[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zentacji moich obrazów.
- Nie robi pan zakupów? - naciskał Sam. - Nie spotyka się pan z kobietami? - Twierdzenie Reye-sa, że
rzadko opuszcza rezydencję, niezbyt trafiało do Sama. Ten facet zachowywał się jak prawdziwy
macho, począwszy od drogich ciuchów, a skończywszy na prezencji: ściągnięte łopatki, szeroko
rozstawione stopy, arogancko uniesiony podbródek. Wyglądał na kogoś, kto wydaje na siebie kupę
kasy. Sam wystarczająco długo pracował dla cele-brytów w Los Angeles, by poznać styl życia ludzi,
którzy na odległość śmierdzą wielką forsą. Doskonale rozpoznawał szpanerskie drogie ciuchy, nie
mówiąc już o luksusowym samochodzie sportowym i kosztujących fortunę meblach. Ten facet nie
zachowywał się jak pustelnicy, których Sam też miał okazję poznać.
- Wszystkie zakupy zamawiam przez telefon albo internet - tłumaczył Reyes. - Nie potrzebuję stałej
służby. Raz w tygodniu przyjeżdża serwis sprzątający, a mnie wtedy nie ma w domu.
Sam przekręcił głowę i skupił na nim wzrok, nabierając coraz więcej podejrzeń. Zamierzał podzielić
się nimi z nowymi kumplami, z którymi prowadził tę sprawę.
166
- Czy przyjaciółki też pan zamawia przez telefon albo internet?
- Panie Johnson - zaczął Gates z reprymendą w głosie. - Mamy dużo szczęścia, że pan Reyes zgodził
się z nami współpracować. Nie powinien pan go obrażać, wtrącając się w prywatne sprawy.
- Przepraszam. - Sam nie powiedział tego szczerze. Jego podejrzenia wobec faceta podającego się za
Paula Reyesa jeszcze bardziej się wzmocniły. Coś tu zdecydowanie nie grało. Jeszcze nie wiedział do
końca co, ale z pewnością się dowie. Vaughn musiała mieć dobre powody, by sądzić, że towarzyszący
jej mężczyzna jest Paulem Reyesem. Sam tylko trochę się wahał ze swoją ekspertyzą, mianowicie
jakim cudem prawdziwy Victor Reyes mógłby mieć tyle ikry, by przebywać w jednym pokoju z
agentami DEA i nawet nie mrugnąć okiem.
Ale przecież, jak wyczytał w aktach, ten facet był tak wielkim skurwielem, że stać go było na
wszystko.
- Mam nadzieję - zaczął Reyes z taką szczerością w głosie, że aż Samowi trudno było w nią uwierzyć
- że pańskiej koleżance nic się nie stanie, panie Johnson. Mój brat jest wielokrotnym zabójcą. Gdybym
tylko mógł w jakikolwiek sposób pomóc w jego zatrzymaniu, to proszę na mnie liczyć.
Sam chciał jak najszybciej skontaktować się z Jimem Colbym i przekazać mu wszystkie ustalenia i
przemyślenia. Chciał jednak zadać ostatnie pytanie.
167
- Skąd u pana tak nagła zmiana w nastawieniu do brata, panie Reyes? Przez wiele lat Agencja
Antynarkotykowa starała się go aresztować, lecz jak dotąd nie zaoferował pan swojej pomocy. Co
takiego się stało, że dziś obudziło się w panu sumienie?
Gates poruszył się, jakby coś go gryzło, ale trzymał gębę na kłódkę, żeby nie wzbudzać jeszcze
większych podejrzeń co do swojej osoby.
Sam miał to gdzieś, czy Gates go lubi, czy nie. Nie przyjechał tu szukać przyjaciół. Przez dłuższą
chwilę milczał, zastanawiał się, czy Reyes w ogóle odpowie na to pytanie dotyczące jego moralnych
standardów.
- Nie podoba mi się sposób na życie Victora - zaczął Reyes - ale to mój brat. Jednak kiedy jego ludzie
pojawili się w moim domu i próbowali mnie zabić, przekroczył wszelkie granice. Nie uważam już go
za swojego brata.
Sam skinął głową. Rozumiał to doskonale. Jeśli Gatesowi nie podobał się jego sposób prowadzenia
przesłuchania, to z pewnością nie spodoba mu się to, co miał zamiar teraz powiedzieć:
- Więc do tej pory nie miało dla pana znaczenia, ile dzieciaków umarło z przedawkowania
narkotyków, które pański brat rozprowadzał po Stanach, a nagle, gdy zagroził panu osobiście, to
oferuje pan swoją pomoc. Czy dobrze pana zrozumiałem?
- Johnson - warknął Gates. Reyes podniósł rękę.
168
- W porządku, agencie Gates. Doskonale rozumiem pana Johnsona. Niestety kochałem brata bardziej,
niż na to zasłużył. To był mój błąd. Przez resztę życia będę dzwigał ten ciężar. Ale teraz jestem gotów
zrobić to, co należało zrobić już wcześniej. Pomogę wam, jak tylko będę potrafił. Proszę pozwolić mi
na zadośćuczynienie, a może Bóg odpuści mi moje grzechy.
Sam przyjrzał się jego twarzy, jeszcze raz spojrzał mu w oczy. Może i ten facet mówił prawdę. A [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •