[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Adam groznie spojrzał na niego. - Nawet tego nie próbuj. Nie starczy ci jednej kuli od pani Belzoni?
- Starczy - warknął Demarius. - Jeśli nie ja, to ty zabierz jej pistolet. T o wariatka, jeszcze zrobi nam tu
prawdziwÄ… jatkÄ™.
- Stój spokojnie, a być mo\e prze\yjesz-warknął Adam.
- Po się wtrącałeś? Szef i tak jej nie odpuści. Musimy mu ją dostarczyć, jak nie dziś, to jutro.
- Widzicie? - krzyknęła Kim. - I co ja mam robić? Przecie\ oni nie dadzą mi spokoju. Co z tego, \e ich
rozbroiłam i trzymam na muszce? J ak nie ci, to inni będą mnie ścigać.
- Powiem ci, co masz zrobić. Zadzwonić na policję - stwierdził Adam.
- Mam lepszy pomysł. Zwią\my ich i zamknijmy w piwnicy.
- I co ci to da? Przecie\ nie będziesz ich więzić w nieskończoność. Zresztą jutro zaczną ich szukać, a
wiedzą, dokąd pojechali. Pamiętaj, ciociu, mafia ci nie od puści - powiedziała Lara. - Będą cię ścigać
a\ do skutku.
- Przynajmniej zyskam trochÄ™ czasu.
- Och, ciociu. - Lara pokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ… z dezaprobatÄ…·
- Zadzwoń do biura szeryfa w Tunica Parish - wtrącił się Adam. - Poproś o rozmowę z Roanem.
- Ju\ to zrobiłam.
- Co? - zdumiał się Adam.
- Inaczej nie mogłam postąpić. Wpędziłam
Larę w kłopoty, ale policja jej pomo\e. Natomiast ja muszę się ulotnić. Jak tylko zwią\emy drani, od
razu znikam. Za nic nie pójdę do więzienia!
- Wcale nie jest pewne, \e zostaniesz aresztowana.
- Myślę, \e jednak tak. Musimy ich zaprowadzić do domu i związać. Laro, mo\e masz taśmę klejącą?
- Ciociu, poczekajmy lepiej na policję. Wszyscy, równie\ ty.
- Co z tobą? Czy\byś trzymała stronę Benedicta? - W głosie Kim pojawił się oskar\ycielski ton. -
Przeciwko własnej rodzinie?
- Trzymam tylko ze zdrowym rozsÄ…dkiem,
ciociu. Bez pomocy policji nie wygrasz z mafiÄ….
- Nie zamierzam z nimi walczyć, tylko zniknąć. Resztę zostawiam wam i szeryfowi. - Zerknęła na
Larę. - Teraz, kiedy jestem ju\ pewna, \e policja cię ochroni, mogę się ulotnić.
- Och, ciociu - westchnęła.
- Kochanie, nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby coś ci się stało z mojego powodu. Nie jestem a\
takim potworem.
- Tym bardziej więc powinnaś zrozumieć, czemu nie mogę patrzeć, jak się miotasz. Nie sądzisz, \e ...
? - Urwała, zaskoczona tym, co samo cisnęło jej się na usta.
- Ze co? Mów szybko, bo nie mamy zbyt wiele czasu.
Czy zdobędzie się na odwagę? Czy zawierzy swój los Adamowi, skoro od tak dawna nie musiała na
nikim polegać, na nikogo się zdawać? A jednak wydawało się jej, \e właśnie tak powinna uczynić.
Oczywiście z całego serca pragnęła, by ciotka znalazła bezpieczną przystań, by wreszcie mogła się
odprę\yć, przestać się bać swego cienia. Niestety po tym, co zrobiła, nie było dla niej takiej szansy.
Musiała ponieść konsekwencje swych nierozwa\nych czynów i nieodpowiedzialnych decyzji.
- Przeka\ Adamowi pistolet, ciociu - powiedziała stanowczym głosem. - Niech trzyma bandytów na
muszce, póki nie przyjedzie policja.
- Myślisz, \e się zgodzi? - Spojrzała na nią z niedowierzaniem. - Przejmie ich, \ebym mogła uciec?
- Nigdzie nie uciekniesz, ciociu. Najpierw porozmawiasz z szeryfem Roanem Benedictem, a potem z
policją w Nowym Orleanie. Adam ma du\e znajomości, skontaktuje się z prokuratorem, znajdzie ci
najlepszego adwokata. W ogóle pomo\e ci tak bardzo, jak tylko będzie mógł. A mo\e naprawdę du\o.
- Laro ... - zaczÄ…Å‚ niepewnie.
- Pomo\esz, prawda? - Spojrzała mu prosto w oczy. - Nie zostawisz jej na łaskę i niełaskę wymiaru
sprawiedliwości? Zneutralizujesz wpływy mafii? Dopilnujesz, by wszystko działo się zgodnie z
prawem? Nie pozwolisz, by moja ciotka, tak bardzo skrzywdzona przez swego mę\a, padła ofiarą
zemsty mafii? Dopilnujesz te\, \e będzie jak najlepiej chroniona, czy to w więzieniu, czy poza nim?
By zwycię\yła sprawiedliwość, Adam. By wyszło na jaw, kto tu naprawdę był ofiarą, a kto katem. By
kobiety, która broniła się przed brutalnością swego mę\a, nikt nie śmiał nazwać morderczynią. Bo
taka jest prawda, Adam, i ty zrobisz wszystko, by zwycię\yła. - Cały czas patrzyła mu w oczy. -
Wszystko w granicach prawa, oczywiście.
Gdy w jego niebieskich oczach pokazało się zrozumienie i akceptacja, a zarazem błysnęły wesołe
iskierki, poczuła ogromna ulgę.
- Powinnaś była zostać adwokatem - stwierdził z uznaniem. - Twoje argumenty są nie do zbicia.
- Czyli zgadzasz siÄ™.
- Tak ... Kim nale\y siÄ™ wszelkiego rodzaju ochrona. Nie tylko przed mafiÄ…, ale i przed wymiarem
sprawiedliwości.
- To znaczy?
- Masz rację, znalazła się w strasznej sytuacji i choć zabiła Belzoniego, na pewno nie jest
morderczynią. Jest ofiarą. W wymiarze sprawiedliwości obowiązują ró\ne procedury, które mogą być
dla Kim zbawienne. Mo\na na przykład wykorzystać tak zwany układ. W zamian za ujawnienie całej
wiedzy o przestępczej działalności rodziny Belzonich ...
- Grubą księgę mogłabym o tym napisać - wtrąciła Kim.
- No właśnie. W zamian za tę wiedzę prokurator mo\e odstąpić od oskar\enia o morderstwo,
kontentując się przypadkowym zabójstwem, a nawet w ogóle zrezygnować z jakichkolwiek zarzutów, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •