[ Pobierz całość w formacie PDF ]

karcącym wzrokiem Lisy wycofał się z miną niezasłużenie ukaranego
dziecka.
- Nie, dzięki, Casey. - Marcusa wyraznie ucieszyła ta
przyjacielska propozycja.
- Ojej, jak pózno! - Lisa spojrzała na zegarek. - Jutro od rana
pracuję. - Podniosła się. - Casey, idziesz?
- Oczywiście! - Casey chyba uznał, że dość nietaktów jak na
jeden wieczór. - Miło było cię znów spotkać, Marcus. - Panowie
serdecznie uścisnęli sobie dłonie.
- Na pewno się jeszcze spotkamy - zapewnił go zdecydowanie
Marcus.
- Mam nadzieję. - Lisa ucałowała go w oba policzki.
- Będę miała czym się pochwalić koleżankom - zażartowała.
- Chodz, Case. - Lisa pociągnęła narzeczonego za rękaw.
- Mówiłem ci, żebyś mnie nigdy nie nazywała Case! Nie znoszę
tego zdrobnienia. - Tupnął nogą jak mały chłopczyk.
- Przestań, stary awanturniku, pieklić się o byle co!
- Lisa pokazała mu język.
122
RS
- Wcale się nie pieklę! To ty mi ciągle dokuczasz - burczał pod
nosem.
- To dla nich takie typowe - uśmiechnęła się Joy, gdy drzwi się
za nimi zamknęły. - To właśnie w ich przypadku świetnie sprawdza
się przysłowie: kto się lubi, ten się czubi.
Czuła się niezręcznie, gdy znów została z Marcusem sam na
sam. Miała nadzieję, że wyjdzie razem z Caseyem i Lisą. Nie
wiedziała, jakie ma zamiary. Nie była też pewna, czy wytrwa w
swoim postanowieniu i zdoła mu powiedzieć, że nie chce się z nim
więcej spotykać. Milczeli przez chwilę.
- Kim był ten mężczyzna? - Marcus patrzył na nią zmrużonymi
oczyma. Takiego pytania zupełnie się nie spodziewała. Myślała, że
będzie chciał.
- Już ci mówiłam, kolega z biblioteki. - Spojrzała na niego
hardo. - Nie wiem, czy wiesz, że jestem bibliotekarką - dodała, pewna,
że go to bardzo zdziwi.
- Wiem! - uśmiechnął się zwycięsko. - Zresztą wiem jeszcze
parę rzeczy o tobie...
To ją zupełnie zaskoczyło. Skąd mógł się dowiedzieć, przecież
tego nie było w hotelowym meldunku.
- A co takiego wiesz?- Przez chwilę miała nadzieję, że tylko
blefuje.
- Masz dwadzieścia siedem lat, od pięciu lat pracujesz w
bibliotece, twoi rodzice mieszkają w...
123
RS
- Skąd wiesz? Przecież nie z hotelu? - Spoglądała na niego
szeroko otwartymi ze zdumienia oczyma.
- Twój adres dostałem w hotelu, a resztę opowiedział mi Casey,
gdy poprawiałaś makijaż i rozmawiałaś ze starym przyjacielem -
mocno zaakcentował ostatnie słowo.
Och, ten Casey! Powinna była wiedzieć, że nie należy go
zostawiać samego z Marcusem.
- Przypuszczam, że opowiedziałby mi nawet o ślicznym
pieprzyku, który masz na lewej piersi... - Zawiesił na moment głos.
No pięknie! Nadal więc podejrzewa, że między Caseyem a mną
coś było, pomyślała.
- Ale go nie pytałem, bo sam wiem o jego istnieniu - uśmiechnął
się figlarnie.
Joy zaczerwieniła się, gdy tak nagle przypomniały jej się
okoliczności, w jakich Marcus odkrył ten pieprzyk. Nie było sensu
tego dalej ciągnąć, miał nad nią przewagę. Potrafił ją speszyć,
zawstydzić, w kilka sekund doprowadzić do tego, że zapominała o
całym świecie. Sam pozostawał niezwykle opanowany. Muszę
natychmiast skończyć tę znajomość, obiecała sobie w duchu.
- Marcus, zrobiło się już pózno i jutro... - zająknęła się. Chciała
powiedzieć, że musi jutro rano wstać do pracy, ale w porę ugryzła się
w język, bo przecież następnego dnia była sobota, dzień wolny od
pracy! - Po prostu jest już bardzo pózno - dokończyła niezbyt
zręcznie.
- I chcesz, żebym sobie poszedł?
124
RS
Czy to nie jest oczywiste, że tak właśnie powinien zrobić?
Przecież Joy jasno dała mu do zrozumienia, że nie ma ochoty na
romans z nim.
- Myślę, że tak będzie najlepiej - przyznała stanowczo.
- Nie chcę wyciągać z ciebie nic na siłę, nie chcę cię popędzać,
ale.
- To nie o to chodzi - przerwała mu. - Bardzo miło było cię znów
zobaczyć, ale teraz...
- ... .ale teraz mam sobie pójść i więcej nie wracać? - wpadł jej w
słowo.
- Tak. - To słowo w miarę gładko przeszło jej przez gardło.
Kochała tego mężczyznę, a jednak to powiedziała. No tak, ale...
ale to była miłość bez perspektyw. On jest wielkim aktorem, jego
twarz zna pół Europy! Może mieć najpiękniejsze kobiety, czemu więc
postanowił złamać jej życie? Ona jest tylko skromną bibliotekarką w
małym miasteczku. Bajki o Kopciuszku i pięknym, dobrym księciu
rzadko się zdarzają w życiu. Kto mógł przypuszczać, że ta krótka
podróż do Londynu tak bardzo zmieni jej los? Już nigdy nie będzie
taka sama jak przedtem.
- Ja tego naprawdę nie chcę, Marcus. - Spojrzała na niego prawie
błagalnie.
- Czego nie chcesz?
- Jesteś inteligentnym człowiekiem, wiesz o czym mówię -
powiedziała cicho.
125
RS
Popatrzył jej prosto w oczy. Wytrzymała to spojrzenie.
Wiedziała, że jeśli się zawaha, choćby na moment, on to wykorzysta.
- Dobrze, Joy, wygrałaś - westchnął ciężko. - Odchodzę. -
Podniósł się z kanapy, włożył marynarkę.
To nie było zwycięstwo, nie czuła żadnej satysfakcji, ale na
pewno była to dla niej ostatnia deska ratunku. Jeśli pozwoli mu
odejść, wówczas, być może, uda jej się o nim zapomnieć, a gdyby
został i gdyby się kochali, to już nigdy nie otrząsnęłaby się z tej
miłości.
- Zostaję w tej okolicy jeszcze przez kilka dni - powiedział
zmęczonym głosem, jakby stracił ochotę na dalszą walkę. - Gdybyś
zmieniła zdanie i jednak chciała jeszcze ze mną porozmawiać, będę w
hotelu. - Wyjął z portfela wizytówkę i zapisał na niej numer telefonu.
- Zarezerwowałem pokój rano - wyjaśnił, widząc jej zdziwione
spojrzenie.
Ach, więc przez cały czas miał zarezerwowany hotel! Nic
dziwnego, że odrzucił propozycję Caseya. Gdyby zaproponowała mu
nocleg, nigdy by się z tym nie zdradził.
- Lepiej już idz - powiedziała szorstko. Nie lubiła takich gierek.
Może towarzystwo, w jakim on się obraca, tak się właśnie zachowuje,
ale ona nie miała na to najmniejszej ochoty.
Była zła na niego. W głębi ducha łudziła się, że jest inny.
Myślała, że nie jest typowym podrywaczem, który wszelkimi
możliwymi sposobami stara się zdobyć upatrzoną ofiarę. Jeszcze raz
się pomyliła - jest taki sam jak wszyscy!
126
RS
Nagle znalazł się tuż przy niej, otoczył ją silnymi ramionami i
przytulił. Joy zamarła. Jej samokontrola i zdecydowanie zawisły na
włosku.
- Spójrz na mnie - poprosił.
Nie odważyła się podnieść głowy. Wiedziała, że patrząc mu
prosto w oczy, nie będzie potrafiła kazać mu odejść.
- Joy, moja kochana...
Nikt prócz niego nigdy nie wymawiał jej imienia w taki sposób.
Tak zmysłowo. Drżała na całym ciele, gdy pochylał się nad nią. W
końcu odważyła się spojrzeć na niego. Jej oczy były rozszerzone
pożądaniem i wyrażały tęsknotę i oddanie. Pocałował ją bardzo
delikatnie, ale już po chwili ich pocałunek stał się namiętny. Czuła,
jak bardzo jej pragnie. Marcus z trudem przerwał pocałunek i czule
ujął jej twarz w dłonie.
- Bardzo chciałbym cię lepiej poznać, wiedzieć o tobie wszystko
- szeptał. - I chciałbym, żebyś i ty mogła przekonać się, jaki ja jestem.
- Delikatnie wodził ustami po jej twarzy. - Pójdziesz ze mną jutro na
lunch?
- Marcus, ja nie...
Przerwał, kładąc palec na jej ustach.
- Daj nam szansę...  Nie" zawsze zdążysz powiedzieć. Nie
uciekaj przede mną. Musimy się bliżej poznać, nawzajem nauczyć się
czegoś od siebie...
To było więcej, niż się spodziewała. Do tej pory myślała, że
pragnie jedynie jej ciała.
127
RS
- A więc jutro o dwunastej? - Wyczuł chwilę jej słabości. - Jeśli
po tym, co ci powiem, dojdziesz do wniosku, że nie chcesz mnie
więcej widzieć, zrozumiem to. Zniknę na zawsze z twojego życia. Czy
masz coś do stracenia?
Dużo więcej, niż jesteś sobie w stanie wyobrazić, pomyślała z
przerażeniem. Gdybyś wiedział, że cię kocham. .. Tak naprawdę nie
chciała przecież, żeby odszedł. Czuła, że to byłoby dla niej lepsze, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •