[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ty, mój drogi, chciałbyś wszystko klasyfikować według sztywnych zasad:
tak albo tak. Czy nie wydaje ci się, że mogą być wśród nich tchórzliwi i odważni,
spokojni i zaczepni? Wśród istot inteligentnych występuje coś takiego, jak indy-
widualność, charakter. . . Z tego też względu proponowane zagadnienie nie rokuje
jednoznacznego i ogólnego rozwiązania.
 Brawo!  zawołał Har.  Cenna myśl! Można wprawdzie z dużą dozą
pewności twierdzić, że zające boją się człowieka, a tygrysy nie. W wypadku istot
inteligentnych tak ścisłej klasyfikacji nie da się przeprowadzić.
Po godzinnym odpoczynku zwinęli sprzęt i ruszyli w dalszą drogę, w kierunku
połyskującej różowo linii szczytów. Celu wędrówki  szczytu z tajemniczym
błyszczącym obiektem nie było stąd widać. Kryły go bliższe wierzchołki.
Zbocze pięło się coraz stromiej, miejscami zaczynały przezierać pod stopami
płyty nagiej skały. Wszelka roślinność  nawet ta niska, przyziemna  znikała
na tej wysokości. Gdy dalsza wspinaczka stała się uciążliwa, przygotowali aparaty
lotne.
 Będziemy się kierować na najbliższy grzbiet  powiedział Har, wskazując
kierunek.  Powinniśmy pokonać tę odległość w dwóch skokach. Przypominam,
że mamy niewiele materiałów napędowych.
Ostatnie słowa wypowiedział, patrząc wyraznie w kierunku Teda, aby zaś nie
było wątpliwości, dodał:
 Z tego też względu niewskazane są akrobacje w powietrzu.
Patrzyli, jak ruszył powoli, zawieszony na tle stromej, spękanej ściany. Gdyby
nie drganie powietrza u wylotu dysz aparatu lotnego, mogłoby się wydawać, że
niewidzialna lina holuje go w górę. Zatrzymał się przylegając nagle do  zdawa-
łoby się  gładkiej w tym miejscu ściany. Ted podniósł do oczu lornetę i dopiero
przy jej pomocy dostrzegł niewielką półkę, na której osiadł Har. Przez chwilę
można było obserwować, jak szuka miejsca dla wbicia haka. Stłumione uderzenia
73
młotka dobiegły najpierw za pośrednictwem radia, a potem, jak echo, bezpośred-
nio do uszu oczekujących na dole. Ewa i Ted spojrzeli na siebie równocześnie.
Po raz pierwszy przekonali się, że głos biegnie wolniej od fal elektromagnetycz-
nych. . .
 Opuszczam linę  zabrzmiało w słuchawkach i po chwili cienka, zakoń-
czona dwiema kluczkami linka zwisła tuż przed nimi.
Włączyli aparaty i ruszyli w górę. Har asekurował ich na wypadek, gdyby
kierowany niezbyt wprawnymi rękami aparat lotny odmówił posłuszeństwa. Wy-
bierał powoli linę, a Ewa i Ted  po raz pierwszy od wyruszenia z groty  mogli
spokojnie rozejrzeć się dokoła. Ten sposób podróżowania był o wiele przyjemniej-
szy od mozolnego  skrobania się pod górę. Byli teraz wysoko ponad wierzchoł-
kami lasu. Po prawej stronie ciągnęło się kamieniste osypisko, po lewej ściana
stawała się zupełnie pionowa, a nawet jakby nieco przewieszona. W dole, po le-
wej stronie grani, którą dotarli do stóp ściany, zieleniał zarośnięty żleb, wcinający
się głębokim kanionem w masyw skalny. Zrodkiem wąwozu, między gęstym ko-
żuchem krzewów, przebłyskiwało srebrzyste pasemko strumienia.
 Popatrz, woda!  Ewa trąciła Teda łokciem.  Pierwszy strumień, jaki
spotykamy na tej planecie. Myślę, że dalej pójdziemy jego doliną. . . To znaczy,
pójdziemy jutro, po powrocie z góry. W ten sposób najłatwiej trafić do jakichś
osiedli tubylców. . .
 O ile oni potrzebują wody w tym stopniu, co my  mruknął Ted sceptycz-
nie.
W podobny sposób przebyli następny odcinek ściany i znalezli się na szczycie
wąskiego grzebienia skalnego ciągnącego się aż po wierzchołek stanowiący cel
ich wędrówki. Pozostawione w skale haki miały posłużyć w drodze powrotnej do
opuszczania się w dół bez pomocy aparatów.
W szkłach lornety nieznany obiekt przedstawiał się teraz jako jasny równo-
boczny trójkąt czy piramida o ostro zarysowanych, prostych konturach, wyklu- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •