[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podobno pierwszy mojej próżności podsunął.
Szczęśliwa Basiu! Czemuż królewic nie urodził się równym moim? Równym? czy szczerze chciałabym tego?1 Ach! jak też lo dobrze, że nikt
prócz Boga i nas samych w głębi serca czytać nie może; Bóg przez nieskończoną dobroć, my przez słabość tak wiele sobie wybaczamy!... Ale już
pół godziny, jakem od księżnej odeszła; ona lubi mnie mieć koło siebie, nikt jej tak jak ja dogodzić w niczem nie umie; i prawdziwie mnie już teraz
nigdzie tak nie jest dobrze, jak przy jej łóżku: lam czu ję się być potrzebną, tam widzę z radością, że serca mego nie opanowało wyłącznie jedno
uczucie.
Dnia 18 czerwca, we czwartek, w Opolu.
Księżna tak już znacznie do sił i zdrowia przyszła, iż przedonegdaj przyjechaliśmy lulaj; żal mi było wyjeżdżać z Janowca. W ostatnim liście
zastraszył mnie
1
czy szczerze chciałabym tego?  Pytanie to świadczy o dziwnem splątaniu miłości i ambicji w uczuciach Franciszki.
królewic, żc do księstwa swego na parę miesięcy jechać będzie musiał; głowę sobie łamie, jakimby sposobem widzieć mnie przed odjazdem;
dopieroż to te miesiące żółwim krokiem iść będą: trapi mnie nadewszyst- ko jego zmartwienie. Jest tu kilka osób z Warszawy, jest nawet i biskup
kamieniecki, lak godzien poważania i szacunku; uspokoić się nie mogą nad zmienieniem się królewica: mizerny, smutny, od ludzi chroni; króla
nawet stan jego niespokojnym czyni; i to wszystko z mojej przyczyny. Ach! doprawdy wielkie zmartwienie kochać kogo bardzo; wszystko w
dwójnasób się czuje, a ponieważ wńęcej złego niż dobrego na tym święcie, trochę radości, wiele zmartwienia z każdem kochaniem przybywa. Co
się leż i ze mną stało? wszyscy mnie mizerną i smutną znajdują; kochana księżna składa tę zmianę na niewczas i trudy, przy niej poniesione; każda
podobna jej mowa, każda pochwała przywiązania mego ku niej jakby sztyletem serce mi przeszywa. Kiedyż się te okoliczności odmienią? kiedyż
szczęście wróci? kiedy na tem sumieniu, tak niegdyś lckkiem, nic ciężyć nie będzie?
Dnia 11 lipca, w sobotÄ™.
Zabłysła chwila szczęścia i minęła: był tu, ale tylko dwie godziny; w tę środę wyjechał z Warszawy, niby do Kurlandji,1 a on tymczasem
wysławszy tylko ekwipażc swoje, sam zamiast na północ, na południe się udał; przyjechał lu, a teraz dniem i nocą dąży, żeby razem z dworem
swoim w Białymstoku stanął. Widziałam go tak krótko, że mi to widzenie snem się wydaje; przebrany za swego Strzelca przyjechał, nikt go nie
poznał, nikt leż poznać nie był powinien, prócz
1
Kur jer Polski z 9/VII: «Książę Jmć Kurlandzki dnia wczorajszego po poÅ‚udniu wyjechaÅ‚ z tÄ…d do ksiÄ™stwa swego trakiem na BiaÅ‚ystok».
mnie i księcia. Jak też mnie błagał, żebym pisywała do niego, płakał; szczęście wielkie, że tak mało czasu byliśmy z sobą, bo kto wie, czybym się
była dłużej łzom jc-go oparła. Niepojęta jest we łzach siła. Trzy miesiące czas najkrótszy pobytu jego w Mitawie; ileżto dni w trzech miesiącach!
ile godzin, ile minut! Niczem jeszcze byłoby samej cierpieć, ale jego to oddalenie tyle martwi; prawda, że zmizerniał do niepoznania.
Dnia 3 września, we czwartek.
Nie pisałam blisko dwa miesiące; minęły, bo widzę, że wszystko mija na świecie: i złe i dobre; ale jak też długie i smutne były. To nie sposób
żebym ja dopiero ośmnasly rok zaczęła, już takam stara! tyle łez, tyle myśli, trosków tyle!...1 Królewic ile razy do mnie pisze, zawsze upewnia, że
w pazdzierniku wróci; dziś lak się ucieszyłam, zobaczywszy w tutejszym ogrodzie kilka liści suchych na ziemi: zdało mi się, że to już pazdziernik;
niedługo pojedziemy do Warszawy, księżna zapomniała, że słabą była. Miałam przez ten czas wielką biedę; trafiała mi się znakomila partja:
księżna, która od czasu słabości swojej dwa razy tyle mnie pokochała, zniósłszy się z Państwem, wraz z biskupem kamienieckim, wszystko
ułożyła, i była pewną, że ja przystanę na te układy z radością.
O Boże! jakże mi było bolesno zniszczyć te wszystkie jej plany, znieść jej gniew słuszny, słuchać uwag, napomnień, a nadewszystko
przycinków dla królewica  i milczeć. A do Państwa jakże mi trudno było list z przeproszeniem napisać! Udałam się w pokorę; słusznie mówią,
że ona niebiosa przebija; Jmć Dobrodziejka odpisać mi raczyła łaskawie, z żalem, ale bez
* ale jak też dÅ‚ugie... trosków tyle!  Zamiast tego ustÄ™pu byÅ‚o w Rozrywkach: «czy smutno? mówić o tein me trzeba, ale kiedy te minęły,
może minie i ten jeszcze, który mnie od szczęścia dzieli».
gniewu: «Rodzice, którzy wypuszczÄ… córkÄ™ z rÄ…k swoich, dziwić siÄ™ nie inogÄ… (pisze na koÅ„cu), jeÅ›li ich woli nie sÅ‚ucha». Zwyczajne
błogosławieństwo, krzyżyk macierzyński przesyła mi, a na gorące prośby moje zapewnia i ręczy, że Jtnć Dobrodziej się nie gniewa. Czym ja też
przewidzieć mogła, że to, co szczytem szczęścia mieniłam, w taką otchłań utrapień mnie wrzuci; z owej pomyślności usnuło się zupełnie jakieś
pasmo zmartwień; dzień każdy now'e, niespodziane do dawnych dodaje, a końca nawret przewidzieć nie można.
Dnia 22 września, we wtorek, w Warszawie.
Od kilku dni gościmy w Warszawie; z jakąż radością zbliżałam się do niej, jak mi się piękną zdawała! Tu królewica obaczę; w ostatnim liście
zaręczył mi, że na pierwszego pazdziernika przyjedzie: to za tydzień; gdyby też nie ta nadzieja, uschnąćby trzeba, a w Warszawie sto razy mi
gorzej, jak na wsi. Te wizyty, te asamble, te ubiory, które dawrniej tyle mnie bawiły, dziś nieznośne mi są; zdaje mi się, że każdy tajemnicę moję z
mych oezów czyta, ale w zły jakiś sposób, bo jakby sobie szydzili ze mnie, osobliwie też białogłowy. Jedna lak mi dopiekła wczora pytaniami,
troskliwością swoją, że już łzy na doręczu były; a działo się to w obliczu pięciudziesiąl osób; nie wypiszę jej nazwiska, radabym go i z pamięci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •