[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wielokrotnie na różne imprezy rodzinne po tym, jak Blackstone'owie
wyprowadzili się z Port Franklin i zamieszkali w tej okolicy. W
naiwności ducha wierzyła, że kontakty z rodziną wpłyną korzystnie na
Marsha, tak że stanie się lepszym mężem i ojcem.
W niecałą godzinę znalezli się na przedmieściach miasta. Po
drodze prawie ze sobą nie rozmawiali. Hannah czuła pewne
skrępowanie. Nie żałowała tego, co zdarzyło się ostatniej nocy, ale nie
bardzo wiedziała, co ma na ten temat myśleć. A zresztą, nie była to
stosowna pora na zastanawianie się nad tym, co łączy ją z Quinnem i
czy ta znajomość przerodzi się w coś trwałego. Całą uwagę musi
skupić na rozpatrywaniu różnych możliwości odszukania córki.
- Zatrzymam się i ustalimy dalszy plan gry. - Quinn zjechał na
parking przed kościołem, ogrodzony odrapanym, białym płotem.
Hannah zastanawiała się po drodze nad taktyką i doszła do
wniosku, że muszą działać nad wyraz ostrożnie. Jeżeli
207
RS
Blackstone'owie przetrzymywali Jolie, na pewno się z tym nie
afiszują.
- Najpierw musimy się przekonać, czy rzeczywiście Jolie jest u
rodziców Marsha - powiedział Quinn, gdy wyłączył silnik. - Jeżeli
stwierdzimy, że tak istotnie jest, obmyślimy, jak ją stamtąd wydostać.
Niewykluczone, że będziemy musieli zwrócić się do miejscowej
policji.
- Na pewno ukrywają Jolie w domu. - Hannah zapatrzyła się na
cień, który wysmukła kościelna wieża rzucała na parking. - Któreś z
nas będzie musiało to sprawdzić.
- Możemy próbować dostać się do środka pod jakimś pretekstem
albo zadzwonić do drzwi i wprost zapytać ich o Jolie.
- To drugie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Gdy tylko nas
zobaczą, natychmiast zawiadomią policję w Port Franklin.
- Jeśli chodzi o pokonywanie zamków, to masz w tym pewną
wprawę...
- A ty za to w kłamaniu jak z nut - odparowała, krzywiąc się. -
Niezła z nas para, co?
- Czy twój teść pracuje na stacji benzynowej?
- Tak. Zaczyna codziennie o siódmej rano, nawet w niedziele.
%7łona ma mu to za złe, bo nie chodzi do kościoła.
- Czyżby Lolly była taka religijna?
- Nie. Czepia się Walta, bo uważa, że poświęca jej za mało
czasu.
- Czy Lolly ma jakieś stałe zajęcie albo hobby?
208
RS
- Lubi gotować, a poza tym sprząta. Przez cały dzień biega po
domu ze szmatką. Jest niewiarygodną pedantką.
- Skoro Walt pracuje, to znaczy, że Lolly i ewentualnie Jolie są
same w domu.
Nagle wszystko wydało się Hannah takie niedorzeczne.
Owszem, Blackstone'wie nie darzyli jej sympatią, ale czy był to
wystarczający powód, żeby porwać wnuczkę?
Spojrzała na Quinna, zrezygnowana i zniechęcona, ale on
spojrzeniem dodał jej otuchy.
- Jeżeli rzeczywiście Jolie jest u Blackstone'ów, to pilnuje jej
Lolly - przyznała.
- Mam w takim razie pewien pomysł.
Quinn ruszył spacerkiem w kierunku domu B1ackstone'ów.
Pośrodku posesji stał murowany budynek mieszkalny, otoczony
dobrze utrzymanym, pełnym kwiatów ogrodem. Spodziewał się
usłyszeć szczekanie, Hannah uprzedziła go bowiem, że kiedyś
Blackstone'owie mieli dość leciwego psa. Ouinn doszedł do wniosku,
że albo psina straciła na starość węch, albo rozstała się z tym światem,
ponieważ żaden czworonóg nie zareagował na jego obecność.
Quinn ocenił, że do najbliższych sąsiadów jest jakieś trzydzieści
metrów. Podszedł do metalowej furtki, znajdującej się między dwoma
betonowymi słupkami wieńczącymi daszek. Na tabliczce widniał
napis: "Blackstone'owie".
Quinn sprawdził, czy wszystkie guziki w marynarce są zapięte
oraz poprawił koloratkę, którą nabył pół godziny temu w centrum
209
RS
miasta. Zamierzał podać się za księdza, dlatego rozważał nawet zakup
Biblii, ale uznał, że to byłaby już przesada.
Zapukał do drzwi. Po chwili na progu ukazała się starsza kobieta
- nie miał najmniejszych wątpliwości, że to Lolly.
- Słucham pana - powiedziała z rezerwą. Quinn uśmiechnął się
ciepło.
- Czy pani Blackstone?
- Tak - odparła sucho.
Lolly była niska i chuda niczym szczapa. Pomarszczoną twarz
okalały siwe proste włosy, pokryte grubą warstwą lakieru. Robiły
wrażenie hełmu. Na nosie miała okulary w staromodnych oprawkach.
Quinn wyciągnął do niej rękę.
- Nazywam się Ron Creston. Jestem nowym wikariuszem. Lolly
zmrużyła nieufnie oczy, ale podała mu rękę.
- Nic nie słyszałam o żadnym nowym księdzu. Quinn
wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Zdaje się, że nie było pani w ostatnią niedzielę na mszy.
Zostałem wtedy oficjalnie przedstawiony.
- Uhm... - bąknęła w odpowiedzi.
- Postanowiłem kolejno odwiedzić wszystkich członków
naszego kościoła, chcę bowiem poznać każdego osobiście. Mam
nadzieję, że nie przeszkadzam.
- Jestem bardzo zajęta, nie mam czasu.
- Może mógłbym pani w czymś pomóc?
210
RS
- Nie sądzę - odparła Lolly opryskliwie i już chciała zamknąć
drzwi, ale Quinn nie zrezygnował.
- Przyznam się szczerze, że miałem ogromną ochotę pogawędzić
z panią przy filiżance kawy. Bardzo sobie cenię pogawędki z
wiernymi, chętnie też służę wszelką radą.
- Przykro mi, ale mówiłam, że jestem w tej chwili bardzo zajęta.
Quinna doszły z wnętrza domu odgłosy rozmowy  domyślił się, że to
telewizor.
- Czyżbym przeszkodził pani oglądać jakiś ciekawy program?
Lolly zarumieniła się, speszona.
- Nie. To dziecko sąsiadów ogląda filmy rysunkowe. Quinn
zachował zimną krew.
- Ach, rozumiem. Sąsiedzi zatrudnili panią jako opiekunkę. Pani
Blackstone zrobiła kwaśną minę.
- Obiecałam, że ich od czasu do czasu odciążę.
- Skoro jest to pani w tej chwili nie na rękę, to przyjdę kiedy
indziej, może wówczas, gdy mąż będzie w domu. Bardzo jestem
ciekaw, jak zapatruje się na działalność naszego kościoła - blefował [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •