[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mawiał:
- Po prostu zaśpiewaj Księcia, a natychmiast uwolnisz się od kontraktu!
Wiedeń, który z wielu powodów miał się stać w przyszłości moim drugim domem,
omijaÅ‚em z daleka przez kilka lat. W marcu 1974»r. wystÄ…piÅ‚em po raz pierwszy na
dwóch scenach. W londyńskiej Covent Garden zaśpiewałem Alfreda w  Traviacie , a
w Monachijskim Teatrze Narodowym zastępowałem Franca Corelliego w roli
Cavaradossiego. Po paru miesiącach wylądowałem w Nowym Jorku - tym razem aby
zaśpiewać partię Cavaradossiego w Metropolitan Opera. Partnerowali mi Rachel
Mathes i porywajÄ…cy Robert Merill.
SeriÄ™ WiedeÅ„-Londyn-Monachium-Nowy Jork ukoronowaÅ‚ w 1975»r. Mediolan. Nie
muszę chyba przypominać, że La Scala jest przedmiotem marzeń wszystkich
śpiewaków operowych. Aatwo więc zrozumieć, że mój pierwszy występ na
najsławniejszej scenie świata był kamieniem milowym w mojej karierze. Przede
wszystkim dlatego, że zaproponowano mi jedną z ulubionych ról - Ryszarda w  Balu
maskowym Verdiego. Dyrygować miał mistrz Francesco Molinari-Pradelli, Amelią
była Montserrat Caballe, a Renatem - Renato Bruson.
Zaraz po przybyciu do Mediolanu, spotkałem Giuseppe di Stefano. Pippo zaprosił
mnie do swojego wspaniałego mieszkania położonego w pobliżu Scali. Dokonałem
wtedy odkrycia, że jest nie tylko wyjątkowym śpiewakiem, ale także wspaniałym
człowiekiem - niezwykle uprzejmym i dowcipnym, gotowym w każdej chwili wysłuchać
zwierzeń młodszego kolegi. Poza tym, w przeciwieństwie do większości tenorów,
których interesuje wyłącznie ich głos i kariera, chętnie rozmawiał i rozmawia o
sprawach nie tylko dotyczących opery i śpiewania. Pippo ma w głowie setki
ciekawych, pouczających i wesołych historyjek. W opowiadanych anegdotach nie
lubił przedstawiać siebie jako idola publiczności. Nic nie bawiło go tak, jak
własne błędy czy drobne porażki. Moje spotkanie z wielkim tenorem miało
szczególne skutki także dla mediolańskiego  Balu... . Podczas próby kostiumowej
pojawił się w teatrze, nie wiadomo skąd - di Stefano. Po pierwszym akcie
przyszedł do mojej garderoby i powiedział:
- A teraz mnie posłuchaj. W takim kostiumie nie możesz pokazać się w La Scali. yle na tobie leży,
a poza tym jest okropny. Tak być nie może!
Rzeczywiście. Kostium Ryszarda zrobiono najwyrazniej dla większego i tęższego
mężczyzny. Pomimo, że Scala zatrudniała pierwszorzędnych krawców, przerobienie
kostiumu na moją figurę okazało się sprawą niełatwą.
Po próbie di Stefano wyciągnął mnie z teatru i zaprowadził do siebie. Tam
otworzył szafy. To było nieprawdopodobne. Oczom moim ukazały się setki
kostiumów. Długo szperał między strojami, aż w końcu wyciągnął jeden z
triumfalnÄ… minÄ…:
- W tym kostiumie zaśpiewałem mojego pierwszego Ryszarda w La Scali i ty uczynisz to samo.
To, o czym mówił, było legendarną już inscenizacją z Marią Callas, Giuliettą
Simionato i Ettore Bastianinim.
I stało się, jak sobie życzył. Byłem ogromnie dumny z tego prezentu, który do
dzisiaj przechowuję w domu, jako coś nadzwyczaj cennego. To on napełnił mnie
wiarą, moralną siłą i odwagą. W teatrze nic nie da się utrzymać w tajemnicy i
tak już wkrótce rozeszło się, że  Wielki Pippo podarował młodemu Carrerasowi
swój kostium z  Balu... . Z tym większym napięciem mediolańczycy oczekiwali tego
wydarzenia...
WystÄ™p z La Scali, trzynastego lutego 1975»r., staÅ‚ siÄ™ moim osobistym sukcesem
i triumfem. Mediolańska publiczność, tak krytyczna, jak i bezlitosna, jeśli
chodzi o partie będące od dawna domeną włoskich tenorów, przyjęła mnie,
Hiszpana, bardzo serdecznie. Już po pierwszej arii wiedziałem, że ten wieczór
należy do mnie. W takich sytuacjach nachodzi człowieka niebiańskie uczucie -
wręcz upojenie muzyką, poczucie niebywałej siły, gdy partnerzy dają z siebie
dokładnie to, czego się od nich oczekuje. Po mojej cabaletcie (Cabaletta -
końcowe stretto w arii lub duecie; stretto: szybkie a efektowne zakończenie we
włoskich ariach operowych), przed ostatnią sceną, podniósł się spontaniczny
krzyk na widowni, który na parę sekund zagłuszył muzykę. To był jeden z takich
momentów, kiedy nawet rozpieszczani przez publiczność artyści dostają z wrażenia
gęsiej skórki. Po prostu fantastycznie.
Otrzymałem świetne recenzje, a wydarzenie pod nazwą  Bal maskowy zaprowadziło
mnie drogą okrężną do największego z wielkich. Do Herberta von Karajana.
Współpraca z Karajanem
(Herbert von Karajan zmarÅ‚ 16»Vii 1989»r. w Anfik k8Salzburga.)
Jak doszło do tego, że Herbert von Karajan zwrócił na mnie uwagę, dowiedziałem
się dopiero w jakiś czas pózniej: najbliższy zaufany Karajana (już nie żyjący)
Andre von Mattoni oraz długoletni asystent Karajana Peter Busse, siedzieli na
widowni podczas premiery  Balu maskowego . Widocznie obydwaj donieśli mistrzowi
o młodym tenorze, którego powinien przesłuchać.
Jak to zwykle bywa, najpierw nic się nie działo, ale po kilku miesiącach agent
Karajana, Emil Jucker zwrócił się do Carlosa Caballe z pytaniem, czy będę
dysponowaÅ‚ czasem w kwietniu 1976»r. Herbert von Karajan miaÅ‚ zamiar zaangażować
mnie na Festiwale Wielkanocne w Salzburgu; proponował partię tenorową w  Messa
da Requiem Verdiego.
Co za propozycja! Wprawdzie zdążyłem już poznać najważniejsze sceny świata, ale
w Salzburgu jeszcze nie byłem. Taki angaż na Wielkanoc lub festiwal letni jest
kolejnym, ważnym etapem kariery każdego śpiewaka. W Salzburgu grają najbardzie
renomowane orkiestry świata, występują czołowi dyrygenci i soliści. Salzburskie
spektakle, obojętnie, czy się komuś podobają, czy nie, są najwyższej jakości.
Pieniądze zdają się nie odgrywać żadnej roli.
Ktoś kiedyś powiedział, że właściwie można spokojnie prześpiewać cały rok gdzieś
na prowincji, pod warunkiem, że dostanie się angaż do Salzburga. A z drugiej
strony można przez cały rok występować na wielkiej scenie, a mimo to pozostać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •