[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czona ze zbutwiałego łuku strzała pokonała więcej niż sto jardów.
Szum był coraz głośniejszy.
Po trzecim popasie od opuszczenia stacji znów pojawiło się widmowe promie-
niowanie. Znalezli się w długim tunelu wykutym w dziwnej fosforyzującej skale.
Wilgotne ściany lśniły i migotały tysiącami miniaturowych gwiezdnych rozbły-
sków. Wszystko skąpane było w jakiejś nadrealnej niesamowitej poświacie gabi-
netu grozy.
Ogłuszający szum rzeki docierał do nich poprzez naturalną nagłośnię, którą
tworzyła otaczająca ich skała. Mimo to dzwięk wydawał się dziwnie niezmienny,
nawet kiedy zbliżali się do skrzyżowania, które zdaniem rewolwerowca z pew-
nością się przed nimi znajdowało, ponieważ tunel się poszerzył, a ściany uciekły
w bok. Kąt, pod którym się wznosili, wyraznie wzrósł.
Szyny wiodły prosto jak strzała. Nowe światło przypominało rewolwerowcowi
rurki z bagiennym gazem, sprzedawane czasami za ciężkie pieniądze na jarmarku
świętego Józefa; chłopcu kojarzyło się z niemającymi końca proporcami neonów,
w jego blasku ujrzeli obaj, że skalny tunel, w którym spędzili tyle czasu, kończy
137
się nagle dwoma poszarpanymi blizniaczymi cyplami, wycelowanymi w otchłan-
ny mrok. Gdzieś niżej płynęła rzeka.
Tory biegły dalej nad niewiadomej wysokości przepaścią, wsparte na po-
chodzącej z zamierzchłej epoki estakadzie, a na samym krańcu, w wydawa-
łoby się niewiarygodnej odległości, jarzyła się malutka kropka światła  nie
fluoryzującego lub fosforyzującego, lecz twardego, prawdziwego, dziennego
światła. Malutka niczym zrobiona igłą dziurka w ciemnej tkaninie, lecz brzemien-
na w złowrogie znaczenie.
 Przystańmy  odezwał się chłopiec.  Przystańmy na chwilę. Proszę.
Rewolwerowiec zatrzymał bez słowa sprzeciwu drezynę. Za sobą i przed so-
bą słyszał jednostajny huk rzeki. Poczuł nagle, że nie może znieść emanującego
z wilgotnych skał sztucznego światła. Po raz pierwszy ogarnęła go klaustrofobia
i potężne, niepowstrzymane pragnienie, by się stąd wydostać, by wydobyć się
z tego grobu, w którym dali się zakopać żywcem.
 Pojedziemy teraz dalej  powiedział chłopiec.  Czy tego on chce? %7łe-
byśmy pojechali drezyną nad. . . nad tym. . . i runęli w dół?
Rewolwerowiec wiedział, że jest inaczej.
 Nie mam pojęcia, czego on chce  odparł jednak.
 Jesteśmy teraz blisko. Nie możemy pójść dalej pieszo?
Wysiedli i zbliżyli się ostrożnie do krawędzi. Skalne podłoże pod ich stopami
ciągnęło się jeszcze przez kilkanaście jardów, a potem urywało raptownie pod
ostrym kątem. Dalej szyny biegły same.
Rewolwerowiec uklęknął i spojrzał w dół. Zobaczył skomplikowaną, prawie
niewiarygodną plątaninę stalowych wsporników i belek, które ginęły tam, skąd
dobiegał szum rzeki, podtrzymując zawieszony z gracją nad otchłanią łuk estaka-
dy.
Wyobraził sobie stal nadgryzaną przez zabójczy tandem czasu i wody. Ile zo-
stało wsporników? Mało? Kilka? Ani jeden? Przypomniał sobie twarz mumii. . .
jej skóra, na pozór stała, rozsypała się w proch przy pierwszym dotknięciu jego
palców.
 Pójdziemy pieszo  zgodził się.
Spodziewał się trochę dąsów ze strony chłopca, lecz on wyprzedził go i zaczął
iść po torach, stawiając spokojnie i pewnie stopy na podkładach ze spawanej stali.
Rewolwerowiec ruszył w ślad za nim, gotów złapać go, gdyby podwinęła mu się
noga.
Zostawili za sobą drezynę i posuwali się ostrożnie, stąpając nad ciemną ot-
chłanią.
Rewolwerowiec czuł, jak jego ciało oblewa się potem. Estakada była prze-
rdzewiała, bardzo przerdzewiała. Poskrzypywała pod jego stopami w pijackim
rytmie płynącej gdzieś daleko na dole rzeki, kołysząc się lekko na niewidocznych
linach. Jesteśmy akrobatami, pomyślał. Popatrz, matko, nie ma sieci. Frunę. Po ja-
138
kimś czasie ukląkł i zbadał podkłady, po których szli. Rdza wyżarła w nich dziury
(na twarzy czuł przyczynę  powiew świeżego powietrza, przyjaciela korozji;
znajdowali się teraz bardzo blisko powierzchni). Uderzony silnie pięścią metal
niezdrowo drżał. Raz usłyszał pod stopą ostrzegawczy zgrzyt i poczuł, jak stal [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •