[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przychodnia i poczta.
- Bronisław Bohater - podał mi rękę, gdy tylko weszliśmy. - Spotkaliśmy się przelotnie w
szpitalu.
Przez chwilę patrzyłem na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Abel. Dawid.
Po rannej nowinie byłem kompletnie roztrzęsiony i wlokłem się za Tamarą jak cień. Moje
ciało i myśli oddzielone od siebie błądziły w zupełnie innych wymiarach.
Usłyszałem ciche miauczenie. Przy Bronku pojawiły się jego trzy koty, by przywitać
wczesnych gości. Rozkosznie mrucząc, otarły się o nogi Tamary. Ledwie jednak podeszły do
mnie, prychnęły ze wstrętem i uciekły.
- Czy coś się stało? - spytał Tamarę Bronek, a zwisający mu z szyi telefon komórkowy
zatańczył w lewo i w prawo jak wahadło. - Zazwyczaj Stowarzyszenie jest ostatnią deską
ratunku.
Spojrzał na mnie prawie z litością w oczach. W końcu jakiś przejaw ludzkiego
zainteresowania! Dotąd wszyscy patrzyli tak, jakbym zasłużył sobie na swoje nieszczęście.
- Załóżmy, że to bardziej skomplikowane, niż myśleliśmy. Co z Arabami w Koszycach? -
Dziewczyna szybko zmieniła temat. Bronek jeszcze raz badawczo zmierzył mnie wzrokiem,
po czym zamknął drzwi.
- Poszedłem do Mohameda. Jego stosunek do Stowarzyszenia w żaden sposób się nie
zmienił. Przywitał mnie z szacunkiem. Nie wie o nikim, kto by przywoływał ifrity. I nie zna
powodu, dla którego ktoś miałby to robić, przyznał jednak, że niczego nie można wykluczyć.
Arabowie nie są tak dobrze zorganizowani jak my. Dostałem pozwolenie na rozmowę z jego
przywódcami. Włączyłem do śledztwa również Petronelę i Zdenka. Powoli nad tym
pracujemy, ale idzie nam jak po grudzie. Może powinnaś przycisnąć szefową, żeby dała mi
więcej ludzi. Tamara kiwnęła głową.
- A ty jak sobie radzisz? - zapytał Bronek. - Słyszałem, że wczoraj zginął następny astral.
Zaczynasz być niebezpieczna. He, he, he...
Nie słuchałem ich. Powoli rozglądałem się po przedpokoju. Pogrążony w zadumie jak
przez mgłę widziałem stosy dzienników, popołudniówek, czasopism, książek, dyskietek,
walających się na podłodze płyt CD, zdobiących ściany kolorowych tapet zrobionych z
wycinków z gazet oraz dziwacznych map, w które ktoś powbijał chmary szpilek z
poprzyczepianymi flagami. Artystyczny nieład, w jakim tylko właściciel dostrzega porządek i
bezbłędnie odnajduje szukane przedmioty.
- To był parszywy rewenant. Nie cackałam się z nim - mruknęła Tamara. - Miałam go
prosić? Wszyscy są prymitywnymi bestiami. Hołotą, którą należy wytępić!
Bronek pokręcił głową.
- Dobrze wiesz, że nie możesz wszystkich demonów wrzucać do jednego worka.
Dlaczego nie zapomnisz o przeszłości i nie spojrzysz na wszystko bez emocji, tak jak twoja
siostra?
- Nie mieszaj do tego mojej siostry! Dobrze?! - Dziewczyna ze złością zacisnęła pięści.
- Odezwał się nasz artysta! - Spojrzała w moją stronę. - %7łebyś dobrze zrozumiał, ten oto
Bronek ma astralnego obrońcę. Właściwie, mówiąc ściślej, obrończynię. Istnieje między nimi
klasyczny układ: wynagrodzenie za przysługę. Wczoraj opowiadałam ci o tych sprawach. On
układa dla niej symfonie, a ona za to oferuje mu magiczną ochronę. Jeśli wierzy jakiemuś
potworowi, to jego sprawa. A może Bronek czeka na inną usługę? Tylko żeby przypadkiem
się nie rozczarował. Jeśli chcesz się zabawić, kolego, twoja obrończyni potrzebuje
materialnego ciała. Masz wystarczająco dużo nut, aby stała się dostatecznie silna i potrafiła
tego dokonać?
Najwyrazniej to był dowcip mający wyciągnąć mnie ze złego nastroju oraz mały rewanż
za bezczelności asystenta. Udałem, że mnie to rozbawiło, choć tak naprawdę sam poczułem
się dotknięty. I najwyrazniej nie zdołałem tego ukryć, bo zmieszana Tamara szybko zmieniła
temat.
- Gdzie są te materiały? - spojrzała pytająco na Bronka. - Spieszymy się.
- Na stole w moim pokoju - warknął. Dziennikarka od razu skierowała się do następnego
pomieszczenia. Asystent zdjął okulary i zaczął je czyścić brzegiem koszulki. Po chwili
wahania z poważną miną obrócił się w moją stronę.
- Cztery lata temu spotkało mnie podobne doświadczenie - powiedział. - Naprawdę
poważna sprawa, trzytygodniowy horror. Demon, który chciał mnie opętać, stopniowo
odbierał mi spokój ducha, pracę, życie osobiste, wszystko, co kiedyś lubiłem. Szybko udało
mu się pozbawić mnie zdrowego rozsądku i o mały włos życia. Ale pamiętaj, zawsze znajdzie
się ktoś, kto poda ci pomocną dłoń. %7łeby uratować swój tyłek, musiałem zawrzeć pakt z
pradawnym, a wtedy jeszcze bardzo słabym ziemskim żywiołem. Przyznaję, miałem wiele do
zaoferowania, więc to nie był przypadek. Ale wszystko dobrze się skończyło. Ty jednak
trafiłeś na silniejszego i tańszego obrońcę. Trzymaj się Tamary, ona cię z tego wydostanie.
Nieważne, co cię opętało. Głowa do góry, kolego. Ta kobieta jest jak bulterier. Jak się za coś
wezmie, to nie popuści.
Poklepał mnie po ramieniu, z powrotem włożył okulary i poszedł za dziewczyną do
sąsiedniego pokoju.
Jego słowa przeleciały mi przez głowę niczym wicher, ale ich pocieszający ton zrobił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •