[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sca. I to dla paru marnych dolarów, których wcale nie po­
trzebujesz.
- Przestań, B.J. - Zgasił papierosa, potem wsunął ręce do
kieszeni. - Mówiłem ci już, że sam podejmę decyzję. Flet-
chera sprowadziłem tu z dwóch powodów. - Gestem ręki
powstrzymaÅ‚ jej wybuch zÅ‚oÅ›ci. - Po pierwsze, żeby zapro­
jektował dom, który chcę wybudować na ziemi, którą mój
agent znalazÅ‚ dla mnie w ubiegÅ‚ym tygodniu. To jakieÅ› dzie­
sięć kilometrów za miastem, pięć akrów na wzgórzu z wido­
kiem na jezioro. Pewnie znasz to miejsce.
- Po co ci dom...?
- Po drugie - ciÄ…gnÄ…Å‚, ignorujÄ…c jej pytanie - aby zapro­
jektował oficynę do tego pensjonatu. Powierzchnia biura jest
NIEODPARTY UROK
149
zbyt mała, a po naszym ślubie planuję przenieść tu siedzibę
mojej firmy z Nowego Jorku.
- Nie rozumiem... - SÅ‚owa zamarÅ‚y jej na ustach. Wpa­
trywała się w jego spokojne, brązowe oczy. W głowie kłębiły
jej się sprzeczne myśli. - Nigdy nie zgodziłam się wyjść za
ciebie - wyjąkała w końcu.
- Ale się zgodzisz - odparł spokojnie. - Na razie możesz
uspokoić personel, że pensjonat pozostanie taki, jaki jest,
a ty, z pewnymi zmianami oczywiście, nadal będziesz nim
zarządzać.
- Zmianami? - spytała nieufnie, opadając na krzesło.
- Mogę zarządzać swoimi interesami z Lakeside, ale
przecież nie mogę mieszkać z żoną w pensjonacie. Gdy dom
zostanie ukoÅ„czony, przeniesiemy siÄ™ do niego, a wtedy Ed­
die przejmie część twoich obowiązków. Będziesz musiała od
czasu do czasu podróżować. Za trzy tygodnie wyjeżdżamy
do Rzymu.
- Do Rzymu? - Powtórzyła za nim jak papuga. Przy-
pomniała sobie niewyraznie, że już raz wspomniał o Rzymie
i paszportach.
- Twoja matka przyśle ci metrykę, byś mogła wyrobić
sobie paszport.
- Moja matka? - Nie mogąc usiedzieć na miejscu, B.J.
wstaÅ‚a i podeszÅ‚a do okna, próbujÄ…c odzyskać jasność myÅ›le­
nia. - Wszystko tak starannie zaplanowałeś. A nie przyszło
ci do głowy, żeby spytać o moje uczucia?
- Znam twoje uczucia. - Położył dłonie na jej ramionach.
- PowiedziaÅ‚em ci już, że z takimi oczami nie sposób utrzy­
mać sekretów.
- Niewątpliwie to bardzo dla ciebie wygodne, że jestem
150 NORA ROBERTS
w tobie zakochana. - Przełknęła ślinę i skupiła wzrok na bły
skach słońca, które przesączały się przez sosny rosnące na
wzgórzu.
- To rzeczywiście bardzo ułatwia sprawę. - Palcami ma
sował jej ramiona, ale ona nadal była spięta.
- Z tego powodu nie musisz się ze mną żenić, oboje o tyn.,
dobrze wiemy... - Wzięła głęboki oddech i mocno chwyciła
siÄ™ framugi okna. - WygraÅ‚eÅ› już pierwszej nocy, gdy przy­
szedłeś do mojego pokoju.
- To mi nie wystarczaÅ‚o. - ObjÄ…Å‚ jÄ… w pasie i oparÅ‚ o sie­
bie plecami. - Już wtedy, gdy wpadłaś do mnie do biura,
zapragnÄ…Å‚em siÄ™ z tobÄ… ożenić. WiedziaÅ‚em, że potrafiÄ™ wzbu­
dzić twoje pożądanie, poczułem to już za pierwszym razem,
gdy ciÄ™ obejmowaÅ‚em, wiedziaÅ‚em jednak, że twoje pożąda­
nie mi nie wystarczy. Chciałem, byś mnie pokochała.
- Ale to nie przeszkadzało... - Wzruszyła ramionami.
- Nie przeszkadzało ci pocieszać się z Darią.
Obrócił ją do siebie tak szybko, że włosy opadły jej na
twarz, zasłaniając oczy.
- Od tamtej chwili, gdy cię ujrzałem, nie dotknąłem ani
Darli, ani nikogo innego. Daria ciÄ™ tylko prowokowaÅ‚a. SÄ…­
dzisz, że dotknÄ…Å‚bym innej kobiety, gdy przez caÅ‚y czas my­
ślałem o tobie? -I nie dając jej czasu na odpowiedz, władczo
i zachÅ‚annie jÄ… pocaÅ‚owaÅ‚. ObejmowaÅ‚ jÄ… mocno w talii, przy­
ciągając do siebie. - Od dwóch tygodni doprowadzasz mnie
do szaleÅ„stwa. - Na moment pozwoliÅ‚ jej zaczerpnąć odde­
chu, a potem znów zaatakował jej usta. Pocałunek stawał się
coraz delikatniejszy, słodszy, bardziej zmysłowy, a Taylor
czule i delikatnie gładził jej ciało. - B.J. - wymamrotał,
opierając policzek na czubku jej głowy. - Byłoby mi łatwiej,
NIEODPARTY UROK 151
gdybyÅ› mierzyÅ‚a i ważyÅ‚a trochÄ™ wiÄ™cej. ByÅ‚o mi bardzo trud­
no ze sobą walczyć. Ale nie chciałem zrobić ci krzywdy.
Jesteś taka krucha i taka niewinna... - Uniósł jej podbródek
i ujął jej twarz w dłonie. - Czy już ci powiedziałem, że cię
kocham?
Oczy jej rozszerzyły się, usta otwarły, ale nie była w stanie
wydobyć z siebie żadnego dzwięku. Szybko pokręciła głową
i przełknęła ślinę.
- Chyba tego jeszcze nie zrobiłem. A zakochałem się
w tobie od pierwszego wejrzenia... Od chwili, gdy zobaczy­
łem cię podczas gry w baseball. - Pochylił się i musnął jej
wargi.
Zarzuciła mu ramiona na szyję, jakby w obawie, że zaraz
zniknie bez śladu.
- Taylor, dlaczego czekałeś z tym tak długo?
OdsunÄ…Å‚ siÄ™ i z pewnym rozbawieniem uniósÅ‚ brwi, przy­
pominając, jak krótko się znają.
- To byÅ‚y lata - oÅ›wiadczyÅ‚a, opierajÄ…c twarz na jego ramie­
niu i poddając się ogarniającej ją fali radości. - Dekady i wieki.
- Podczas tego milenium - odparł, przesuwając palcami
po jej włosach - byłaś nieznośna i w ogóle nie chciałaś mnie
słuchać. W dniu, w którym wszedłem do salonu i zastałem
ciÄ™ liczÄ…cÄ… butelki w barze, odzyskaÅ‚em nadziejÄ™, że wszy­
stko dobrze się ułoży, ale ty bardzo skutecznie to popsułaś.
Następnego dnia w twoim pokoju, gdy zapłonęłaś ogniem,
oświeciło mnie. To, co powiedziałaś, było bardzo rozsądne,
postanowiÅ‚em wiÄ™c zmienić taktykÄ™ i otoczenie. Szczęśli­
wym zrządzeniem losu akurat Bailey zadzwonił z Florydy.
- MówiÅ‚eÅ›, że musisz jechać do Palm Beach, żeby roz­
wiązać pewien problem.
152 NORA ROBERTS
- Skłamałem - przyznał się, a potem roześmiał na widok
jej zdumionej miny. - Usiadł na krześle i posadził ją sobie
na kolanach. - Chciałem wyciągnąć cię z pensjonatu i mieć
ciÄ™ chociaż przez te dwa dni tylko dla siebie. MiaÅ‚em nadzie­
jÄ™, że siÄ™ odprężysz i bÄ™dziesz mniej czujna. - Znów siÄ™ roze­
śmiał i uszczypnął zębami jej ucho. - No ale, co za pech,
zobaczyłem, jak flirtujesz z Hardym! A wyglądałaś przy tym
tak słodko i ponętnie, że...
- Byłeś zazdrosny! - odkryła z zadowoleniem i mocniej
się do niego przytuliła.
- To mało powiedziane.
Najbliższe minuty spędzili w milczeniu. Taylor całował
jej usta, wsuwając rękę pod jej bluzkę i dotykając nagiego
ciaÅ‚a. - ChciaÅ‚em zrobić wszystko prawidÅ‚owo, a wiÄ™c kola­
cja, wino i cicha muzyka. NaprawdÄ™ zamierzaÅ‚em powie­
dzieć ci, że cię kocham i poprosić, byś za mnie wyszła już
wtedy na Florydzie...
- Dlaczego tego nie zrobiłeś?
- Rozproszyłaś mnie... Zawróciłaś mi w głowie... -
PrzesunÄ…Å‚ wargami po jej policzku, wzbudzajÄ…c w niej zna­
jome już dreszcze. - Nie zamierzałem pozwolić, by sprawy
potoczyły się tak, jak się potoczyły. Ale ty masz zwyczaj
wypróbowywania mojej siły woli. Tamtego wieczoru prawie
oszalałem... Ale gdy poczułem, że drżysz, a w twoich oczach
malowaÅ‚a siÄ™ taka niewinność... - WestchnÄ…Å‚, opierajÄ…c po­
liczek o jej głowę. - Byłem na siebie wściekły, bo straciłem
kontrolÄ™ nad sobÄ… i nad sytuacjÄ….
- A ja myślałam, że byłeś wściekły na mnie.
- Tak było lepiej. Gdybym wtedy powiedział ci, co do
ciebie czuję, nic by mnie już nie powstrzymało przed kocha-
NIEODPARTY UROK 153
niem się z tobą. A nie byłbym wtedy czułym i troskliwym
kochankiem, jakiego potrzebowaÅ‚aÅ›. Nigdy w życiu nie prag­
nÄ…Å‚em nikogo tak bardzo jak- ciebie tamtej nocy.
Podniosła na niego oczy mokre od łez wzruszenia.
st - Pragniesz mnie, Taylor?
Pogłaskał ją po głowie i przytulił jeszcze mocniej.
- Wyglądasz jak dziecko - szepnął, obwodząc palcem jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •