[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyczynił się do jego porażki. Niewykluczone, że podejrzewa, iż wsypał któryś z kumpli.
Byłoby to nam na rękę. Banda, w której jeden podejrzewa drugiego nie może już działać tak
sprawnie, jak ta, w której wszyscy mają do siebie zaufanie.
- Sprawnie działać? - zdziwił się Aukasz. - To policja nie aresztuje Baziaka i jego
koleżków?
Uśmiechnąłem się niewesoło.
- Obawiam się, że nie. Bo jeśli któryś z ponumerowanych nie zostawił odcisków
palców w oplu albo na pistoletach, to nie ma dowodów na to, że gang szykował napad na
kantor.
- Ale przecież pan słyszał, jak się umawiali.
Wzruszyłem ramionami.
- To prawda, ale gdzie znajdę świadka tego mego  słyszenia . Dwójka i Czwórka
zaprą się, że o niczym takim nie rozmawiali. Zakpią, że w ogóle z sobą nie rozmawiają, a co
dopiero o czymś takim jak skok, którego przecież nie było.
ROZDZIAA SIÓDMY
Z WIZYT U KOMENDANTA KMITY " PODEJRZENIA I PLANY
GANGU " CZY FLORENY KOWALIKA PODREPERUJ FINANSE
PRZESTPCÓW
Następnego dnia, choć była to sobota, zadzwonił z rana komendant Kmita i uprzejmie
zaprosił na, jak to się wyraził, pogawędkę. Mówił grzecznie, ale głos drgał mu od
powstrzymanego gniewu.
- Czy moi młodzi przyjaciele mogą przyjechać ze mną? - spytałem jak najuprzejmiej.
- Ależ proszę, proszę - Kmita był uosobieniem grzeczności. - Gdyby miał pan także
jakieś dowody planowanego przez złodziei nowego skoku na dowolnie wybrany kantor, to
proszę się nie krępować i przywiezć je ze sobą. Tak ze dwa worki... - odłożył słuchawkę.
Korzystając z tego, że cały gang siedzi w areszcie wyjechałem Rosynantem z garażu i
pomknęliśmy do Morąga.
W gabinecie komendanta Kimity panowała cisza jak przed burzą. Siedzieliśmy
potulnie na krzesłach, a komendant stał przy oknie i wyglądał na zewnątrz sapiąc ciężko.
Minęła minuta owego sapania, gdy komisarz odwrócił się ku nam. Przez chwilę wodził po
naszych twarzach ponurym wzrokiem, wreszcie wybuchnął śmiechem i wyciągnął w moją
stronę kościsty palec.
- W co mnie pan wpakował?
- Ja? - udałem zdumienie.
- A kto? - oskarżycielski palec nie cofnął się ani o milimetr.
- Ale... - poruszyłem się na krześle niespokojnie.
Komendant opadł ciężko na fotel za biurkiem.
- %7ładne  ale . Przychodzi pan tutaj z rewelacyjną wiadomością o planowanym
napadzie na kantor. Ja, głupi, wierzę panu na słowo. Angażuję poważne siły, aby przestępców
schwytać na gorącym uczyneczku (nie mógł się powstrzymać przed użyciem swego
ulubionego zwrotu, a to już świadczyło, że burza w sercu komendanta mija). I co się okazuje,
proszę pana? %7łe żadnego napadu nic ma, a podejrzani są niewinni jak szczypiorek na grządce!
Aresztowaliśmy ich i owszem, ale teraz trzeba będzie wypuścić. Mam nadzieję, że nie
zażądają uroczystych przeprosin, co ja bym na ich miejscu zrobił!
Wyprostowałem się.
- Panie komendancie, śledzimy gang wraz z Aukaszem i Andrzejem już od dłuższego
czasu - powiedziałem z pewną przesadą. - Sam słyszałem, jak jego członkowie omawiali skok
na kantor, z którego pieniądze miały im służyć do rozwoju przestępczej działalności.
Uważam, że spełniłem obywatelski obowiązek donosząc o planie napadu na kantor. %7łe do
niego nie doszło, to już nie nasza wina.
- A czyja?! - poderwał się komendant. - Przecież nawet posiłki z Olsztyna ściągnąłem!
- I w tym sęk. Szef gangu rozpoznał jednego z policjantów, co po cywilnemu ubrani
stali przed wejściem do kantoru.
- SkÄ…d pan wie?
- Słyszałem, jak mówił.
- No i?
- Przestraszył się i zrezygnował z napadu. To chyba proste. Kto napada na kantor
obstawiony policjÄ…?
Komendant zasępił się.
- Tak. To co pan mówi ma ręce i nogi. Ostatecznie Olsztyn nie leży tak daleko od
Morąga i Zalewa - rozłożył ręce - ale zrobiłem co mogłem, aby akcja się udała. Nie mogłem
przecież ścigać posiłków z Nowego Targu. A i stamtąd mógł się trafić jakiś, którego by
bandziory rozpoznały. Cóż, klapa!
- Ale ma pan samochód, ten ukradziony opel. Czy policja nie widziała, kto... -
nieśmiało odezwał się Aukasz.
- Policja nie widziała, bo dranie użyli wozu z przyciemnionymi szybami. To ich
zwykły numer - Kmita westchnął ciężko.
- A odciski palców?
Komendant uśmiechnął się mimo woli na taką dociekliwość.
- W wozie nie ma odcisków żadnego z czwórki. Musieli pracować w rękawiczkach.
- Ale jest jeszcze broń, którą znalazłem w torbie w rowie - już śmielej odezwał się
Aukasz.
Komendant westchnÄ…Å‚ ponownie.
- Gratuluję odnalezienia broni. Pistolety zostaną zbadane, czy zostały użyte podczas
jakiegoÅ› napadu.
Oczy Aukasza rozszerzyły się.
- Tylko tyle? Przecież to broń Baziaka i spółki! Chyba już tylko za jej posiadanie
powinni dranie posiedzieć! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •