[ Pobierz całość w formacie PDF ]
właściwe instynkty. Niestety, te dobre cechy nie zdadzą się na wiele,
jeżeli ktoś ich znajdzie. Już dwa razy Zwięte Bractwo próbowało
dopaść Josey, wiele ryzykując, żeby tylko ją zabić. Już dwa razy Caim
ją ratował. Biorąc pod uwagę dziurę, którą miał w plecach, nie chciał
sprawdzać, czy trzy to jego pechowa liczba.
- Właściwie to ty mnie tu przyprowadziłaś - powiedział. - Ja nie
byłem w stanie...
- Dałeś mi wskazówki!
Pukanie do drzwi wyprzedziło jego odpowiedz, jakakolwiek by
nie była. Lodowata fala strachu oblała go, gdy próbował usiąść i znów
poczuł szarpiący ból w boku. Gdzie były jego noże? Dostrzegł pasek
wiszący na kolumience łóżka za jego głową i sięgnął po niego w tej
samej chwili, w której drzwi się otworzyły. Pojawiła się w nich
znajoma twarz. Caim powstrzymał się przed kolejnym jęknięciem.
Zamiast tego, podciągnął wyżej kołdrę. Oczywiście, to musiała być
Kira. Powinien był się tego spodziewać.
Kira promiennie uśmiechała się do niego, wchodząc do pokoju z
drewnianą tacką w dłoniach i stawiając ją na stoliku nocnym. Caim
odpowiedział nieśmiałym uśmiechem, aby nie wydać się
niegrzecznym. W końcu spędzili z Kirą niejedną noc w tej sypialni w
tych rzadkich sytuacjach, kiedy odczuwał potrzebę damskiego
towarzystwa.
Kira stanęła przy nim, nie zwracając uwagi na Josey.
- Jak się czujesz, Caim?
Na widok miny Josey Caim ucieszył się, że ma swoje noże pod
ręką. Kit wyszczerzyła się szeroko jak kot z wąsami umoczonymi w
śmietanie. Wyciągnęła się obok niego i przypatrywała się rozmowie.
Drzwi otworzyły się ponownie, aby wpuścić panią domu.
Szerokie poły lawendowego szlafroka obejmowały niezwykle obfite
ciało Madame Sanyi, grożące w każdej chwili wylaniem się przez
głęboko wycięty dekolt. Plotka głosiła, że za młodu była wielką
pięknością i najbardziej pożądaną kurtyzaną w całym Othirze. Caim
był skłonny w to uwierzyć. Jej pulchna twarz skrywała w sobie dawną
urodę, przykrytą jednak zbyt wieloma warstwami makijażu.
- W porządku, Kira. - Madame Sanya przepędziła ją gestem
dłoni. - Idz już. Daj im odpocząć.
Dziewczyna odeszła, posyłając Caimowi jeszcze jedno zalotne
spojrzenie, na co Josey zareagowała kolejną srogą miną.
- Przepraszam za to - powiedziała Madame. - Dziewczyna
potrafi być utrapieniem, ale panowie bardzo ją lubią.
- To nic. - Josey wstała z krzesła. - Była dla nas bardzo życzliwa,
jak wy wszyscy.
Madame Sanya zareagowała rozkosznym chichotem, jakiego nie
powstydziłaby się kobieta dużo młodsza i szczuplejsza.
- To żaden problem, kochanie. Caim jest przyjacielem domu.
Cieszymy się, że możemy pomóc.
Josey posłała mu zdumione spojrzenie.
- Och? Czyżby był tu stałym bywalcem?
Caim odchrząknął, gotowy bronić swej reputacji, ale Madame
nie dała mu na to szansy.
- Nie całkiem, ale pomógł nam w kilku nieprzyjemnych
sytuacjach. Nie każdy mężczyzna jest tak dobrze ułożony jak Caim.
Niektórych trzeba przekonać do właściwego zachowania, a ja tu
jestem sama z moimi dziewczętami. Nigdy nie trzymałam tu goryli i
nie będę, dopóki to ode mnie zależy.
Josey przyglądała mu się badawczo z ramionami skrzyżowanymi
na piersi i tajemniczą miną, jakby chciała zważyć go na jakiejś
niewidzialnej wadze. Wcale nie podobało mu się to spojrzenie, ale
leżąc nago w pościeli niewiele mógł na to poradzić.
- Kiedyś mieliśmy w domu naprawdę ciężki przypadek - ciągnęła
Madame Sanya. - Najemnik z Hveku, bezmózgi mięśniak. Nie minęło
nawet dziesięć minut, odkąd poszedł na górę z Abilene, kiedy
usłyszałam straszny hałas. Zbił dziewczynę na kwaśne jabłko.
Niektórzy mężczyzni tacy są, zepsuci do szpiku kości. W każdym
razie, posłałam Suri po pomoc i wróciła z Caimem szybciej niż na to
liczyłam. Bez słowa poszedł na górę. Usłyszałyśmy potężny łomot, ale
byłam zbyt przestraszona, by pójść zobaczyć, co się dzieje, dopóki nie
było po wszystkim. Abilene była cała poobijana i pokrwawiona, ale
żywa. Najemnik miał dziurę w gardle tak wielką, że zatopiłaby
żaglowiec. Wyrzuciłyśmy ciało razem ze śmieciami. Od tego czasu
każdy wie, że w tym domu należy się zachowywać.
Caim zmienił temat.
- Co mówią na ulicy, Sanyo? Czy ktoś nas szuka?
- Cóż, najwięcej się gada o morderstwach w Górnym Mieście.
- Mój ojciec - powiedziała Josey.
Caim poczuł ukłucie żalu, widząc ból wypisany na jej twarzy. Nie
zabił jej ojca, ale zrobiłby to i świadomość tego sprawiała, że czuł się
tak samo winny, jak gdyby sam trzymał nóż. Nie pierwszy raz musiał
zastanowić się nad tym, co robi ze swoim życiem. Czy było za pózno,
by skończyć z tym wszystkim? Czy ktokolwiek zobaczy w nim kiedyś
kogoś innego niż tylko zabójcę? Czy on sam mógłby w to uwierzyć?
- Powiedziałaś morderstwa . Było ich więcej?
- W sumie trzy - odpowiedziała Madame. - Dwóch członków
Rady Elektorów, zabitych we własnych domach. Nikt nic nie widział.
Całe miasto o tym huczy. Ja myślę, że to sprawka jednej z tych
południowych sekt czcicieli śmierci. Słyszałeś o tym, jak wielkiemu
kapłanowi w Belastire odcięli głowę? Co gorsza, zrobił to jeden z jego
sług.
Belastire? Caimowi coś to przypominało. Ktoś wspominał
ostatnio to miasto. Przypomniał sobie w końcu: to był Ral. Cholerny
draniu, co ty knujesz?
- Mówię ci to - dodała Madame. - W tych czasach ludzie są
szaleni, modlą się do węży i kotów. W każdym razie, na ulicach jest
więcej żołdaków niż widziałam przez dwadzieścia lat, odkąd jestem
na Rajskiej. Przed zachodem słońca ktoś zawiśnie na placu Chirrona,
zważcie moje słowa.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Czy ktoś nas szuka?
Pani domu spuściła wzrok na swoją obfitą pierś.
- Niektórzy mówią, że to ty stoisz za tymi wszystkim
morderstwami, Caim. Mówią, że oszalałeś. Ale ja w to nie wierzę.
Zawsze byłeś gentlemanem wobec mnie i moich dziewczyn.
- Dziękuję - powiedział Caim. - Za wszystko.
Tym razem to Madame zarumieniła się i to z wielkim wdziękiem.
Wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
- Co to znaczy? - spytała Josey.
- To znaczy, że ktoś przystąpił do działania.
- Jakiego działania?
Myśli zderzały się w głowie Caima jak kawałki wielkiej
układanki, z osobna niezrozumiałe, ale wskazujące wspólnie na jakiś
większy obraz. Othir zawsze był lęgowiskiem spisków i politycznych
intryg. Niepokoje miały miejsce w mieście bez przerwy, odkąd
Kościół usunął ostatniego prawowitego cesarza i zaprowadził własne
porządki. To był jeden z powodów, dla których Caim wybrał to miasto
na swoją bazę. Branża, w której pracował, kwitła w takich warunkach.
Teraz jednak sprawy obróciły się przeciw niemu. Przy tych wszystkich
plotkach, nie mógł się nigdzie pokazać. Madame Sanya wiele
ryzykowała, pozwalając mu zostać w jej domu.
Jego spojrzenie powędrowało ku Josey, która usiadła z powrotem
na krześle. Jej dumne rysy wydawały się nie na miejscu w tym
tandetnie urządzonym pokoju. Caim czuł, że czegoś nie dostrzega, że
brakuje mu jakiegoś elementu układanki, który leży tuż przed nim.
- Twój ojciec. Powiedziałaś, że był gubernatorem.
- Egzarchą Navarre. Ale odszedł na emeryturę, kiedy byłam mała
i wtedy przenieśliśmy się do Othiru.
- Mój kontakt powiedział mi, że był generałem odpowiedzialnym
za krwawe masakry w Eregocie.
Twarz Josey wykrzywiła się w grymasie grozy.
- Mój ojciec nigdy nikogo nie skrzywdził.
- Pewnie - mruknęła Kit. - Założę się, że jej ojciec był niewinny
jak kocię. Pewnie jadał jak król, gdy jego ludzie ginęli z głodu na
ulicach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona Główna
- Friesner, Esther Chicks 03 Chicks 'N Chained Males
- Desiree Holt [Phoenix Agency 04] F Stop [EC Breathless] (pdf)
- William Goldman The Princess Br
- Filozofia zarys
- śÂw. Tomasz z Akwinu 35. Suma Teologiczna Tom XXXV
- Ransom S.C BśÂćÂkitna miśÂośÂć 02 BśÂćÂkitna magia
- H.G. Wells The Invisible Man
- John Norman Gor 16 Guardsman of Gor
- Webb_Peggy_Sztuka_uwodzenia_RPP042
- Chemical Wizardry Anabolic Stero
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aprzybyt.xlx.pl