[ Pobierz całość w formacie PDF ]

by o tym mówić.
W dalszym ciągu Margarita Martinez była bardzo zaskoczona. Roberto mówił przed zaśnięciem, żeby
go obudziła jak zadzwoni Jarpa. Nie wspomniał nic o jakiejśdodatkowej pracy organizacyjnej. To
wszystko dawało do myślenia.
- Dobrze przekażę tę wiadomość mężowi.
- Będę ci za to ogromnie wdzięczny i pilnuj go by wypoczął jak najlepiej.
- Obiecuję - uśmiechnęła się delikatnie do słuchawki.
- To na razie&
Odłożyła słuchawkę na widełki.
W to, by zaczęto już teraz modernizować lotnisko nie wierzyła. %7ładna z ważnych osobistości rządowych
nigdy tutaj nie bywała, od czasu do czasu z Punta Arenas odlatywali na Antarktydę turyści i samotni
wędrowcy, którzy czasem przepadali bez wieści. Nigdy jednak nie zdarzyło się nic, by ekipa kontrole-
rów musiała zajmować się organizowaniem czegokolwiek na większą skalę. Cóż, pomyślała, może Ro-
berto jej wyjaśni o co chodzi.
Gdy skończył się kolejny odcinek wyłączyła telewizor i powędrowała do sypialni. Stąpała cichutko, na
palcach, chociaż gruby, miękki dywan położony w przedpokoju prawie nie przenosił odgłosów chodze-
nia. Bezszelestnie otworzyła drzwi i zbliżyła się do śpiącego Roberta. Widać było, że śpi spokojnie.
Miarowy i cichy oddech był prawie nie słyszalny. Nachyliła się i pocałowała go w policzek ledwie mu-
skając wargami.
Mruknął coś przez sen i odwrócił głowę.
- Roberto& - szepnęła. - Roberto&
Otworzył oczy i spojrzał w jej stronę.
- Dzwonił Jarpa i prosił bym przekazała ci wiadomość, że dostali odzew.
Martinez szerzej otworzył oczy i podniósł się na łokciach.
- Co?
- Dostali odzew, ale co to znaczy? Co się dzieje?
Martinez zaczął się ubierać w pośpiechu.
- Pózniej ci powiem, teraz nie bardzo mam czas&
- Chyba mam prawo wiedzieć co się dzieje! Nie chcę się denerwować, że&
Roberto przecząco pokręcił głową. Zaczął się ubierać.
- Nie chodzi o mnie, ani o nikogo z moich kolegów z pracy, a zresztą& - przerwał na chwilę i spojrzał
w jej piękne, brązowe oczy. - Wydarzył się wypadek, katastrofa na Antarktydzie, na Morzu Weddella.
- Jaka katastrofa, co to ma wspólnego z tobą?
- Samolot spadł do wody, są podejrzenia, że mogło to być pasażerski. Na pokładzie była na pewno ma-
sa ludzi.
- O Boże& - Twarz Margarity przybrała tragiczny wyraz. W oczach malował się strach. - Czy& czy to
twoja wina?
Martinez podniósł głowę w takim odruchu jakby ktoś dzgnął go nożem w plecy.
- Skąd ci to przyszło do głowy? Dostaliśmy wiadomość ze stacji naukowej, która jest na Antarktydzie,
że zauważyli na swoich komputerach samolot, który przeleciał nad nimi i zwalił się do wody. Ich stacja
- 59 -
James A. Jefferson
jest położona niedaleko tego morza. Wysłaliśmy komunikat na jakiegoś satelitę i teraz Jarpa przekazał,
że ktoś odebrał tą wiadomość. Może nawet zaczęli organizować jakąś ekipę ratunkową&
Margarita zaczynała rozumieć tę całą sytuację.
- Dlatego Salvador mówił coś o organizacji&
Roberto domyślił się o czym dokładnie mówił jego przełożony. Jeżeli ktoś zorganizuje akcję ratunkową,
być może będą chcieli tu, w Punta Arenas zorganizować bazę ratunkową, szpital czasowy, a może punkt
przerzutowy& albo coś podobnego. Trzeba było działać bardzo szybko. Cenna może być teraz każda
sekunda.
Siedziba CIA, Langley, Wirginia
Gers przeciągnął się w fotelu. Na blacie biurka przed nim leżał wykaz zarejestrowanych przez kilka
satelitów lotów większych maszyn, wszystkie oczywiście w kierunku na południe oraz obszerny wykaz
lotów pasażerskich zebrany z różnych portów lotniczych w Stanach, w Kanadzie i w niektórych pań-
stwach Ameryki Południowej. Wśród dokumentów była też strona z sugerowanymi typami samolotów,
do których mógł należeć ten z Antarktydy. To wszystko, co w tak krótkim czasie udało się zdobyć. Dla
Gersa było to może niezbyt dużo materiału, ale za to miał on dużą wartość. Jak zauważył wstępnie prze-
rzucając zadrukowane strony, każda z pieczątką  Tajne , nie było lotu dalej niż do Chile. %7ładen samolot
nie leciał w stronę Antarktydy. Oczywiście mogło być tak, że satelita tego akurat lotu, jak zresztą kilku-
nastu innych nie zauważył, choćby ze względu na trudne warunki atmosferyczne panujące w górnych
partiach stratosfery.
Wykaz lotnisk, z których startowały tysiące samolotów w ciągu zalediwe ostatnich dwudziestu czterech
godzin również nie wiele dawał. Jakim cudem Gers miałby tutaj odnalezć ten konkretny lot? Jeszcze
najbardziej sensowny był wykaz typów maszyn o podobnych wymiarach do tego, który uległ katastrofie.
Gers potarł dłonią podbródek. Kilkadziesiąt stron papieru stanowiło pewien rodzaj puzzli. Trzeba było
ze wszystkich elementów ułożyć jeden obrazek, ale nigdzie nie było widać wzoru. Jak więc się za to
zabrać?
- I co Josh? Masz coś ciekawego? - Bliss wszedł wewnętrznymi drzwiami ze zwiniętym rulonem pa-
pieru.
- Rozczaruję cię - Gers pokręcił głową. - Nic.
Bliss usiadł przy biurku.
- Niedobrze. Czas ucieka.
- Wiem o tym. Z jakiego miejsca najlepiej zacząć, co? Może spróbujemy odtworzyć trasę przylotu na
Antarktydę na podstawie obecnej pozycji samolotu?
-Już o tym myślałem. - Bliss rozwinął rulon na blacie biurka. - Tu jest  Shackleton , zaraz obok jest
argentyńska  Belgrano , a tu, za granicą szelfu spadł samolot czyli obiekt X. Kilka minut temu rozma-
wiałem z jednym ze znajomych geografów Antarktyki, ogólnie mówiąc jest to bardzo kiepski teren. Lu-
dzie z obu tych stacji o tej porze roku nie wiele będą mogli poradzić. Zaczął się najgorszy sezon.
Gers przyjrzał się uważniej. Na mapie Antarktydy, którą właśnie miał przed oczami, Bliss czerwonym
pisakiem zakreślił obie stacje i miejsce katastrofy.
- Na podstawie tego co już wiemy, można wyznaczyć prostą linię stanowiącą ślad przelotu - socjolog
pociągnął po mapie czerwonym pisakiem kreskę, która oparła się o pozycję samolotu i stację brytyjską.
- Co dalej? - mruknął Gers.
- No właśnie, co dalej? - powtórzył Richard. - Jeśli pociągniemy dalej prostą, to zachaczymy o Wy-
brzeże Banzare leżące na Ziemii Wilkesa. Gdyby rysować dalej&
- Znaczyłoby to, że musiał wylecieć z centrum Australii. - dokończył Gers.
Bliss skinął głową.
- Najbliższy port lotniczy jest w Adelajdzie. Biorąc poprawkę możemy uznać, że wystartował ze
- 60 -
Noc Polarna
wschodniego wybrzeża. Tam jest więcej lotnisk.
Gers podszedł do regału z książkami i wyciągnął atlas. Otworzył na mapie Australii.
- Tak, Melbourne to jeszcze południe, ale Sydney to już wschodnie wybrzeże, podobnie jak Newcastle,
Brisbane, Rockhampton, Townsville. Jest jeszcze Nowa Gwinea - Port Moresby. To tylko te większe -
wziął głęboki oddech. - Nie& to bez sensu.
- Nie rozumiem - zdziwił się Bliss.
- Po pierwsze by spróbować odtworzyć lot obiektu X musielibyśmy mieć więcej danych. Dane takie
można by spróbować ściągnąć z lotnisk położonych na obrzeżach poszczególnych kontynentów. Jednak
by to zrobić to każdego takiego portu lotniczego musielibyśmy wysłać prośbę o sporządzenie wykazu
lotów na południe. Zanim zebralibyśmy choć jedną dziesiątą informacji ze wszystkich lotnisk ten samo-
lot stałby się jeszcze jedną górą lodową.
Bliss zrozumiał o co chodzi. Pomysł przychodził szybko i wydawał się całkiem realny do momentu, gdy
głębsze przemyślenie wystawiało w stosunku dp tego odpowiednie świadectwo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •