[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ma drogi odwrotu. Mel jest już przecież na łodzi. Cholera, właśnie daje znaki, że potrzebne będzie
wsparcie, a Lily nie może zrobić ani kroku! Jedyne co jej pozostało, to modlić się, żeby bystre oko tej
wiedzmy nie dostrzegło niczego. O rany! Nie, to niemożliwe, mają Lily..Mądra dziewczyna. Nie
próbuje uciekać. Jak może, stara się zachować zimną krew. Zawlekli ją na pomost, a teraz
najwyrazniej szukają Mela. Nie potrwa to zbyt długo, zaraz i jego będą mieli. Co robić? Co robić?
Póki co, musimy się z Klotyldą dobrze schować. Jak się sytuacja trochę unormuje, może da się coś
wymyślić. Mel uratuje Lily, jestem tego pewien. Szkoda, że nie umiem gadać po ludzku, bo nie sądzę,
żeby facet na posterunku zrozumiał mój koci komunikat. Dobrze, Lily, rób, co ci mówią. Grzeczna
dziewczynka. Nie, nie wyciągaj pistoletu! O rety, moja Klotylda ładuje się właśnie w samo oko
cyklonu. Nie skacz na niego! Nie! On cię zabije! Uf. Uciekła. Zaraz, muszę się upewnić, czy jej nie
drasnął. Obezwładnili Lily i odebrali jej pistolet. Nie można powiedzieć, żeby obchodzili się z nią zbyt
delikatnie.
Prowadzą ją w kierunku łodzi. Gdzie jest Klotylda? Boże, co za zamieszanie, a do tego kompletne
fiasko! Chyba stracę głowę.
ROZDZIAA PITNASTY
Lłly próbowała wyrwać się z uścisku. Miała po-ścierane dłonie i kilka siniaków. Dała też sobie
odebrać pistolet, który dostała od Mela. Ale przede wszystkim straciła nadzieję, że uda im się coś
wskórać.
- To nie było najmądrzejsze z twojej strony  powiedziała z rozbawieniem w glosie Margie Lavert. -
A teraz przypomnij sobie, że jesteś damą. Idz grzecznie przed siebie. Jestem przekonana, że Way-man
ucieszy się na twój widok.
Jeden z osiłków popchnął Lily w stronę pomostu. Potknęła się i omal nie upadła. Odwróciła się i
rzuciła mu ostre spojrzenie. Kochana Klotylda, próbowała jej pomóc. Lily miała nadzieję, że temu
draniowi nie udało się postrzelić kotki. Ona nie liczyła na tyle szczęścia. Było to bardzo mało
prawdopodobne. Chyba że Kumpel coś wymyśli. Dobrze, że nie zdradził swojej obecności.
- Nie ujdzie wam to na sucho - wypaliła Lily.
- Tak uważasz? Gdzie jest ten gliniarz?
Nic nie odpowiedziała, w zamian za co poczuła kolejne szturchnięcie.
- Nie wiem. Kazał mi tu zostać, ale nie powiedział, dokąd idzie. Miałam obserwować łódz.
- A on poszedł na piechotę z powrotem do miasta. No pewnie - zaśmiała się Margie.
Lily miała nadzieję, że strzelanina ostrzegła Mela. Może zaszył się gdzieś na łodzi i czekał na
odpowiedni moment, żeby obezwładnić Margie i tych facetów, kiedy wejdą na pokład. Jej nikłe
nadzieje runęły w gruzy, gdy wepchnięto ją do kabiny. Mel siedział na krześle, a za nim stał Wayman
Bishop z pistoletem przyłożonym do jego głowy.
- Lily! - krzyknęła z przerażeniem Susie, zwinięta w kłębek w kącie kabiny. - On nas wszystkich poza-
bija! - zaszlochała.
Lily zebrała wszystkie siły i udało jej się zapanować nad strachem.
- Nie sądzę - odparła spokojnie.
- Zamknij się, ty dziwko! - ryknął Wayman do swojej żony i wymierzył w nią pistolet. - Zamknij się
albo zrobię to teraz!
Susie opanowała łkanie. Zaczęła rytmicznie huśtać się w tę i z powrotem, mocno przytulając do siebie
Dawida. Lily udało się wymienić krótkie spojrzenie z Melem. Był spokojny. Widziała w jego oczach,
że nie zamierza się poddać. Odwrócił się do Margie.
- A to niespodzianka - powiedział jakby nigdy nic.
- Tego bym się nie spodziewał.
- A powinieneś. No cóż, zawiodła cię intuicja.
- Podeszła bliżej i stanęła obok Waymana. - A może by pozbyć się ich wszystkich za jednym
zamachem?
- Nie ma sprawy. - Uśmiechnął się szeroko. Lily pomyślała, że ten łajdak przypomina rekina.
Krwiożerczy potwór w garniturze. Pan i władca. Nic dziwnego, że Susie tak panicznie się go bała.
- Nie będzie to takie proste, jak myślisz. Mój szef nie da się tak łatwo oszukać - rzuciła Lily. - Nie licz
na to, że zamordujesz kolejne trzy osoby i znowu uda ci się zwiać.
- Zapominasz, że jestem prawą ręką burmistrza. Naprawdę nie jest aż tak trudno zaaranżować na
przykład pożar albo wypadek samochodowy. Nie sądzisz? A kto ośmieli się podważyć moje słowa?
Porwałyście moje dziecko! On - wskazał na Mela - próbował wam w tym przeszkodzić. I może by mu
się udało, gdyby nie nieszczęśliwy wypadek... Rozumiesz? I co ty na to?
Uśmiech Waymana był najohydniejszym ze wszystkich uśmiechów, jakie widziała do tej pory. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •