[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niem, zuchwalcze! Hi! Hi! Hi! Sprawię ja ci pasztecik lepszy jeszcze, niż sprawiłam tej po-
tworze, tej pokrace, tej żmii, tej czarownicy, temu krokodylowi, tej ropusze nikczemnej, tej
łachmaniarce Rózi! Ha! Ha! Ha! Książę Lulejko! Szukaj, szukaj swojej ubóstwianej! Ale że
jej nie znajdziesz na królewskim dworze, w tym moja głowa, Gburii-Furii!!!
Co znaczyły te słowa? Ach, muszę wam opowiedzieć wszystko od początku.
Rózia, jak to czyniła codziennie, weszła cichutko, z uderzeniem godziny piątej, do pokoju
ochmistrzyni, niosąc na tacy herbatę i ciastka. Gburia-Furia przyjęła ją gradem obelg i wymy-
słów. Była tak zła, jakby nie jednego, ale sto diabłów miała w sobie. W czasie ubierania wy-
mierzyła Rózi kilkanaście policzków, ale mała służebna tak przywykła do brutalnego obcho-
dzenia się z nią księżniczki i ochmistrzyni, że niewiele zwracała na to uwagi.
 Skoro Jej Królewska Mość zadzwoni, raczy waćpanna pofatygować się natychmiast do
jej apartamentów  syknęła złowrogo Gburia-Furia opuszczając swoją sypialnię.
Zaraz rozległ się dzwonek z pokoju królowej. Rózia weszła i stanąwszy skromnie przy
drzwiach, dygnęła po trzykroć według ceremoniału przyjętego na królewskim dworze.
Wszystkie trzy kobiety, to jest: królowa, księżniczka i ochmistrzyni, radziły nad czymś gło-
śno. Ujrzawszy wchodzącą Rózię wrzasnęły jednogłośnie:
 Potworo!
 Nikczemna kreaturo!
 Intrygantko!
 Powinnaś się pod ziemię zapaść ze wstydu!
 Wynoś się na cztery wiatry!
 Precz z moich oczu!
Tak darły się jedna przez drugą.
Biedna Rózia ciężko pokutowała teraz za fatalne działanie czarodziejskiego pierścienia i
blaszanej szkandeli. Król się jej oświadczył. Nie dziw więc, że królowa omal nie pękła z za-
zdrości. Bulbo się w niej zakochał  był to powód dostateczny, żeby Angelika szalała z
wściekłości. I co najważniejsze, zamierzał ją poślubić Lulejka  a za to przysięgła jej zemstę
Gburia-Furia.
Wszystkie trzy rzuciły się na biedne dziewczątko, krzycząc:
czepeczek które z łaski mojej
Zciągaj natychmiast sukienkę nosiłaś dotąd
fartuszek na grzbiecie.
I dalejże szarpać jej biedne szatki i bić ją powtarzając:
królowi,
Jak śmiałaś zawracać głowę księciu Bulbie,
Lulejce?
 Odziać tę znajdę w łachmany, w których przywlokła się na nasze nieszczęście do kró-
lewskiego parku, i wyrzucić precz z zamku!  wołała królowa.
 Tylko pilnować, żeby nie porwała moich trzewików, które jej łaskawie pożyczyłam 
dodała księżniczka. Rózia nosiła stare obuwie Angeliki, ale trzewiki te były o wiele, wiele za
duże na jej małe, zgrabne nóżki.
36
 Ha, mam cię w swojej mocy, obrzydła ropucho!  syczała Gburia-Furia i pociągnęła Ró-
zię do swej sypialni. Tu wyjęła ze szklanego pudła strzępy płaszczyka oraz jeden trzewiczek,
który maleńka miała na nóżce, gdy przybyła do zamku, i zdarłszy z Rózi bez litości skromne
jej sukienki, cisnęła jej te łachmany mówiąc wzgardliwie:  Masz tu swoje łachy, znajdo
przebrzydła, i wynoś się na cztery wiatry!
Biedna Rózia okryła ramiona kawałkiem płaszczyka, na którym widniały jeszcze wyszyte
złotą nitką litery: ,,Król Róż . Więcej odczytać nie było można, bo druga część płaszczyka
była oddarta.
Potem podniosła z ziemi pantofelek. Był tak maleńki, że lalkę zaledwie ubrać by weń
można. Ale że było to wszystko, co do niej dziś należało, ze łzami zawiesiła go sobie na szyi.
 Czy... czy... nie mogłabym trzewików zatrzymać, proszę jaśnie pani hrabiny?... Tylko
trzewików... śnieg i mróz wielki... proszę jaśnie pani!  szlochało biedne dziewczątko.
 Trzewików ci się zachciewa? Masz tu trzewiki, hultajko!  wrzasnęła Gburia-Furia i po-
chwyciwszy żelazny pogrzebacz obiła ją bez miłosierdzia, po czym wyrzuciła za drzwi i, pę-
dząc przez schody i sień, wypchnęła na podwórze. Stalowa rączka od dzwonka miała więcej
litości od Gburii-Furii, bo na widok niedoli słodkiej, miłej Rózi łzy popłynęły i zamarzły na
wzdętych policzkach podobizny kamerdynera Gburiana.
Zapewne jednak wróżka jakaś litościwa zmiłowała się nad biedną Rózią, bo śnieg, ścielący
się pod jej bosymi stopami, zdał jej się ciepły i miękki jak najkosztowniejszy dywan. Biedac-
two otuliło się w strzępy starego płaszczyka i poszło w świat.
 Teraz możemy zasiąść do śniadania  rzekła żarłoczna królowa.
 Jaką suknię radzisz mi włożyć, mamo, bladoróżową czy zieloną? Jak ci się zdaje, która
więcej podobać się będzie księciu?
 Jejmość pani Walorozo  rozległ się z łazienki królewskiej donośny głos Jego Królew-
skiej Mości  życzymy sobie mieć dziś parówki na pierwsze śniadanie. Nie zapominajcie, że
gościmy księcia Bulbę na królewskim dworze.
Po czym wszyscy śpiesznie zaczęli się gotować do śniadania.
Wkrótce dzwon zamkowy wybił godzinę dziewiątą i król, królowa i Angelika zasiedli do
stołu.
Próżno jednak czekano na Bulbę. Książę nie nadchodził. Samowar furczał i buchał kłęba-
mi pary, rozkoszna woń rozchodziła się ze stosu świeżo upieczonych precelków i obarzan-
ków. Jaja zaczęły już twardnieć. Oprócz jaj stał na stole słoik konfitur malinowych, kawa i
wspaniały kapłon na zimno. Wreszcie ukazał się kucharz Rondelino z dymiącą wazą, pełną
parówek z chrzanem. Ach, jakaż woń subtelna rozeszła się dokoła! Król mlasnął językiem z
niecierpliwości.
 Gdzież znowu ten Bulbo?! August, gdzie jest Jego Książęca Wysokość?  zwrócił się do
kamerdynera.
Na to August, zginając się raz po raz w kornych pokłonach, odpowiedział, że kiedy zaniósł
Jego Wysokości wodę do golenia i szaty do przywdziania, Jego Wysokość raczył miłościwie
być jeszcze w łóżku. A teraz zapewne Jego Wysokość wyszedł się przejść...
 Co, wyszedł się przejść? Na czczo? Na ten psi czas? To niemożliwe!  wykrzyknął król
wbijając widelec w kiełbaskę.  Proszę was, wezcie i wy po jednej. Angeliko, jedną parkę,
co?  Księżniczka, która przepadała za kiełbaskami, wyciągnęła talerz, gdy w tej chwili we-
szli do sali minister Mrukiozo i kapitan Zerwiłebski. Dość było rzucić okiem na grobowy wy-
raz ich twarzy, żeby się domyślić, że przychodzą z jakąś niepokojącą wieścią.
 Lękam się, proszę Waszej Królewskiej Mości  zaczął Mrukiozo, ale król machnął ku
niemu ręką.
 Nie przed śniadaniem, nie przed śniadaniem, Mrukioziu! %7ładnych spraw przed śniada-
niem nie załatwiam. Przysuń mi, z łaski swojej, cukier, droga pani Walorozo!
37
 Najjaśniejszy Panie, lękam się, że po śniadaniu będzie za pózno!  wykrzyknął minister.
 Jego... jego... mają ściąć punktualnie o pół do dziesiątej.
 Niechże asan nie gada o ścinaniu, asan jest zle wychowany! Asan mi odbiera apetyt! 
zawołała porywcza księżniczka.  August, podaj musztardę! Powiedzcież mi jednak, kogo to
mają wyekspediować na tamten świat?
 Najjaśniejszy Panie, wszakże tu idzie o życie księcia...  szepnął królowi na ucho Mru-
kiozo.
 Po śniadaniu! Powiedziałem już raz asanowi, żeby mi w czasie śniadania nie zawracał
głowy swoimi bzdurami  odparł monarcha i w dowód najwyższej niełaski odwrócił się do
Mrukiozy plecami.
 Niech Wasza Królewska Mość uwzględni, że Paflagonii grozi wojna, bo jego ojciec, król
Padella...
 Król Padella?  wykrzyknął król.  Pleciesz koszałki-opałki, mój kochany, król Padella
nie był nigdy ojcem Lulejki. Ojcem jego był brat mój, nieboszczyk Seriozo.
 Ależ tu idzie o księcia Bulbę, nie o księcia Lulejkę!  zawołał minister.
 Wasza Królewska Mość rozkazał mi uwięzić i powieść na stracenie księcia, więc zaku- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •