[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mistrz Nataniel wyjaśnił:
 Spacerując po parku zauważyliśmy, że z ubikacji na drugim piętrze ktoś sygnalizuje.
Kto? Oczywiście ów nieuchwytny złodziej. Przybiegliśmy tutaj co sił. I co się okazało? W
ubikacji pani Joanna.
 Schwytaliśmy panią na gorącym uczynku. Jest pani zdemaskowana. Ha, ha, ha. A tak
niewinnie wyglądała  zawołałem patetycznie, byłem bowiem z siebie niezwykle
zadowolony.
 Na Boga, panowie! Czy to wszystko prawda?  zdziwiła się Pani z Wydawnictwa.
Joanna Dark rozpłakała się. Oczywiście, rozpłakała się!
 Ja, nic. Naprawdę nic. Ja nie nadawałam żadnych sygnałów. Ja tam dopiero co
weszłam... i... i... Przysięgam, żadnych sygnałów. Przysięgam  powtarzała.
Katarzyna Rokoko wzruszyła ramionami:
 Nic z tego nie rozumiem. Przecież przed sekundą Joanna była u mnie w pokoju. Na
chwilę wyszła do ubikacji. A panowie potem wpadli tu z hałasem i zaczęli się dobijać do
drzwi. Nie rozumiem...
Mistrz stropił się. Ja również.
 A może... ktoś inny nadawał te sygnały? Ktoś, kto był w ubikacji przed panią? 
zapytałem.
Zawołała radośnie:
 Tak, zauważyłam!
 Co? Co? Proszę mówić.
 Zwiatło w ubikacji zastałam zapalone. I dym był. Z papierosa. Smuga dymu wisiała pod
lampą.
 A więc jednak na krótko przed panią ktoś korzystał z ubikacji. Och, gdybyśmy
wiedzieli, któż to taki. Albowiem był to zły duch Nieborowa!  powiedziałem uroczyście.
 Chyba naprawdę musimy stąd wyjechać  szepnął skonfudowany mistrz.
 Chyba nie. Przecież nadal w pałacu mieszka ktoś, kto sygnalizował. A na zewnątrz
czyha odbiorca sygnałów...  powiedziałem równie cicho.
W nocy długo nie mogłem zasnąć. Dręczyła mnie tajemnica rysunku  Biblioteka w
Nieborowie . W pewnej chwili podniosłem się z łóżka, zapaliłem światło i zasiadłem w fotelu
przed nim. I chociaż zastanawiałem się nad każdym szczegółem, przecież nie odkryłem
przyczyny niepokoju! Wreszcie złość na siebie i niewinny rysunek wygnały mnie z pokoju na
mroczne korytarze. Tym razem jednak nie marzyło mi się spotkanie z duchem, mnichem czy
złodziejem. Po prostu chciałem pochodzić, ot tak sobie, bez celu.
Dowędrowałem tak do schodów i zszedłem nimi na pierwsze piętro. Zatrzymałem się.
Przy jednym z okien stał wpatrzony w ciemność za szybą mężczyzna i palił papierosa.
Komisarz Kolec!
Nieśmiało podszedłem do niego. Bez słowa wyciągnął z kieszeni paczkę carmenów,
pstryknął zapalniczką. Zaciągnąłem się  o nałogu!  głęboko. Paliliśmy w milczeniu i
dziwnym porozumieniu.
Wreszcie komisarz westchnął:
 A niech to wszystko! I kto by pomyślał?...
 Co mianowicie, komisarzu?
 Tajemnica służbowa  uśmiechnął się ze zwykłym dla niego smutkiem. Odwrócił się do
mnie:
 A pan zapewne sądzi, że te ciągłe przesłuchania, śledzenie, aresztowania sprawiają mi
wielką przyjemność?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć.
 Przecież na każdego winnego musimy czas jakiś zająć się tyloma niewinnymi. Wlezć,
jak to się mówi, z butami w ich życie. To nie jest przyjemne, panie Tomaszu, naprawdę.
 Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą . A mnie żal tych  wiórów ... Dobranoc  zgasił
niedopałek i przygarbiony ruszył dalej korytarzem.
ROZDZIAA PITNASTY
CEREMONIAA PO%7łEGNAC " NAGROBEK LIGII " MISTRZOWSKIE
RADY " TAJEMNICA GLOBUSA " POLICJA JEST CIERPLIWA
Patrzyłem na jaśniejącą w styczniowym ostrym słońcu sylwetę nieborowskiego pałacu.
Dziwnie ukazywała mi się przez czarne konary parkowych drzew. Jak przez kraty.
Odwróciłem się i poszedłem dalej, ale coś zmuszało mnie, bym spojrzał za siebie.
Pomyślałem:
 Ech, pałacu, zgromadziłeś nas zaledwie kilkoro na tak krótki czas i ktoś okazał się
złodziejem, ktoś inny, czy może ten sam, pozuje na twego złego ducha. Cóż, nieborowska
perło, nie żałowałaś nam swego piękna, ale nie oszczędziłaś podejrzeń i przesłuchań. Co
twórczego stworzyliśmy tu zajęci myślami, co jeszcze może zostać stąd ukradzione, zanim
będzie nam wolno opuścić Nieborów? Cóż nam zadałeś, domu Radziwiłłów, że poznaliśmy
nawzajem swe słabostki? Marzenia miłosne i czyjeś ciągotki do trunków? Głupotę i
donosicielstwo? Złośliwość? Pozory talentu i małostkowość? Jak na kilka zaledwie osób czyż
nie wystarczy?
 Domie twórczy!  zaśmiałem się, choć naprawdę nie było mi do śmiechu i... cóż
mogłem zrobić innego?... zawróciłem do pałacu.
Gdy szedłem już podjazdem nisko nade mną przeleciała wrona, kracząca cicho, a ja
odebrałem jej ochrypły głos jako naigrywanie się ze mnie:
 Kra, kra, Tomaszu, ukrradli, ukrradli! Krretyn! Krretyn! Krres twój! Krres!
To głupie ptaszysko wykrzyczało mi nad głową to, o czym myślałem już od wczoraj:
 Pogromca złodziei skarbów sztuki, słynny Pan Samochodzik poniósł klęskę! Nie pomogły
tak dzielne Urwisy, na nic zdało się wsparcie wyjątkowego mózgu mistrza Nataniela. Krres.
Krropka. Krres!
Innym gościom nieborowskiego pałacu też dojadł pobyt w tym cudzie architektury. Nikt
się nie zdziwił, gdy jako pierwszy odjeżdżał stąd naczelny redaktor  Horyzontów Filozofii ,
magister czy też doktor Krupa. Na odjezdnym pożegnał się serdecznie ze wszystkimi, nie
wyłączając malarza Borówko, czym naprawdę mnie i Nataniela zadziwił.
Zciskając moją dłoń w nieco lepkim uścisku rzekł:
 Słyszałem od mistrza Nataniela, że pracuje pan nad dziełem o opatach sulejowskich.
Sulejów? Znam, znam, byłem tam kilkakrotnie. I jeszcze mam zamiar się udać!  zaśmiał się
dziwnie.  Ukończywszy swe dzieło zapewne zyskasz pan sławę, dojdziesz do wysokich
godności i urzędów. Proszę wtedy nie zapominać o swych znajomych.
Wtrącił się mistrz Nataniel:
 W naszym świecie, redaktorze, godności i urzędy są wielkim ciężarem. Dlatego zwykle
kładą je... na osłów.
 Kwestionuje pan równość obywateli, podstawową zasadę naszej demokracji?  zdziwił
się Krupa.
Nataniel gorąco zaprzeczył.
 Nie, nie, drogi panie. Równość to wielkie osiągnięcie, ale nie naszych czasów. W
starożytności żył zbój Prokrust. Miał on żelazne łoże, na które kładł ludzi wysokiego wzrostu
i ucinał im części nóg sterczące poza krawędzie. Ludzi małego wzrostu zaś rozciągał siłą, aby
osiągnęli długość łoża. Albowiem Prokrust głosił zasadę równości!
 Mistrzu, pan jest wielki  zapiał z zachwytu filozof.
Nataniel posmutniał.
 %7łeby mnie tylko nie skrócili o głowę...
 Dlatego pozwól, mistrzu, że dopomogę ci dobrą radą... Dawniej panowało prawo pięści.
Dziś zaczyna panować prawo palców. Nie dziw się przeto, jeśli spostrzeżesz, że tak jak w
Nieborowie, giną wokół ciebie co cenniejsze przedmioty. Albowiem tylko głupcy pracują [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •