[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niezrozumiałych słów, a ręce były rozwarte szeroko w geście przyjazni. Najwyrazniej
dopiero wtedy zły stwór uświadomił sobie, że ten mroczny elf nie jest potencjalnym
kompanem, zaczął bowiem spiesznie się cofać. Sejmitary Drizzta skrzyżowały się
w wymierzonym w dół cięciu, rysując gorącą krwią X na piersi stworzenia.
Guenhwyyar przeniknęła obok drowa atakując goblina, który uciekał w stronę
przeciwległej ściany jaskini. Po jednym zamachu wielkiej łapy pantery zostało jedynie
trzech.
W końcu dwa gobliny na tyle odzyskały swe zmysły, by natrzeć na drowa
w skoordynowany sposób, z wyciągniętą bronią. Jeden wymierzył zamaszysty cios pałką,
jednak Drizzt odtrącił jaw bok, zanim się zbliżyła.
Jego sejmitar, ten sam, którego użył do odtrącenia ciosu, pomknął w lewo, pózniej
w prawo, w lewo i w prawo, i jeszcze trzeci raz, pozostawiając oszołomione stworzenie
z sześcioma śmiertelnymi ranami. Z ogłupiałym wzrokiem padło ono plecami na ziemię.
Przez cały ten czas drugi sejmitar Drizzta z łatwością parował bardziej desperackie
ataki drugiego goblina.
Kiedy drow odwrócił się, by stanąć bezpośrednio przed stworzeniem, wiedziało już,
że jest zgubione. Cisnęło swym krótkim mieczem w Drizzta, znów z niewielkim efektem,
po czym rzuciło się za najbliższy kamienny filar.
Zza niego wyszedł ostatni z zaskoczonych stworów, zaskakując drowa
i zabezpieczając drugiemu drogę ucieczki. Drizzt przeklął wyrazne szczęście goblina. Nie
chciał, by którykolwiek uciekł, jednak te, albo z rozsądku, albo przypadkiem, uciekały
w przeciwległych kierunkach. Ułamek sekundy pózniej drow usłyszał jednak zza
kolumny dzwięczny trzask i goblin, który rzucił wcześniej w niego mieczem, wytoczył
się zza pilaru ze strzaskaną czaszką.
Regis, trzymając swój mały buzdygan, wyjrzał zza kolumny i wzruszył ramionami.
Drizzt był zakłopotany i tylko odwzajemnił spojrzenie, po czym obrócił się, by rzucić
się w pościg za pozostałym goblinem, który szybko kluczył pomiędzy kamiennymi
zębami, kierując się do korytarza na przeciwległym końcu groty.
Drow, szybszy i zręczniejszy, stopniowo zmniejszał dystans. Zauważył Guenhwyvar,
której paszcza lśniła gorącem od krwi świeżej ofiary, jak pędzi równoległym torem
i zbliża się do goblina z każdym długim susem. Drizzt był przekonany, że stwór nie ma
szansy uciec.
Przy wyjściu goblin zatrzymał się nagle. Drizzt umknął w bok, podobnie jak
Guenhwyvar, obydwoje rzucając się pod osłonę kolumn, kiedy ciało goblina pokryło się
serią trzaskających i iskrzących wybuchów. Wrzasnął i zaszamotał się szaleńczo, w jedną
i drugą stronę, zrywając z siebie kawałki ubrania i ciała.
Eksplozje utrzymywały się jeszcze na długo po tym, jak zginął. W końcu zanikły,
a z kilku tuzinów wypalonych ran ulatywał dym.
Drizzt i Guenhwyvar nie ruszali się, zachowując absolutną ciszę, nie wiedzieli
bowiem, jaki nowy potwór się pojawił.
Komnata została nagle oświetlona magicznym światłem.
Drizzt, usilnie starając się skupić wzrok, zacisnął mocniej sejmitary.
 Wszystkie martwe?  usłyszał znajomy krasnoludzki głos. Mrugnąwszy otworzył
oczy i ujrzał wchodzącego do pomieszczenia kapłana Cobble a, z jedną dłonią w dużej
sakwie przy pasku, drugą zaś trzymającego przed sobą tarczę.
Za nim pojawiło się kilku żołnierzy, a jeden z nich mruknął  Cholernie dobry czar,
kapłanie.
Cobble przesunął się, by zbadać rozszarpane ciało, po czym pokiwał twierdząco
głową. Drizzt wychynął zza kolumny.
Dłonie zaskoczonego kapłana zaczęły wymachiwać, ciskając w stronę drowa
kilkanaście małych przedmiotów  kamyków? Guenhwyyar warknęła, Drizzt rzucił się
w bok, a kamyki trafiły tam, gdzie przed chwilą stał, wzniecając kolejny szereg małych
eksplozji.
 Drizzt!  krzyknął Cobble, uświadamiając sobie swój błąd.  Drizzt!  Podbiegł do
drowa, który spoglądał na liczne osmalone ślady na skale.
 Wszystko w porządku, drogi Drizzcie?!  krzyczał Cobble.
 Cholernie dobry czar, kapłanie  odparł Drizzt, imitując najlepiej jak potrafił głos
krasnoluda oraz uśmiechając się szeroko z podziwem.
Cobble klepnął go potężnie w plecy, niemal przewracając.  Ja też go lubię 
powiedział, pokazując Drizztowi, że ma całą sakwę pełną bombopodobnych kamyków. 
Chcesz trochę?
 Ja chcę  odrzekł Regis, wychodząc zza stalagmitu, bliżej wejścia do tunelu niż był
Drizzt.
Drow zamrugał swymi lawendowymi oczyma, dziwiąc się dzielności halflinga.
* * *
Kolejny oddział goblinów, liczący ponad setkę osobników, został ustawiony
w korytarzach na prawo od głównej komnaty, aby uderzyć od flanki, gdy rozpocznie się
walka. Po niepowodzeniu z pułapką oraz wykonaną następnie przez Bruenora szarżą
(prowadzoną przez straszne strzały o srebrnych drzewcach), żałosnej porażce ettinów
oraz przybyciu krasnoludzkich sił Dagny, nawet głupie gobliny były wystarczająco
rozsądne, by odwrócić się w tył i rzucić do ucieczki.
 Krasznoludy!  krzyknął jeden z biegnących na przedzie goblinów, a pozostałe
zaczęły zaraz powtarzać po nim echem, które przeszło z przerażenia w żądzę bitwy, gdy
stwory przekonały się, iż wpadły na małą grupę brodatego ludu, być może oddział
zwiadowczy.
Jakkolwiek było, krasnoludy najwyrazniej nie miały zamiaru zatrzymać się, by
walczyć, więc pościg trwał.
Kilka zakrętów doprowadziło uciekające krasnoludy i podążające za nimi gobliny do
szerokiego, gładko obrobionego i oświetlonego pochodniami tunelu, jednego z tych,
które kilkaset lat wcześniej zostały wykute przez krasnoludy z Mithrilowej Hali.
Po raz pierwszy od tamtych zamierzchłych dni krasnoludy znów tu były, czekając.
Potężne krasnoludzkie dłonie nasadziły wielkie dyski na drewnianą belkę, jeden za
drugim, dopóki całość nie zaczęła przypominać wielkiego, cylindrycznego koła, równie
wysokiego jak krasnolud i niemal tak szerokiego jak obrobiony korytarz, ważącego
dobrze ponad tonę. Główny szkielet całości uzupełniało kilka odpowiednio [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •