[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Piorun uderzył dziesięć kilometrów stąd... grzmot... pięć
kilometrów... grzmot...
I wtedy to zobaczyła.
Jeden samotny piorun przeciął burzowe niebo. Uderzył w
pagórek, mniej więcej trzy kilometry stąd. To ziemia Cala
albo Wilsona. Niemal natychmiast wybuchł po\ar.
- Cal! - krzyknęła rozdzierająco. - Po\ar!
Myślała tylko o tym, jak mo\e pomóc. Wło\yła spodnie,
gorączkowo zakładała buty. Zapomniała o pasku, nie mówiąc
ju\ o bieliznie. Zbiegła do holu w obszernej koszuli, która
kiedyś nale\ała do Cala.
Wpadła do kuchni i chwyciła telefon. Zdą\yła wezwać
stra\ po\arną, kiedy Cal zszedł po schodach. Wło\ył koszulę
przez głowę, chwycił kapelusz i kluczyki do cię\arówki.
Chwilę pózniej zatrzasnęły się za nim z hukiem drzwi.
Usłyszała, jak uruchamia pikapa. Kiedy wybiegła z domu,
napełnił ju\ zbiornik z wodą. Ruszyła do stodoły po worki na
paszę. Wskoczyła na miejsce pasa\era. Przez całą drogę Cal
naciskał na klakson, alarmując całą okolicę.
Nie tracił czasu, wybrał najkrótszą drogę przez pastwiska.
Zatrzymał się tylko na moment, \eby Lyn zdą\yła wyskoczyć
i otworzyć bramę, na tyle szeroko, by inni równie\ mogli
przejechać. Zaplotła włosy w warkocz, który wepchnęła
rozdygotanymi palcami pod kapelusz. Długie włosy w
stanowiły potencjalne zagro\enie w zetknięciu z ogniem.
Piorun wzniecił po\ar na terenie rancza Wilsona, ale
wiedziała, \e to niewa\ne. Ogień rozprzestrzenia się, niszcząc
wszystko po drodze.
Wilson razem z pracownikami walczył ju\ z ogniem,
kiedy dotarli wreszcie na miejsce. Zaczęła się niebezpieczna
walka z \ywiołem. Wtedy Lyn ujrzała światła
nadje\d\ających samochodów. Syreny zapowiadały rychłe
przybycie wozów stra\ackich i nowych ochotników.
Chwyciła namoczony worek i podbiegła do płonących
traw.
Ze wszystkich stron nadje\d\ało coraz więcej ludzi.
Przyjechały wozy stra\ackie, natychmiast rozwinięto wę\e,
podłączono do zbiornika z wodą. Cal pracował tu\ za nią.
Skoncentrowała się na walce z ogniem. Wydawało jej się, \e
walczy z \ywiołem przez wiele godzin. Wielokrotnie
podchodziła do zbiornika, \eby zmoczyć worek. Czuła bolące
mięśnie. Dym szczypał ją w oczy. Sukcesywnie wdzierała się
na teren zajęty przez ryczące płomienie. Raptem poczuła
pieczenie nóg. Spojrzała w dół i zauwa\yła, \e palą się jej
podeszwy. Polała je wodą, \eby ugasić tlącą się skórę.
Wydawało jej się, \e walka z rozszalałym ogniem nigdy
się nie skończy.
Rozejrzała się, ale Cal gdzieś zniknął. Kiedy wstawał
blady świt, zmęczeni stra\acy wygrali bitwę. Lyn była tak
zmęczona, \e ledwo powłóczyła nogami.
Kobiecy głos dotarł do jej odrętwiałego ze zmęczenia
umysłu. Podą\yła w kierunku cię\arówki. Rozdawano tam
kanapki i kawę. Zebrani ludzie stanowili dziwnie wyglądającą
grupę. Jeden mę\czyzna był ubrany w spodnie od pi\amy,
drugi zapomniał wło\yć koszulę. Lyn zauwa\yła z
rozbawieniem, \e \aden z nich nie zapomniał o kapeluszu.
Wszyscy byli przesiąknięci dymem i ubrudzeni sadzą.
Silver przywitała ją ciepło. Podała jej kanapkę i parujący
kubek z kawą.
- Zrób sobie przerwę - powiedziała. - Po\ar jest pod
kontrolą.
Lyn pokiwała głową.
- Zgoda, ale przerwa będzie krótka.
Gdy Silver wręczała kolejnemu mę\czyznie kanapkę, Lyn
powędrowała dalej. Spojrzała na jedzenie i doszła do wniosku,
\e jest za bardzo zmęczona, \eby jeść. Wręczyła
przechodzącemu obok kowbojowi kanapkę i kawę. Oparła się
o czyjegoś pikapa i zamknęła oczy. Tylko przez chwilę
odpocznę, obiecała sobie. Potem poszukam Cala.
Zmęczony Cal szedł w kierunku cię\arówek. Przyśpieszył
kroku. Rozdzielono go z Lyn kilka godzin temu, więc się
denerwował. Co prawda, miała doświadczenie, ale ogień
bywał nieprzewidywalny. Ciągle jeszcze wracała do zdrowia
po swych prze\yciach. Zwietnie sobie radziła, ale wiedział, \e
szybko się męczy. Bez powodzenia starał się ją przekonać, by
nie pracowała tak cię\ko.
Usiłował o tym nie myśleć, kiedy zauwa\ył drobną postać
osuwającą się na ziemię. Od razu rozpoznał Lyn. Strach
chwycił go za gardło, więc szybko do niej podbiegł.
Kapelusz le\ał obok, a kosmyki jej włosów wyswobodziły
się z warkocza. Spała zwinięta w kłębek, z dłońmi
podło\onymi pod policzek.
Przykucnął obok niej.
- Lyn! - Spróbował ją ocucić. - Lynnie! Pora wstać,
kochanie. - Wyciągnął ubrudzoną sadzą rękę i pogłaskał ją po
policzku.
Otworzyła oczy. Przez chwilę patrzyła na niego wzrokiem
bez wyrazu. Doszedł do wniosku, \e je\eli jego twarz jest tak
czarna jak jej, to na pewno go nie poznała.
- To ja, Cal - dodał. Jej oczy rozjaśniły się natychmiast.
Zanim zdołał zareagować, błyskawicznie podniosła się z ziemi
i objęła go za szyję.
- Nic ci się nie stało!
Stracił równowagę, a Lyn przewróciła się na niego. Była
ubrudzona sadzą i okopcona dymem, ale jej ciało było takie
ciepłe i miękkie. Poczuł się tak wspaniale, \e le\ał,
rozkoszując się chwilą. śeby ukryć budzące się podniecenie, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •