[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w Springwater; a tutejsi ludzie nie będą tolerować szargania
pamięci Earla.
Jenny miała nadzieję, że to prawda. Nosiła już brzemię
odpowiedzialności za wiele rzeczy w swym życiu i nie chcia-
ła przyczynić się do zepsucia opinii, jaką cieszył się wuj. Bała
się też, jak Noah zareaguje na nowinę o kandydatach do pracy
w aptece. W każdym razie ona winna mu była szczerość.
- Swoją drogą - zaczęła, zbierając się na odwagę - wczo-
S
R
raj dostałam dwie odpowiedzi na ofertę pracy. Oboje kandy-
daci mają świetne referencje, więc umówiłam się z nimi na
rozmowę.
W oczach Noaha pojawiło się zdumienie.
- A więc zrezygnowałaś ze sprzedaży apteki?
- Chyba tak - odparła, sama trochę zaskoczona. Wcześniej
sprzedaż uważała za najlepsze rozwiązanie; pomysł zatrud-
nienia farmaceuty traktowała mniej serio.
- Dlaczego więc nie zostaniesz tu sama?
- Nie mogę. - Chciała, żeby zrozumiał jej sytuację. -
Podpisałam umowę ze szkołą i nie mogę jej zerwać, nie płacąc
kary. Nie mam pieniędzy. Wszystkie oszczędności włożyłam
w aptekę.
Pracując znowu w swym zawodzie, powoli odzyskiwała
wiarę we własne siły, ale działo się tak zapewne dlatego, że
w każdej chwili mogła wrócić do nauczania. Gdyby tylko
prawda wyszła na jaw, długo nie pozostałaby w aptece.
- A jeśli kandydaci okażą się do niczego? - spytał Noah.
Dotąd nie rozważała takiej możliwości.
- Odpukajmy w nie malowane drewno. Mam nadzieję,
że przynajmniej jedna z tych osób będzie się nadawać. Czas
mnie nagli. Zbliża się koniec czerwca i za sześć tygodni
muszę być w szkole.
- Rozumiem - odparł podejrzanie spokojnie. - Czy mogę
zadać moje pytanie, zanim zmyjemy naczynia, czy raczej
potem?
Uśmiech zamarł na jej ustach. Czuła, że interesują go
sprawy, o których wolałaby nie rozmawiać, ale przecież
obiecała...
- Pytaj.
Wpatrywał się w nią tak uważnie, że czuła się jak pod
mikroskopem.
S
R
- Dlaczego rzuciłaś wszystko i zostałaś nauczycielką?
Nim rozpoczęła swą opowieść, drzwi otworzyły się z hu-
kiem i do domu wpadła Carrie.
- Już jestem! - zawołała roześmiana. - Tęskniłaś za
mną?
Jenny poczuła się jak skazaniec, któremu niespodziewanie
udzielono amnestii.
- Jasne. Jak ci minął dzieli?
- Bombowo! Będę jeszcze mogła spotkać się z Mirandą?
- Oczywiście.
- Jutro? - spytała dziewczynka.
- Jutro raczej nie. Może pod koniec tygodnia.
Tu wtrącił się Noah:
- Chyba trochę przypiekło cię słońce, Carrie.
- O, tak! - przyznała z dumą. - Byłyśmy na basenie
przez całe popołudnie.
- Masz bardzo zaczerwienioną skórę - zauważyła Jenny.
- Smarowałaś się kremem?
- Mama Mirandy nas posmarowała. - Carrie pociągnęła
nosem. - Czuję zapach bekonu.
- Jesteś głodna?
- Nie. Już jadłam. O rany, ale Miranda ma fajny pokój.
Na suficie i ścianach namalowane są gwiazdy i planety.
Zwiecą w ciemności. Może moja mama też mi na to
pozwoli.
Jenny wątpiła, czy ten pomysł spodoba się Susan. Właści-
ciele posesji na ogół nie zezwalali na radykalne zmiany
w wystroju wnętrz. Nie zgadzali się na kaprysy kolejnych
najemców. Susan więc będzie musiała wybić córce z głowy
pomysł przyozdobienia sufitu mapą nieba.
Przez następne pół godziny Carrie nie zamykała się buzia.
Jenny zerkała na Noaha, który cierpliwie słuchał chaotycz-
S
R
nych opowieści dziewczynki. Właśnie w chwili, gdy Jenny
miała zamiar posłać Carrie na górę, rozległ się pager Noaha.
Przeczytał wiadomość i z telefonu Jenny zadzwonił na pogo-
towie. Gdy wrócił, na jego twarzy malowało się rozczarowa-
nie.
- Muszę iść - powiedział.
- Coś poważnego?
- Padaczka u dziecka.
- Ale nie u Luke'a, syna Mary Beth?
- Nie.
Odetchnęła z ulgą, współczując jednocześnie rodzicom
nieznanego młodego pacjenta.
- Zwykle kładę się spać około jedenastej. Jeżeli chcesz
wpaść pózniej, zaczekam na ciebie.
Pogładził palcem jej policzek.
- Chcę. I to bardzo.
- Zostawię światło na ganku - obiecała.
Po wyjściu Noaha dom stał się dziwnie pusty, mimo że
Carrie nadal paplała bez ustanku.
Przez następnych parę godzin odgłos każdego nadjeżdża-
jącego samochodu podrywał Jenny z fotela. W pewnej chwili
usłyszała nawet trzask zamykanych drzwi i wyjrzała na pod-
jazd, spodziewając się widoku plymoutha. Okazało się jed-
nak, że to wrócili sąsiedzi.
Być może Noah postanowił nie wkraczać w jej życie oso-
biste, wiedząc, że za kilka tygodni ona zamierza wyjechać ze
Springwater. A może stan dziecka okazał się bardziej niebez-
pieczny, niż początkowo sądzono. Trudno, pomyślała z wes-
tchnieniem. Gdyby mógł, na pewno wróciłby, żeby usłyszeć
odpowiedz na swoje pytanie.
Czas wlókł się niemiłosiernie, gdy próbowała odgadnąć,
co go zatrzymało. Wreszcie, pół godziny przed północą, po-
S
R
stanowiła pójść spać. Do kolejnego poranka było blisko i za-
razem daleko.
Następnego popołudnia zjawiła się w aptece Gloria
Patterson, siedemdziesięcioletnia wdowa. Stanęła przed szaf-
ką z witaminami i zmarszczyła czoło, z wysiłkiem odczytu-
jąc napisy.
Jenny zostawiła księgi rachunkowe i podeszła do klientki.
- W czym mogę pomóc? - zapytała.
- Doktor Ingram chce, żebym brała witaminę B12 - od-
parła cierpko pani Patterson - ale nie widzę jej na tej półce.
- Witamina B12 jest wydawana na receptę i występuje
w postaci zastrzyków.
- Zastrzyków? Doktor nic o tym nie wspominał.
- A czy wypisał receptę? - spytała Jenny.
Przykurczonymi palcami osoby cierpiącej na reumatyzm
pani Patterson wyciągnęła z torebki kartkę.
- Nie. Tylko napisał nazwę witaminy i powiedział, że
powinnam ją brać.
Nazwa  Witamina BI2" była nabazgrana na skrawku pa-
pieru, który równie dobrze mógłby służyć za listę zakupów.
- Chciałam to pokazać swojej córce - ciągnęła pani
Patterson. - Ona jest pielęgniarką. Kontroluje wszystkie moje
leki. Dzisiaj trzeba bardzo uważać. Lekarze przepisują
tabletki nawet kiedy nie jest to konieczne.
- To miło, że ktoś może wyjaśnić pani działanie leków
- powiedziała Jenny. - Ale ta witamina jest dostępna wy-
łącznie na receptę. Kiedy ma pani następną wizytę u doktora
Ingrama?
- W przyszłym miesiącu.
- Czy wspominał coś o zastrzykach?
- Och, jeden nawet dziś dostałam. Pomyślałam po prostu,
S
R
że wybiorę się do apteki i sama kupię to lekarstwo. Za wizyty
u lekarza trzeba tyle płacić...
- Niestety, nie mamy tej witaminy w postaci tabletek.
Gloria wzięła do ręki fiolkę z witaminą B6.
- A gdybym kupiła dwie takie? Dwie B6 dają razem B12.
Jenny uśmiechnęła się.
- Obawiam się, że to nie takie proste. To są dwie zupełnie
różne substancje. - Jenny zastanawiała się, czy powinna użyć
fachowych nazw wspomnianych witamin: pirydoksyna i ko-
balamina, ale w końcu uznała, że pani Patterson nie przyszła
tu na wykłady z biochemii.
Gloria prychnęła, jakby nie uwierzyła w te wyjaśnienia.
Jenny miała nadzieję, że córka zdoła przemówić matce do
rozsądku.
- Coś tu się jednak nie zgadza.
- A może doktor Ingram wypisałby pani receptę na za-
strzyki, które mogłaby wykonywać pani córka?
Gloria zerknęła na nią uważniej.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Czemu nie?
- No to idę do niego z powrotem - oznajmiła Gloria.
- Pewnie zaraz tu wrócę.
Jenny odprowadziła starszą panią wzrokiem. Gloria wy-
glądała na kogoś, kto zawsze stawia na swoim.
W ciągu kolejnej godziny Jenny sprzedała leki choremu
na katar sienny miłośnikowi golfa, poradziła pewnej klientce,
by popijała sporą ilością wody sulfamidy stosowane przy
infekcjach dróg moczowych, wreszcie pomogła innej starszej
damie w wyborze odpowiedniego termoforu. Zaraz potem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •