[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Amanpour, reporterki CNN, która od ćwierćwiecza relacjonuje wydarzenia z najbardziej
zapalnych miejsc na świecie. W swoim czasie jej ambicja nawet mi imponowała.
- Musiałeś ją bardzo kochać. - Czy kocha Kat nadal? Jeśli nie, czy wynająłby ludzi,
by jej poszukiwali? To musi być bardzo kosztowne.
- Nie kochałem jej i ona nie kochała mnie. Nasz związek był jak małżeństwo z roz-
sądku, dopóki nie złamała reguł. Nigdy nie mówiła, że chciałaby mieć dziecko, a gdyby
chciała, to spodziewałbym się raczej, że spróbowałaby je kupić na czarnym rynku, adop-
tować w kraju trzeciego świata albo zafundować sobie zapłodnienie z banku spermy,
jednym słowem zdobyć je w taki sposób, który nadawałby się na temat do kolejnego ma-
teriału dziennikarskiego.
Annę zdziwił jego wybuch.
- Ostre słowa.
- Dla Kat kariera jest wszystkim, a ambicja jest bogiem. W jej życiu nie ma miejsca
dla nikogo ani niczego innego.
Jakie to smutne. O ile to prawda...
- A ty jak to robisz? - zapytał niespodziewanie.
- Co jak robię?
L R
T
- Traktujesz syna Kat tak samo jak własnego, chociaż wiesz, że wkrótce zniknie z
twojego życia.
- W przypadku Grahama i moich uczniów staram się postępować tak, żeby czas
spędzony ze mną zachowali w jak najlepszych wspomnieniach. Każdemu darowuję
cząstkę serca. I jestem wynagradzana, bo moi dawni uczniowie dają mi potem liczne do-
wody sympatii. Pierce, to wcale nie jest takie trudne. Wszystkie dzieci pragną tylko jed-
nego: czuć się kochane i bezpieczne. Każdy z nas tego pragnie, prawda?
- Miłość nie gwarantuje szczęścia. - Zerwał się ze swojego miejsca. - Idę do kuch-
ni, tam wypiję kawę.
Anna była zmartwiona. Związanie go z synem może być trudniejsze, niż sądziła.
Jego serce jest dobrze ufortyfikowane. Ale przecież przed chwilą z własnej woli dotykał
Grahama. Ten drobny krok budził w niej nadzieję.
Pierce nie miał wątpliwości: Anna musi zniknąć z jego domu, ale aby to było moż-
liwe, Kat musi wrócić cała i zdrowa na tyle, by zabrać syna z powrotem do Atlanty.
Złapał aparat telefoniczny, wystukał numer.
- Dowiedz się, w czyich rękach jest Kat i zaoferuj milion dolarów albo tyle, ile bę-
dą chcieli za jej uwolnienie - rzucił do słuchawki.
- Staramy się, ale nikt nic nie chce mówić.
- Pieniądze rozwiązują języki. Zrób coś, żeby zechcieli mówić. - Rozłączył się.
Opieranie się urokowi Anny stawało się coraz trudniejsze. Nocami przewracał się
w łóżku i myślał o tym, skąd się wzięło to dziwne zauroczenie.
Lubił kobiety wyzwolone, skoncentrowane na karierze i na sobie. Nie były zazdro-
sne o jego oddanie sprawom firmy, nie robiły awantur o pózne powroty do domu, bo sa-
me pózno wracały. Kiedy udawało się znalezć z takimi kobietami czas na seks, obie stro-
ny dokładały starań, by dostać to, czego potrzebowały, a potem każde szło w swoją stro-
nę. To było bardzo skuteczne, nie wiązało się z komplikacjami i dawało satysfakcję.
Anna była przeciwieństwem tego rodzaju kobiet. Nie poświęcała zbytniej uwagi
wyglądowi zewnętrznemu, obdarowywała, lecz, co najgorsze, niczego nie oczekiwała w
zamian. Seks z nią wiązał się z komplikacjami.
A jednak pragnął jej.
L R
T
Nie byłoby trudno przekonać ją, by dała mu więcej swojego słodkiego ciała, by mu
pozwoliła robić z nią te wszystkie rzeczy, które przychodziły mu do głowy, kiedy powi-
nien spać. Dzisiaj wczesnym rankiem te niestosowne myśli wyrwały go ze snu i wygnały
do gabinetu, gdzie zastał ją przy pracy. Nad jego projektem.
Kazał jej pójść na górę, by się ubrała, ponieważ gdyby tego nie zrobił, nie ręczyłby
za siebie. A ona wróciła w dżinsach opinających jej długie nogi i cały jego wysiłek, by
zapanować nad pożądaniem, diabli wzięli.
Niech ją wezmą diabli! Za to, że spuściła z uwięzi tę bestię, z której kontrolowa-
niem nie miał dawniej problemu. Nawet teraz nasłuchiwał, co robi, gdzie jest. Wcześniej
poszła za nim do kuchni, by dać chłopcom śniadanie. Złapał swoją kawę i uciekł. Ucieka
we własnym domu!
Anna albo jest rzeczywiście taka, na jaką wygląda, albo bardzo umiejętnie zastawia
pułapkę. Zaczynał podejrzewać, że w grę wchodzi ta pierwsza możliwość, tym bardziej
więc powinien pozbyć się jej i jej syna.
Zanim znowu wezmie ją do łóżka.
Niestety. Wpadła do jego gabinetu muśnięta słońcem, pachnąca powietrzem, a on
wiedział, że poniósł porażkę.
- Chłopcy śpią. Mogę wziąć kolejną partię podań - oznajmiła i wrzuciła do tacki z
odmowami plik kartek.
Sposób, w jaki na nią spojrzał, przyprawił ją o bezdech. Kiedy czytała w jego
oczach, że jest najbardziej pożądaną kobietą na planecie, trudno było pamiętać, co miała
zamiar powiedzieć.
- Jak długo będą spali? - zapytał.
Jego intencje były jasne jak słońce.
- Pierce, przecież ustaliliśmy, że to nie najlepszy pomysł. Mamy pracę i każde z
nas chce... czegoś innego.
Czyżby? Nie powiedziała mu dzisiaj rano, że każdy chce się czuć kochany i bez-
pieczny? Gdyby został nauczony uznawać te potrzeby, to może nie próbowałby wypełnić
pustki, zanurzając się w pracy, która odcinała go od wszystkiego i od wszystkich.
- Ty chcesz mnie - powiedział chropawym głosem.
L R
T
Powinna skłamać, ale nie potrafiła.
- Tak, tylko że...
- A ja chcę ciebie. Możemy zadowolić siebie nawzajem, dopóki tu jesteś. To pro-
ste, prawda? Pod warunkiem, że nie będziesz próbowała traktować tego inaczej.
Wcale nie jest to takie proste. Dalsze angażowanie się jest bardzo skomplikowane.
I ryzykowne. Na dodatek stwierdziła już podczas ich pierwszego zbliżenia, że przygodny
seks nie jest dla niej. A może za pierwszym razem była zbyt zdenerwowana i dlatego
czuła, że czegoś jej brakuje? W końcu było jej jednak dobrze. Czy jest coś złego w tym,
że chciałaby dowiedzieć się odrobinę więcej?
- Okej.
- Cały ranek myślałem, żeby cię dotknąć. - Przesunął opuszkiem palca po jej bio-
drze ponad paskiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •