[ Pobierz całość w formacie PDF ]

LR
T
- Jest pózno, nie możemy się spóznić na prom.
Marzyła, by z nim tańczyć, ale wiedziała, że gdy znajdzie się w jego objęciach,
nie będzie już w stanie udawać.
- Nie martw się, mamy jeszcze parę minut - odparł.
Na parkiecie nie mogła oderwać wzroku od jego profilu, w ramionach Jacka
przestał dla niej istnieć cały świat. Gdy objął ją mocniej, a ona przytuliła się do
niego, czując jego podniecenie, zadrżała. On pragnął jej jak przed laty, jak kiedyś
pożądał jej całym sobą.
Delikatnie musnął wargami jej usta, by po chwili je rozchylić. Kiedy w pół-
mroku dotknął dłonią jej piersi, poczuła, że ziemia niemal usuwa się jej spod
stóp. Zarzuciła mu dłonie na szyję i zamknęła oczy. Jack całował gorąco jej szy-
ję, uszy i usta, a ona odpowiadała na te pieszczoty.
- Prawda, Sally, że dobrze wybrałam tę knajpkę? - Sharon weszła do jej gabi-
netu ze stertą listów i dokumentów. - Tak świetnie dawno się nie bawiłam, inni
zresztą też tak mówią. Przykro mi tylko, że musieliśmy zostawić was samych,
żeby zdążyć na prom.
- Jakoś to przeżyliśmy - odparła Sally, tłumiąc uśmiech.
- Widzę, że to wyjście dobrze ci zrobiło, bo wyglądasz kwitnąco. Ostatnio
sprawiałaś wrażenie bardzo wymęczonej i trochę się o ciebie niepokoiliśmy.
Wyobrażam sobie, ile nerwów kosztują przygotowania do ślubu! Wielka szkoda,
że nie było wczoraj twojego narzeczonego - paplała, wkładając dokumenty do
szafek. - Chociaż może to i lepiej, bo po ślubie jeszcze zdążysz się nim znudzić.
LR
T
Będę im musiała powiedzieć o zerwaniu zaręczyn, pomyślała Sally, ciężko
wzdychając. Ale mogę się trochę z tym wstrzymać, tym bardziej że na razie nie
ma potrzeby ogłaszania przed światem związku z Jackiem. Jest na to za wcze-
śnie, muszą jeszcze sobie wyjaśnić wiele spraw.
Wczorajszego wieczoru wszystko potoczyło się tak szybko. Najpierw powie-
działa mu, że jest szczurem, który ją unieszczęśliwił, by po paru minutach wylą-
dować w jego ramionach. Wściekłość, poczucie odrzucenia, nienawiść, niedo-
wierzanie - jej emocje zmieniały się jak w kalejdoskopie, ale mimo tej huśtawki
on zaufał jej na tyle, by powiedzieć prawdę. A ona wreszcie zrozumiała, dlacze-
go od niej odszedł, dlaczego uważał, że związek z nim byłby dla niej niebez-
pieczny.
Ogromnie mu współczuła, przeżył koszmar. Nie dość, że widział ten potworny
wypadek, to jeszcze patrzył, jak jego ojciec ucieka, zostawiwszy dziewczynę na
drodze. Nic dziwnego, że Jack nie był w stanie opowiedzieć jej, co się stało i że
za wszelką cenę chciał ją chronić przed tym nieszczęściem.
A do tego jeszcze odrzuciła go matka, winiąc go za to, że ojca spotkała kara.
Kto wie, czy właśnie Tc nie było w tym wszystkim najgorsze? Jak ona mogła
więcej nie odezwać się do niego słowem? Przecież to straszliwie spotęgowało
jego ból i cierpienie.
Ale ostatni wieczór był dla nich jakby nowym początkiem, tak podniecającym
jak pierwsza randka. Po odwiezieniu jej do domu Jack czekał, aż otworzy drzwi,
po czym ją wziął w ramiona. Całował ją długo, zsunął jej z ramion sukienkę, by
pieścić delikatnie ustami szyję i piersi, a ona namiętnie reagowała na te pieszczo-
ty. Obydwoje chcieli nadrobić stracone lata.
- Mój Boże, jaka jesteś piękna - szepnął, całując jej włosy. - Wiesz co? - dodał
z uśmiechem.  Może byś mnie zaprosiła do środka, żebym...
LR
T
I poszliby do łóżka, by dopełnić ten cudowny wieczór. Ale z jakichś powodów
wolała to odwlec.
- Nie wszystko naraz - odparła pogodnie. - Czekałam na ciebie parę lat, więc
mogę jeszcze poczekać dzień czy dwa.
- Aż mi się nie chce wierzyć, że to powiem, ale może masz rację. Może
wstrzymajmy się jeszcze trochę.
Na pożegnanie ponownie pocałował ją w usta.
Wczorajszy dzień wydawał się jej niczym cudowny romantyczny film. W cza-
sie przerwy na lunch chciała zaproponować Jackowi, żeby się spotkali wieczo-
rem. Pójdą na spacer i na kolację. Muszą się znowu przyzwyczajać do siebie, po-
znawać się na nowo. Czuła się tak szczęśliwa i ożywiona, ale zarazem miała tre-
mę. %7łycie dało im drugą szansę, więc nie wolno dopuścić, by coś mogło się ze-
psuć.
- Dzisiaj nie będziemy narzekać na nudę - powiedziała Sharon, wyrywając ją z
zadumy.
Dosyć tego dobrego, Sally przywołała się do porządku. Przestań zachowywać
się jak nastolatka, która zabujała się pierwszy raz w życiu. Do roboty, jesteś le-
karką! Spojrzała na listę pacjentów i z radością zobaczyła, że jako pierwszego
przyjmie dziś Iana Kershawa. łan prowadził nad morzem szkołę dla dzieci nie-
pełnosprawnych i uczył w niej wychowania fizycznego. Sally przyjazniła się z
nim i sprawowała opiekę medyczną nad szkołą. Bardzo by chciała, żeby Jack po-
znał Iana.
- Nie zawracałbym ci tym głowy, Sally - powiedział Ian - ale tyle się teraz
mówi o raku skóry, więc postanowiłem ci to pokazać.
LR
T
- I bardzo słusznie, muszę cię pochwalić - odparła, oglądając znamię na jego
ramieniu. - To dobrze, że ludzie są świadomi, jakie szkody może spowodować
słońce. Zwłaszcza u kogoś, kto jak ty, ma bardzo jasną karnację.
- Myślisz, że to może być rak?
- Nie sądzę, moim zdaniem to wygląda na całkowicie niegrozne znamię, ale
żeby mieć pewność, usuniemy je i wyślemy na biopsję. Nic się nie bój, to nie bę-
dzie bolało - dodała, robiąc mu zastrzyk znieczulający.
Ostrożnie wycięła skalpelem zmienioną tkankę i umieściła ją w sterylnym po-
jemniku.
- A teraz jeszcze tylko cię zaszyjemy i będziesz jak nowy. Wezmiemy nić
niewchłanialną, żeby nie została blizna. Ty przecież chcesz być piękny! I już po
całej operacji, na zdjęcie szwów przyjdz za cztery dni.
- Wielkie dzięki za wszystko. Wysłałem ci zaproszenie na święto szkoły w
przyszłym tygodniu. Mam nadzieję, że przyjdziesz. Chcemy zebrać fundusze na
sprzęt rehabilitacyjny. W tej dziedzinie jest ogromny postęp, a dzieciaki powinny
korzystać z najnowocześniejszych urządzeń. Przyniosłem ulotki propagujące na-
szą akcję.
- Zwietnie. Poproszę Joyce, żeby wyłożyła je w poczekalni i powiesiła na ta-
blicy informacyjnej, a ja też postaram się dotrzeć do potencjalnych sponsorów i
zaproszę znajomych na twoją imprezę.
- Bardzo ci dziękuję. Wyobraz sobie, że na otwarciu będzie Careena Fairfax.
Gwiazdy nieczęsto zaglądają w nasze strony, ale ostatnio wprost się tu od nich
roi.
LR
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •