[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie zniknęło.
Podziękowałem za te informacje i wróciłem do dyrektora.
- Ile razy możemy strzelać? - pytał Pirania. - Spróbujemy zgadnąć, a w razie porażki
załatwimy nakaz.
- Pan zna hasło? - Skowronek dołączył do potyczki słownej.
- Oczywiście - dyrektor rozparł się w fotelu.
- Może jakaś podpowiedz? - Pirania nie dawał spokoju. - Jaka kategoria? Filmy?
Modelki? Gatunki wina?
-  Gustloff - odezwałem się. -  Wilhelm Gustloff to hasło Jerzego Batury.
Bankier spojrzał na karteczkę z hasłem i zbladł. Szczęka mu bezwiednie opadła, a
oczy gotowe były pójść na długi spacer. Trafiłem w dziesiątkę.
ROZDZIAA PITY
POZCIG ZA PAWAEM " SPOTKANIE Z  FILADELFI " JAK CHC
ZAROBI NA EMERYTUR? " MICHAA UCZY SI Z KOMPUTERA "
ODPRAWA NA  DIABOLO " POZNAJEMY NOWYCH
WSPÓAPRACOWNIKÓW " WYPRAWA NA ZATOPIONY OKRT
PODWODNY " CZY FINDER PRÓBOWAA NAS ZABI?
Mój triumf był absolutny. Dyrektor banku powędrował po zawartość skrytki.
Oczywiście odbierając zawartość musiałem podpisać specjalne pokwitowanie. Czym prędzej
wyszliśmy ze Skowronkiem i Piranią do samochodu. Musiałem wyjaśnić policjantom, skąd
znałem hasło.
- Wyślemy tam ekipę śledczą i będziemy mieli dowody na tego pańskiego Dańca
podającego się za Baturę - zaoferował się Skowronek.
- Chyba nie ma sensu - powątpiewałem. - Nic nie zginęło, więc nie ma przestępstwa.
- To zobaczmy, co ten Daniec ukrył w banku - poprosił Pirania.
- Myślałem, że wpierw chcecie zebrać odciski palców? - zwróciłem mu uwagę.
Pirania siadł za kierownicę i uruchomił silnik.
- Stop! - krzyknÄ…Å‚em.
- Co jest? - Skowronek wykonał w fotelu zwrot o sto osiemdziesiąt stopni.
- Widzicie te kamery - wskazałem im obiektywy umieszczone nad wejściem do banku.
- Jestem przekonany, że mają duże pole widzenia. Może na taśmie zobaczymy, czym
przyjechał tu Paweł Daniec vel Jerzy Batura.
Policjanci pospieszyli do banku. Podczas ich nieobecności sięgnąłem po telefon
komórkowy i zadzwoniłem do jednego człowieka.
- Poszedł na dworzec kolejki - oznajmił rozentuzjazmowany Pirania. - Mamy go!
- Od tamtej pory minęła ponad godzina - powiedziałem patrząc na zegarek.
Podjechaliśmy pod dworzec. Bilety sprzedawano w maleńkim kiosku. Miła, młoda
dziewczyna w środku rzecz jasna pamiętała opisanego przez nas młodzieńca. Większość
pasażerów miała bilety miesięczne.
- Wykupił bilet do Sopotu - poinformowała nas.
- Jest w Hotelu Grand - ucieszył się Skowronek. - Ma dużo kasy i szaleje za
państwowe pieniądze.
- Nie - Pirania machnął ręką. - Umówił się z kimś, kto go zabrał samochodem.
- Pojedzmy na molo - zaproponowałem.
- Tak, możemy nakarmić mewy - szydził Skowronek wściekły na Pawła.
- Doradzam pośpiech - mruknąłem.
Pirania zadowolony, że może pojezdzić na sygnale, wdepnął pedał gazu.
Zatrzymaliśmy się przy skwerze naprzeciw wejścia. Białe budyneczki, gdzie były kasa i
stoiska z darami morza, sprawiały trochę smutne wrażenie. Skowronek i Pirania machnęli
legitymacjami i już wbiegliśmy na molo. Nasze kroki głucho dudniły na drewnianych
deskach. W oddali widziałem sylwetki dwóch mężczyzn. Policjanci wyjęli pistolety.
Michał szedł wyprostowany, w wojskowym kapeluszu naciągniętym głęboko na
przysłonięte ciemnymi okularami oczy. Dłuższą chwilę spoglądał na pontony. Gdy był
dziesięć metrów ode mnie, wstałem i przeszedłem na drugą stronę mola, gdzie nie było
pontonów.
Po chwili Michał stał już obok mnie. Ręce założyłem na poręczy. Z lewego rękawa
wystawała gazeta. Michał stojąc z prawej strony bez trudu, w sposób niewidoczny dla nikogo,
wyjął ją i podał mi.
- Miło cię widzieć! - rzekł na powitanie.
- Co tu robiłeś?
- Byłem na Formozie, w ośrodku szkolenia polskich płetwonurków bojowych w
Gdyni-Oksywie - wyjaśnił mi.
- Masz czas i chęci zarobić?
- Co można zarobić oprócz kilku guzów? - pytał obracając się.
- Musimy coś zrobić, żeby nie były to tylko guzy.
- Nie będą o mnie mówili w telewizji tak jak o tobie?
- Wiedziałeś i mi pomogłeś? - dziwiłem się.
- Od tego ma się przyjaciół, żeby im ufać i wierzyć w szczerość ich intencji.
Już chciałem powiedzieć Michałowi, że być może czeka go rozczarowanie, gdy z
oddali usłyszałem odgłos syren policyjnych. Te dzwięki wyraznie zaniepokoiły pasażerów
pontonów.
- Chodzmy - zdecydowałem ciągnąc Michała na koniec mola.
Syreny ucichły. Zniknęły też gdzieś pontony. Szliśmy z Michałem ramię w ramię.
Buty stukały o mokre deski mola. Wokół nas zapanowała cisza. Nawet mewy odleciały na
pełne morze. Zeszliśmy po schodkach i byliśmy na główce mola. Przed nami było już tylko
morze. Nagle ktoś przeładował broń.
- Stać, bo strzelamy! - ktoś krzyczał.
Obróciliśmy się powoli unosząc ręce w geście poddania. Przed nami stało dwóch
tajniaków, kilkanaście metrów za nimi widziałem zdyszanego Pana Samochodzika.
- Komisarz Skowronek! - wołał niższy i starszy.
- Aspirant Pirania! - dodał drugi.
- Aresztujemy was! - znowu głos zabrał starszy.
Spojrzeliśmy z Michałem na siebie i uśmiechnęliśmy się. Ten śmiech tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •