[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie, byłam za bardzo najedzona. Nie miałam już ochoty na deser.
Kolacja była pyszna.
- Powiedz jeszcze raz, jak się nazywały te lampy? - spytała Emma.
- %7łyrandole. Były piękne, kryształowe, a wyglądały tak, jakby błyszczały
w nich tysiące gwiazd. Tam było naprawdę pięknie, czułam się jak
prawdziwa księżniczka. Widziałyście stryjka, kiedy po mnie przyjechał.
Wyglądał wspaniale, prawda- jaki był przystojny? Jak prawdziwy książę.
- Wow! - wykrzyknęła Emma. - Książę i Kopciuszek. Jak w bajce.
- Zgubiłaś pantofelek? - spytała Melissa.
- Nie, nie było takiej potrzeby - roześmiała się Heather. - Stryjek wie,
kim jestem i gdzie mieszkam. Nie musi jezdzić po całym królestwie, żeby
znalezć księżniczkę, na którą pasuje pantofelek. A zresztą zaraz tu będzie,
bo obiecał przynieść nam coś na śniadanie. Co wy na to?
- Super! - ucieszyła się Melissa.
- Co robiliście, jak przyszliście do domu? - dopytywała się Emma. -
Oglądaliście telewizję? My oglądałyśmy na wideo całą masę
dalmatyńczyków i zjadłyśmy górę popcornu.
RS
103
Było fajnie. A co ty robiłaś i stryjek?
Heather zaczerwieniła się.
- Gdzie ja położyłam gumkę do warkocza? - rozejrzała się niespokojnie.
- Jest na szafce nocnej - rzuciła Emma.
- O, rzeczywiście, nie zauważyłam. Może zaczekacie na stryjka przed
domem? A ja nakryję do stołu - powiedziała, udając, że nie słyszała pytania
Emmy.
Dziewczynki wybiegły z pokoju. Heather ściągnęła warkocz gumką i
spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
- Co pani robiła po przyjściu do domu ze stryjkiem Maćkiem, pani
Marshall? - spytała i mimo woli uśmiechnęła się. - Och, było cudownie,
ale...
Podeszła do łóżka, usiadła na brzegu i przesunęła dłonią po pościeli,
przypominając sobie przeżycia minionej nocy.
Ale czy zrobiła coś złego? Natychmiast spoważniała. Nie, za nic nie
zamierzała myśleć, że kochając się z Maćkiem, popełniła niebezpieczny
błąd.
Skoro zdobyła się na tyle śmiałości, by oświadczyć mężczyznie, że chce
się z nim kochać, to nie będzie teraz żałowała tego, co między nimi zaszło.
I nie pozostanie w niej żaden uraz. Gdy Mack wyjedzie z Tucson, nie
zabierze ze sobą jej serca.
Cóż, na pewno będzie za nim tęsknić, tak samo jak Melissa i Emma,
może nawet przy- pożegnaniu w jej oczach pojawią się łzy, ale nie pozwoli,
by tęsknota ją zżarła i zniszczyła. Nie będzie płakać do poduszki. Nie i już.
- Ależ ja się zmieniłam - roześmiała się. - Zrobiłam się strasznie mądra i
doświadczona. No, no, to dla mnie coś nowego.
Nucąc jakąś skoczną melodię, wyszła do kuchni i zabrała się do
nakrywania stołu. Wycisnęła jeszcze sok z pomarańczy, zaparzyła kawę i
zerknęła na zegar.
Mack zjawi się tu lada chwila. Poczuła nagle dojmujący głód.
Mack, powtórzyła w duchu jego imię i zamyśliła się.
Jak on się poczuł rano? Czy nie żałował tego, co się stało? Och, co za
ponure myśli. Nie, nie sądziła, by targały nim jakieś wątpliwości, przecież
miał spore doświadczenie z kobietami. Jeśli ona była zadowolona z tego, co
zaszło, to tym bardziej on. Koniec, kropka. Nie ma problemu.
A więc przynieś już te bajgle i truskawki, panie Marshall. Najwyższy
RS
104
czas na śniadanie. Dziewczynki nigdy nie jadły bajgli. I o ile się domyśla,
na pewno będą im smakować z tej prostej przyczyny, że przyniósł je stryjek
Mack, a przecież on nigdy nie dałby im do jedzenia czegoś niedobrego...
- Mamusiu! - Do pokoju wpadła jak bomba Emma. - Melissa wdrapała
się na drzewo i nie może zejść. Strasznie się boi i płacze. Próbowała
ściągnąć małego kotka, który bał się zeskoczyć i... mamusiu... zrób coś!
- O Boże! - jęknęła Heather i wybiegła z kuchni. Na dworze pod
wysokim drzewem morwowym stał już Mack. Szybko do niego podbiegła i
spojrzała w górę. Na grubym konarze siedziała przerażona Melissa.
- Nie ruszaj się, Melisso - ostrzegł Mack. - Siedz spokojnie, dopóki się
nie zastanowimy, jak cię ściągnąć.
- Boję się, stryjku  pochlipywała dziewczynka. - Mamusiu, chcę zejść.
- Zaraz cię ściągniemy, ale proszę, teraz uspokój się i zaczekaj -
powiedziała Heather. - Dobrze, kochanie?
- Dobrze. - Melissa pociągnęła nosem.
- Masz drabinę? - spytał Mack.
- Nie, ale Susie ma. - Głos Heather drżał. - Zaraz przyniosę. Zostań tutaj,
Mack, pilnuj, żeby się nie ruszała, proszę...
- Nie denerwuj się. - Mack chwycił ją za ramię. - Jeśli Melissa zobaczy,
jak bardzo się martwisz, przestraszy się jeszcze bardziej.
- Tak, masz rację. - Heather pokiwała głową. - Wszystko w porządku. Idę
po drabinę.
- Pospiesz się. - Mack musnął ustami jej włosy. Heather pobiegła do
Susie co tchu w piersiach. Była przerażona. Zaczęła walić w drzwi
przyjaciółki.
Susie otworzyła natychmiast. Wyjęła z komórki drabinę i razem z
Heather zaniosły ją pod drzewo. Dołączyli do nich inni sąsiedzi.
Już dobiegały drzewa, gdy Melissie obsunęła się stopa i zaczęła spadać.
- Nie! - wykrzyknęła Heather, rzucając drabinę. - Melisso! Nie!
Dziewczynka leciała w dół, łamiąc po drodze gałęzie. W tym momencie
Mack podskoczył, rozpostarł ramiona i złapał ją. Stracił przy tym
równowagę i przewrócił się na plecy z Melissa przyciśniętą do piersi.
Heather uklękła i chwyciła dziewczynkę w ramiona. Mack po chwili
usiadł, oddychał ciężko.
Sąsiedzi zaczęli klaskać i wznosić okrzyki na jego cześć.
- Już dobrze, córeczko, już dobrze - uspokajała Heather zapłakaną
RS
105
Melissę. - Stryjek Mack cię uratował. Jesteś tylko trochę podrapana, ale
mamusia zaraz cię umyje i opatrzy rany. Cicho, nie płacz, kochanie. Jesteś
już bezpieczna. No nie płacz. Musimy podziękować stryjkowi, że cię
uratował. Nie sądzisz, że najwyższy czas, żeby mu podziękować?
Melissa skinęła głową, pociągnęła nosem, wyprostowała się i stanęła
obok matki. Heather wciąż klęczała. Skierowały wzrok na Macka, który
nadal siedział na ziemi z pochyloną głową, obejmując rękami kolana.
- Mack? - Heather popatrzyła na niego zatroskana. Podniósł wolno
głowę.
- Melissa i ja jesteśmy ci takie wdzięczne... - zaczęła, po czym oczy jej
rozszerzyły się z przerażenia. - O Boże, Mack, twoja koszula... twoje ramię.
Ty krwawisz! O Boże, Mack.
Wokół zaległa cisza, tylko Melissa i Emma wybuchnęły płaczem na
widok zakrwawionej koszuli.
Mack oddychał ciężko. Spróbował się uśmiechnąć.
- Heather - powiedział wreszcie głosem zmienionym przez ból. - Chyba
mamy problem.
RS
106
ROZDZIAA 11
Heather siedziała w zatłoczonej poczekalni szpitala, nerwowo zaciskając
dłonie. Zerknęła na zegar na ścianie i potrząsnęła głową z niedowierzaniem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •