[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niesprzyjających okolicznościach - zagrażać nawet jej życiu! Tego rodzaju drastycznych środków
ostrożności nie musi przestrzegać żaden zdrowy człowiek. My musimy...
Tego wieczoru postanawiam sobie, że również w swoim domu zachowam - przywieziony z kliniki -
dobry zwyczaj regularnego czyszczenia lodówki. Strzeżonego Pan Bóg strzeże...
Sobota, 27 lipca 2002 Basia
Zwiętujemy trzy dni bez wymiotów!
Odkąd jesteśmy w domu, w dalszym ciągu nie czuję się tak znakomicie, jak bym sobie tego
życzyła, ale mimo to zamierzam zrealizować pewien bardzo ambitny plan: Nie chcę już więcej
wymiotować! Nigdy! Wprawdzie dławi mnie czasami potężnie, ale wtedy przywołuję całą swoją
wolę, żeby do tego nie dopuścić. I patrzcie tylko: to naprawdę działa! Niech żyje autosugestia!
Jestem tym niezwykle podekscytowana i wcale nie kryję dumy z tego spektakularnego sukcesu, a
dzisiaj rano mama wpadła na pomysł, żeby to odpowiednio uczcić. Kurczakiem z najlepszej
smażalni w Biberach. Jak szaleć, to szaleć!
Boże, ile to już czasu odmawiałam sobie pieczonego kurczaka? To wyrzeczenie strasznie dużo mnie
kosztowało. Uwielbiam pieczone kurczaki, a dzisiaj mam na nie taki apetyt, że najchętniej jadłabym
i jadła przez cały dzień - od rana do wieczora albo jeszcze dłużej! Mięso rozpływa się
172
w ustach, przypieczona skórka jest taka delikatna i chrupiąca, i absolutnie fantastycznie
przyprawiona. Dla mamy i dla mnie to prawdziwie świąteczna uczta. Nigdy nie pomyślałabym, że
pieczone kurczaki mogą mieć taki wielki wpływ na radość życia!
Niedziela, 28 lipca 2002
Basia
Niewiarygodne, ale udało mi się zachować w całości tego nadzwyczajnego kurczaka.
Syta i zadowolona, próżnuję w wielkim łóżku mamy. Odkąd znów jesteśmy w domu, mogę z nią
spać. Nie omówiłyśmy tego wcześniej, ponieważ od samego początku było dla mnie oczywiste, że
przez jakiś czas będę korzystała z sypialni mamy, ponieważ mój pokój jest na parterze i mama nie
słyszałaby, gdybym nocą jej potrzebowała. Chociaż ostatnie trzy noce przesypiałam bez żadnych
problemów, to w dalszym ciągu nie chcę być w nocy pozostawiona sama sobie. Wiadomo, różnie to
bywa. Zwiadomość, że mama jest w pobliżu, daje mi poczucie bezpieczeństwa i pewność, że nic
złego nie może mi się zdarzyć.
Teraz nie otwieram oczu, więc mogę się tylko domyślać, że mama wstaje po cichu, żeby
przygotować w kuchni moją poranną porcję tabletek. Nawet w czasie dwutygodniowej przerwy w
chemioterapii muszę zażywać cztery razy dziennie po sześć tabletek.
%7łycie jest takie piękne bez tego idiotycznego rzygania. -Zaledwie to pomyślałam, chlusta ze mnie
jak fontanna. Wszystkie posiłki ostatnich trzech dni łącznie z moim uko-
173
chanym pieczonym kurczakiem z poprzedniego wieczoru. O kurczę! Jestem przerażona. To, co się
stało, jest potworne! Nowa kołdra mamy jest doszczętnie zarzygana! Fatalna sprawa. Mama
musiała usłyszeć tak dobrze jej znane odgłosy dławienia, bo właśnie nadciąga z wielką miską.
Wszystko za pózno! Azy rozczarowania tryskają mi z oczu. Dlaczego? Przecież było już tak
dobrze! Jednocześnie próbuję przepraszać ją za tę ohydną niespodziankę.
Mama tylko macha ręką, po czym wyciąga mnie ostrożnie z nieprzyzwoicie zaświnionego łóżka. -
 Mamo, tak mi niedobrze. I kręci mi się w głowie" - jęczę płaczliwym głosem. Na potwierdzenie
tych słów kładę się na dywanie, bo z ledwością mogę utrzymać się na nogach. O Boże, znowu się
zaczyna! Mama przynosi mi świeże ciuchy, pomaga mi się przebrać, a następnie wlecze mnie do
pokoju i tam kładzie na kanapie. Potem idzie z powrotem do sypialni, żeby zmienić zabrudzoną
pościel na swoim łóżku. Jestem bardzo słaba, kręci mi się w głowie; zamykam więc oczy w nadziei
że to minie. Ale nic z tego. Czuję rozczarowanie i wściekłość. Cholera jasna, znów nie dopisałam.
Mój ambitny plan szlag trafił! Dlaczego? Czy porzygałabym się również wtedy, gdybym wczoraj
nie rzuciła się tak łapczywie na tego kurczaka?
Na liście zakazanych potraw i produktów kurczak wprawdzie nie figuruje, ale na mojej prywatnej
liście rzygania, owszem. Może właśnie dlatego w dalszym ciągu tak zle się czuję, chociaż
zrzuciłam wszystko, co miałam na żołądku.
Gdy mama staje nagle koło kanapy i zagaduje mnie, zrywam się przestraszona. -  Basiu,
pojedziemy teraz na ostry dyżur do dziennej kliniki. W tym, co zwymiotowałaś było coś
czerwonego. To może być krew. Lekarz, z którym rozmawiałam już przez telefon, powiedział, że
musimy na-
174
tychmiast przyjechać. I muszę też wziąć ze sobą próbkę twoich rzygowin".
 O nie, proszę, tylko nie to!" - myślę w popłochu. Ale na głośny protest chwilowo nie starcza mi sił.
Jestem strasznie słaba. W drodze do samochodu mama musi mnie nawet podtrzymywać.
Przybywamy do dziennej kliniki onkologii dziecięcej w Ulm. Mama pomaga mi wysiąść z
samochodu.
 Czy możesz iść sama?" - pyta, spoglądając na mnie bacznym wzrokiem. W odpowiedzi uginają się
pode mną kolana. Nic dodać, nic ująć. Mama bierze głęboki oddech, chwyta mnie mocno pod obie
pachy i wlecze do kliniki niczym bohater westernu swojego rannego kumpla. Na szczęście nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •