[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zacząć poszukiwania. Zapowiadała się jednak marna pogoda, a na
popołudnie prognozowano duże opady mające się przeciągnąć aż do
nocy. W miarę jak wlókł się dzień, ubywało coraz więcej uczniów
wierzących, że April jest jeszcze w Strattenburgu. Po co każdego
popołudnia przeszukiwać ulice, skoro i tak się nie wierzy w jej
odnalezienie?
Theo postanowił jednak szukać dalej, nieważne, czy będzie padać,
czy nie.
ROZDZIAA 13
W połowie chemii, kiedy deszcz i wiatr waliły w okna, a Theo
próbował słuchać pana Tubchecka, zaskoczył go nagle głos wywołujący
jego nazwisko. Znowu odezwała się pani Gladwell, teraz przez głośnik.
- Panie Tubchek, czy Theo Boone jest na lekcji? - zaskrzeczała,
zaskakując uczniów i samego pana Tubcheka.
Serce Theo zamarło, gwałtownie wyprostował się na krześle. A
teraz co jeszcze?
- Jest - odpowiedział pan Tubchek.
- Proszę go przysłać do mnie, do gabinetu.
Kiedy Theo powoli szedł korytarzem, rozpaczliwie starał się
domyślić, do czego się może przydać w gabinecie dyrektorki. Było już
piątkowe popołudnie, dochodziła druga. Tydzień prawie się kończył, w
dodatku kiepski tydzień. Może pani Gladwell wciąż jeszcze miała
pretensje o tę spóznioną konferencję rano? Nie, chyba nie. Przecież
wszystko się dobrze skończyło.
W tym tygodniu nie zrobił niczego szczególnie złego, nie złamał
żadnych przepisów, nikogo nie obraził, udało mu się odrobić większość
lekcji i tak dalej. Dał więc za wygraną. Naprawdę nie miał się czym
przejmować. Zresztą dwa lata temu, kiedy najstarsza córka pani
Gladwell przechodziła nieprzyjemny rozwód, jej prawnikiem była
Marcella Boone. Panna Gloria, wścibska sekretarka, rozmawiała akurat
przez telefon i machnięciem dłoni wskazała Theo drogę do gabinetu.
Pani Gladwell spotkała Theo pod drzwiami i wprowadziła go do środka.
- Theo, to jest Anton - oznajmiła po zamknięciu drzwi.
Anton był chudym dzieciakiem o bardzo ciemnej skórze.
- Chodzi do szóstej klasy. Uczy go panna Spencer.
Theo uścisnął chłopcu dłoń.
- Miło mi cię poznać - powiedział.
Anton niczego nie powiedział. Uścisk dłoni miał raczej miękki.
Theo od razu pomyślał, że dzieciak jest w wielkich tarapatach i musi być
śmiertelnie przerażony.
- Usiądz sobie, Theo - powiedziała dyrektorka i Theo opadł na
krzesło obok chłopca. - Anton pochodzi z Haiti i z kilkoma krewnymi
mieszka na skraju miasta, na Barkley Street, niedaleko kamieniołomu.
Kiedy wypowiadała słowo  kamieniołom , jej oczy spotkały się z
oczami Theo. Tamta część miasta nie była najlepsza. Szczerze mówiąc,
zamieszkiwali ją biedniejsi imigranci, legalni albo i nie.
- Jego rodzice pracują poza miastem, Anton mieszka z dziadkami.
Poznajesz to? - zapytała dyrektorka, wręczając Theo kartkę. Szybko ją
przestudiował.
- O rany.
- Theo, masz jakieś doświadczenie z wydziałem do spraw zwierząt?
- zapytała.
- Tak, byłem tam kilka razy. W wydziale do spraw zwierząt
uratowałem swojego psa.
- Mógłbyś, proszę, wytłumaczyć Antonowi, o co tutaj chodzi?
- Jasne. To jest wezwanie z paragrafu trzeciego, wystosowane przez
sędziego Yecka, z wydziału do spraw zwierząt. Powiadamia, że kontrola
zwierząt zabrała wczoraj do aresztu jakiegoś Pete'a.
- Przyszli do domu i go zabrali - odezwał się Anton. - Powiedzieli,
że jest aresztowany. Pete był bardzo zły.
Theo dalej przyglądał się wezwaniu.
- Piszą, że Pete to papuga afrykańska popielata, wiek nieznany.
- Ma pięćdziesiątkę i jest w mojej rodzinie od wielu lat.
Theo zerknął na Antona i zauważył, że chłopiec ma wilgotne oczy.
- Rozprawa odbędzie się dzisiaj, o czwartej po południu, w sądzie
dla zwierząt. Sędzia Yeck wysłucha stron i postanowi, co z dalej z
Pete'em. Czy wiesz, co złego zrobił Pete?
- Przestraszył parę osób - odparł Anton. - To wszystko, co wiem.
- Theo, możesz mu jakoś pomóc? - zapytała pani Gladwell.
- Jasne - odparł Theo, aczkolwiek z pewnym ociąganiem. Ale tak
naprawdę uwielbiał wydział do spraw zwierząt, bo tam mógł w swojej
sprawie występować każdy, łącznie z trzynastoletnim dzieciakiem z
ósmej klasy. W wydziale nie potrzebowano prawników, a sędzia Yeck
prowadził rozprawy na dużym luzie. Yeck był wyrzutkiem, którego
wylano z kilku kancelarii, i nie potrafił utrzymać żadnej porządnej
prawniczej posady. Niezbyt go cieszyło, że jest najmniej poważanym
sędzią w mieście. Większość prawników unikała  kociego sądu , jak
nazywano wydział do spraw zwierząt, bo uważała go za coś poniżej
swojej godności.
- Dziękuję, Theo.
- Ale muszę wyjść już teraz - powiedział, myśląc szybko. -
Potrzebuję trochę czasu, żeby się przygotować.
- Możesz iść - oznajmiła pani Gladwell.
O czwartej po południu Theo zszedł po schodach do sutereny sądu,
potem ruszył korytarzem, mijając magazyny, aż wreszcie dotarł do
drewnianych drzwi z napisem  Wydział do spraw zwierząt. Sędzia
Sergio Yeck . Czarne litery wymalowano z szablonu, u góry wejścia.
Theo się denerwował, ale był też bardzo podekscytowany. Bo gdzie
indziej trzynastolatek mógł występować w sprawie sądowej, udając
prawdziwego prawnika? Przyniósł sobie skórzaną teczkę, jedną ze
starych teczek Ike'a. Otworzył drzwi.
Cokolwiek zrobił Pete, z pewnością niezle mu to wyszło. Theo
jeszcze nigdy nie widział w wydziale do spraw zwierząt aż tylu ludzi. Po
lewej stronie niewielkiej sali rozpraw stała grupa kobiet, wszystkie w
średnim wieku, wszystkie w obcisłych brązowych bryczesach i czarnych
jezdzieckich butach do kolan. Wydawały się bardzo niezadowolone.
Po prawej Anton i jakaś starsza para siedzieli tak daleko od tych
kobiet, jak tylko mogli. Cała trójka wyglądała na przerażoną. Theo
podszedł do nich swobodnym krokiem i się przywitał. Anton przedstawił
mu swoich dziadków, o nazwiskach obcych i niemożliwych do
zrozumienia za pierwszym razem. Po angielsku mówili niezle, chociaż z
wyraznym akcentem. Anton powiedział coś swojej babci. Spojrzała na
Theo i zapytała:
- Ty nasz prawnik?
Theo nie przyszła do głowy żadna odpowiedz inna niż  tak .
Babcia się rozpłakała.
Otworzyły się drzwi i z tyłu sali pojawił się sędzia Yeck. Podszedł
do długiego stołu i usiadł za nim. Jak zwykle miał na sobie dżinsy,
kowbojskie buty, wytartą sportową kurtkę i nie włożył krawata. W
kocim sądzie nie wymagano togi. Wyciągnął wokandę i rozejrzał się po
sali. Niewiele spraw z listy go zainteresowało. W większości chodziło o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •