[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Opowiadał (nie wiem, czy można mu wierzyć), że cyrulicy
sprzedawali za cenę kilku miedziaków czworoboczne ka-
wałki kości lub pergaminu ozdobione symbolicznymi zna-
kami. Losowanie odbywało się w biały dzień: ci, którym
siÄ™ poszczęściÅ‚o, otrzymywali  % bez dodatkowego potwier-
dzenia ze strony losu  %  % monety wybite w srebrze. Pro-
cedura, jak widzicie, była niezwykle prosta.
Oczywiście  loterie" te zakończyły się fiaskiem. Ich za-
lety moralne były żadne. Nie odwoływały się one do
wszystkich zdolności człowieka  li tylko do jego nadziei.
Wobec powszechnej obojętności loterie przestały się opła-
cać kupcom, którzy je stworzyli dla zysku. Ktoś pokusił
się o reformę: do ogólnej liczby wygranych dołączono kil-
ka losów niepomyślnych. Na skutek tej reformy ludzie na-
bywajÄ…cy ponumerowane kwadraty brali na siebie po-
dwójne ryzyko: wygrania pewnej sumy lub zapłacenia ka-
ry  niekiedy bardzo wygórowanej. To nieznaczne nie-
bezpieczeństwo (na każde trzydzieści numerów szczęśli-
wych był jeden niekorzystny) wzbudziło naturalnie zain-
teresowanie ludności. Babilończycy oddali się grze. Ten,
kto nie nabywał losów, był uważany za tchórza i słabeu-
sza. Z czasem podwoiła się ta usprawiedliwiona pogarda.
Pogardzano tym, który nie grał, lecz także gardzono prze-
grywającym, który płacił karę. Towarzystwo (tak je po-
częto wówczas nazywać) musiało bronić interesów graczy,
którzy nie mogli podjąć wygranych, jeśli nie wpływały
prawie wcale sumy z tytułu kar. Wytoczyło więc proces
przegrywającym: sędzia skazał ich na zapłacenie kary
51
oraz kosztów postępowania sądowego, z możliwością za-
miany na kilka dni więzienia. Wszyscy wybrali więzienie,
chcąc w ten sposób oszukać Towarzystwo. Z tej fanfaro-
nady nielicznych zrodziła się wszechwładza Towarzystwa:
jego religijne, metafizyczne znaczenie.
Po niedługim czasie z ogłoszeń o wynikach losowania
zniknęły wykazy kar, ogłaszano jedynie liczbę dni więzie-
nia odpowiadającą każdemu niepomyślnemu numerowi.
Lakoniczność ta, prawie nie zauważona w swoim czasie,
posiadała kapitalne znaczenie. Było to pojawienie się w
loterii po raz pierwszy elementów nie pieniężnych. Suk-
ces był ogromny. Na żądanie grających Towarzystwo mu-
siało zwiększyć liczbę losów niekorzystnych.
Wszyscy wiedzą, że lud babiloński wielbi logikę, a po-
nadto symetrię. Przeliczanie numerów szczęśliwych na
krągłe monety, a numerów niepomyślnych na dni i noce
w więzieniu było pozbawione konsekwencji. Niektórzy
moraliści rozumowali, że posiadanie monet nie zawsze sta-
nowi o szczęściu i że inne formy szczęścia są być może
bardziej bezpośrednie.
Innego rodzaju niepokój wzbierał w dzielnicach biedo-
ty. Członkowie kapłańskiego kolegium wykupywali losy
i doświadczali wszelkich odmian strachu i nadziei; bieda-
cy (patrzący na to ze zrozumiałą czy też nieuniknioną za-
zdrością) byli świadomi wykluczenia ich z tego wahadło-
wego ruchu dostarczającego wspaniałych przeżyć. Słuszne
pragnienie, ażeby wszyscy  biedni czy bogaci  % mieli
jednakowy udział w loterii, spowodowało wrzenie i do-
prowadziło do rozruchów. Pamięci o nich nie zaćmiły la-
ta. Niektórzy uparci ludzie nie rozumieli (lub też udawali
niezrozumienie), że chodzi o nowy porządek, o konieczny
etap na drodze historii... Jakiś niewolnik ukradł karma -
zynowy bilet, a losowanie obdarzyło, go wypaleniem języ-
ka. Kodeks przewidywał tę samą karę za kradzież losu.
Niektórzy Babilończycy wyrażali przekonanie, że zasługu-
je na rozpalone żelazo jako złodziej; inni zaś, bardziej
wspaniałomyślni, uważali, że kat winien posłużyć się że-
lazem z racji rozporządzenia losu... Doszło do rozruchów
i do pożałowania godnego przelewu krwi; lecz lud Babi-
52
łonu postawił w końcu na swoim pomimo oporu bogaczy.
Ludność dopięła w pełni swoich szlachetnych celów. Po
pierwsze zdołała nakłonić Towarzystwo, aby zgodziło się
przejąć całkowitą władzę we wszystkich dziedzinach. (Je-
dność władzy była konieczna wobec ogromu i skompliko-
wania nowych zadań.) Po drugie zyskała loterię tajną,
bezpłatną i powszechną. Kupczenie losami zostało zniesio-
ne. Po wtajemniczeniu w obrządek Bela każdy wolny
człowiek automatycznie brał udział w świętych losowa-
niach, które odbywały się co sześćdziesiąt nocy w labi-
ryntach boga i rozstrzygały o jego losie aż do następnego
terminu. Skutki były nieobliczalne. Szczęśliwy los mógł
wynieść gracza do zgromadzenia magów lub postanowić
0 uwięzieniu osobistego lub publicznego wroga, albo też
przynieść spotkanie w spokojnym półmroku pokoju ko-
biety, która zaczyna nas niepokoić, czy też tej, której nie
mieliśmy już nadziei ujrzeć; los niepomyślny przynosił
okaleczenia, różnoraką hańbę, śmierć. Niekiedy jedno tyl-
ko zdarzenie  karczemne morderstwo obywatela C, za-
gadkowa apoteoza B  były genialnym rezultatem trzy-
dziestu lub czterdziestu losowań. Aączenie wyników loso-
wań było rzeczą trudną* nie trzeba jednak zapominać, że
urzędnicy Towarzystwa byli (i są) wszechmocni i prze-
biegli. W wielu wypadkach świadomość, że szczęście jest
po prostu dziełem przypadku, zmniejszałaby jego wartość;
aby ominąć tę przeszkodę, agenci Towarzystwa posługi-
wali się sugestią i magią. Ich kroki, ich poczynania były
tajne. Aby dowiedzieć się o najintymniejszych nadziejach
1 najskrytszych trwogach, mieli do dyspozycji astrologów
i szpiegów. Niektóre spośród kamiennych lwów, święta
latryna zwana Qaphqa, szczeliny w starym akwedukcie
według powszechnego mniemania umożliwiały dotarcie do
Towarzystwa; ludzie zawistni lub życzliwi składali w tych
miejscach donosy. Wiadomości te, mniej lub bardziej
prawdziwe, były zbierane w alfabetycznym archiwum.
Rzecz nie do uwierzenia: nie zabrakło głosów niezado-
wolenia. Towarzystwo z właściwą sobie dyskrecją nie dało
bezpośredniej odpowiedzi. Wolało nakreślić w gruzach fa- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •