[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przydawały barwy mlecznej skórze. Rzucił perukę na koc.
- Historia Harrisona - odpowiedział po chwili wahania - nie jest przeznaczona
dla wrażliwych uszu delikatnej kobiety.
W jej piwnych oczach pojawiły się gniewne iskierki.
- Uważa pan, że jestem aż tak delikatna? Kiedy umarł mój dziadek, musiałam
błagać właściciela domu, by nie wyrzucał mnie i babci na ulicę, ale i tak to zrobił.
Podczas podróży na Alaskę trzej pasażerowie zmarli na dyzenterię. Słyszałam, jak ca-
łą noc wymiotowali w sąsiedniej kajucie, ale nie byłam w stanie im pomóc. Ledwie od
niecałego roku mieszkam w Skagway i zdążyłam już zobaczyć, jak dwaj mężczyzni z
zimną krwią zostali zastrzeleni na ulicy. Znam też człowieka, który na zawsze stracił
S
R
wzrok w wyniku ślepoty śnieżnej. Prostytutki zajmują dom nieopodal mojego. Staram
się ich nie potępiać, raczej im współczuję. Nie wiem, jak można uznać mnie za wyde-
likaconą damulkę.
Zdumiewała go ta kobieta, tak pełna wdzięku i prezentująca nienaganne manie-
ry, a jednocześnie twarda jak skała.
- Przepraszam... - Wyciągnął rękę i obwiódł palcem podbródek Autumn. Nie
poruszyła się, zobaczył jednak, że przełknęła z trudem. - Nie jest pani pielęgniarką, a
ja zachowałem się niewłaściwie.
- Niewłaściwie? Złamał pan prawo. A poza tym boję się pana. Cała się trzęsę ze
strachu.
Czuł swoją winę. Co powiedzieliby na to jego rodzice, którzy przez wiele lat
harowali na nękanym suszą ranczu? Starali się, by ich syn wyrósł na prawego czło-
wieka. Byliby oburzeni jego zachowaniem, tym, że potraktował kobietę w tak hanieb-
ny sposób. Miał nadzieję, że matka i ojciec, patrzący na niego z nieba, rozumieją, że
posunął się do tej niegodziwości, mając na względzie dobro Harrisona. Opuścił rękę.
- Bardzo mi przykro. Zapewniam, że nie musi się pani niczego obawiać, panno...
Popatrzyła na jego zatroskaną twarz i wyraznie uspokojona powiedziała:
- Autumn MacNeil.
- Autumn MacNeil - powtórzył z wyraznym upodobaniem. - Panna Autumn
MacNeil. Piękne imię, naprawdę piękne. Znałem już April i May, ale nigdy jeszcze
nie spotkałem Jesiennej Panny. - Nie przejął się aż tak bardzo, gdy skrzywiła się tylko
na ten żart. - Nie ma pani górskiej gorączki, prawda, Autumn?
- Mogłam zachorować - odpowiedziała wymijająco, patrząc na migoczące pło-
mienie ognia. - To niewykluczone, jeśli Victoria miała kontakt z chorymi.
- Nie jest pani chora.
- No... nie, nie jestem.
- To dobrze, i ze względu na panią, i na nas - rzekł z ulgą. Jak powinien teraz
postąpić? Wargi Autumn drżały. Głęboko zaczerpnął tchu. - Czuła się pani bezpiecz-
niej, kiedy wierzyliśmy, że jest pani chora, czyż nie?
S
R
- To prawda, ale czy coś z tego wynika?
Sam nie wiedział, co począć.
Powrócił na swe posłanie. Autumn szczelnie otuliła się kocem, czekając na od-
powiedz. Wskazał na swoich ludzi.
- Niech nadal myślą, że jest pani chora.
- Nie powie im pan? Dlaczego? - zdumiała się.
- Na razie nic więcej nie mogę dla pani zrobić. - Był pewien, że jego towarzysze
nigdy nie skrzywdziliby młodej damy, nie przekroczyliby granic przyzwoitości, jed-
nak ona nie miała o tym pojęcia, a jemu bardzo zależało, by czuła się bezpiecznie.
Minęło kilka minut, a Autumn wciąż patrzyła na Quinna. Wstrzymywała od-
dech, siląc się na cierpliwość. Quinn porozumiał się za pomocą rąk z mężczyznami
przy drugim ognisku. Z zadowoleniem przyjął wiadomość, że jego brat spokojnie śpi.
Wsunął się pod koce. Zauważyła, że układa się do snu w ubraniu, a obute stopy wy-
stają spod przykrótkiego koca.
Czy naprawdę miał zamiar ją uwolnić? Powiedzieć:  Może pani w każdej chwili
udać się w swoją stronę".
- Jeśli pani się nad czymś zastanawia, to proszę pamiętać, że Vic zostaje na cza-
tach. Wydałem mu odpowiednie polecenia. Ma panią związać, jeśli przyjdzie pani
ochota na ucieczkę.
Chrząknąwszy buntowniczo, Autumn złożyła głowę na prowizorycznej podusz-
ce - wywróconym podszewką do góry skórzanym płaszczu. Okazało się, że wcze-
śniejsze zapewnienia Quinna były nic niewarte.
Chyba się nie spodziewał, że po otrzymaniu takiej wiadomości Autumn spokoj-
nie zamknie oczy i zaśnie, sama wśród obcych mężczyzn?
Popatrzyła na Quinna oczami szeroko otwartymi ze strachu.
Walczył ze snem. Zerkał na ognisko, na leżącą Autumn, przenosił wzrok na jej
twarz, zamykał oczy, po czym z trudem unosił powieki. Aż przymknął je na dłużej.
Zdawała sobie sprawę, że musi być bardzo zmęczony po czterdziestoośmiogodzinnym
czuwaniu. Wcześniej słyszała, jak mężczyzni rozmawiali o tym, co się wydarzyło. Vic
S
R
został z rannym Harrisonem, podczas gdy pozostali czterej pojechali po nią, tak więc
jedynie on miał okazję się wyspać w ciągu minionych dwóch dni.
Wstąpiła w nią nadzieja. Quinn lada chwila zapadnie w głęboki sen. Stwarzało
jej to szansę na ucieczkę. Dlaczego miałaby czekać, aż porywacz sam ją uwolni? Nie
mogła być pewna, że w ogóle miał taki zamiar. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •