niebezpieczna jak prawdziwa.
Tak czy owak dobrze wiedział, o czym mówi Ann, bo sam o tym wiele myślał. Dość
dawno jednak nie myślał w taki sposób o żadnej kobiecie, może kiedyś dawniej, nim poszedł
do wojska.
- Czy zdaje pan sobie sprawę, poruczniku Gaines, że spędziliśmy wieczór
rozmawiając o wszystkich rzeczach pod słońcem, ale nie zamieniliśmy ani słowa o nas?
Gaines spojrzał na zegarek.
- Lepiej się pospieszmy, jak mamy złapać autobus do bazy.
Uśmiechnęła się i westchnęła przesadnie.
- Wiedziałam, że będziesz żartował, kiedy zacznę o tym mówić - położyła swe ciepłe,
miękkie palce na jego twardej, posiniaczonej dłoni. - Kiedy zacznę mówić o nas.
Uśmiechnął się do niej. Podobała mu się, kto wie, może nawet coś więcej?
- Więc to tak wygląda? Czy mam rozumieć, że pozwolimy rozwinąć się temu, co jest
między nami i zobaczymy, co z tego wyniknie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •