[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czasów jego największego w życiu upodlenia. Po co tam poszła? Niestety, nie znajdował
żadnej odpowiedzi poza tą najbardziej oczywistą: po jego historię.
Nadszedł więc czas na ostateczną konfrontację z Carly.
- Tutaj jesteś! - powiedział Hunter lodowatym głosem.
Zmroził ją kompletnie. Natomiast Terry powitał go wylewnie.
- O! Hunter! Przyłącz się! Udowodnijmy, że nie ma między nami żadnych animo-
zji. Chodz, postawię ci drinka.
Hunter nie odrywał wzroku od Carly.
- Nie jestem zainteresowany.
Atmosfera zagęściła się jeszcze bardziej. Do kogo właściwie kierował swój gniew?
Do Terry'ego czy do Carly? Carly wydawało się, że bardziej do niej.
- Przez te wszystkie lata płacisz moje rachunki za alkohol. Jestem ci winny całą
beczkę - odparował bez uśmiechu agent.
- Nic mi nie jesteś winny.
- Ani jednego burbona za stare dobre czasy?
- Nie chciałem z tobą pić dawniej, nie chcę i teraz. Terry nie odpuszczał.
- Wyluzuj, Hunter. Nie robiliśmy nic strasznego z Carly. Tylko odpowiadałem na
jej pytania o tobie...
Twarz Huntera pociemniała. Carly nie zdołała nic powiedzieć.
- Nie zabawiałem się z twoją dziewczyną.
Zachowanie Terry'ego zmieniło się diametralnie, gdy zjawił się Hunter. Przedtem
był po prostu miły i kulturalny.
L R
T
- No powiedz mi: czy ona jest tego warta? Może jeśli dobrze się postaram, to ze
mną też się prześpi w zamian za historię?
Nim Carly zrozumiała, że chciał ją obrazić, agent leżał już na podłodze i masował
sobie szczękę. Goście znieruchomieli, ktoś krzyknął, a kelnerka upuściła tacę z kielisz-
kami. Dwóch barmanów wyskoczyło zza baru w kierunku Huntera, który podniósł ręce
do góry, jakby chciał się poddać.
- Panowie, spokojnie, nie trzeba mnie wyprowadzać. Na dziś już skończyłem - po-
wiedział i ruszył do lobby.
Barmani pomogli wstać Terry'emu. Carly po dłuższej chwili osłupienia pobiegła za
Hunterem.
- Co ty wyprawiasz?
- Wychodzę.
- I dokąd idziesz?
- Do domu.
Zaczęła tracić cierpliwość.
- Hej, człowieku, masz jakiś problem?
- Najwidoczniej zle dobieram dziewczyny, z którymi sypiam. Dowiedziałaś się
przynajmniej czegoś ciekawego?
Starała się za nim nadążyć.
- Zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać, Terry już leżał na podłodze.
- Strasznie mi przykro, że zrujnowałem twój wywiad!
Zagotowało się w niej.
- Do cholery! Hunter! Ogarnij się! To nie był żaden wywiad! - próbowała przy-
trzymać go za ramię, ale odepchnął ją.
- To co od niego chciałaś?
Zbita z tropu, nie umiała od razu odpowiedzieć. W końcu wydusiła z siebie praw-
dę.
- Chciałam zadać mu jedno pytanie.
- Jakie znów pytanie?
- Dlaczego odszedłeś z FBI.
L R
T
Patrzył na nią z niechęcią i niedowierzaniem.
- Okej... chciałam też wiedzieć, czy miała z tym coś wspólnego twoja była dziew-
czyna.
- Mogłaś zapytać mnie.
- Przecież pytałam. Powiedziałeś, że to nieważne.
- Bardzo przepraszam, że nie umiem współpracować tak, jak byś sobie tego życzy-
ła. Już mówiłem, że nie chciałem psuć twoich planów. Chyba że to w ogóle był jeden
wielki plan.
Straciła cierpliwość.
- O czym ty, do cholery, mówisz?
- Uśpić mnie i moją czujność porządną dawką dobrego seksu, a potem zniknąć z
Terrym i wydobyć z niego historię, na którą od dawna czekasz.
Zdziwiła się, że od razu nie dała mu w twarz. Ale był jak z kamienia, połamałaby
sobie chyba rękę. Zamiast tego, straciła do końca nadzieję. Sądziła, że chce ją chronić,
dla niej samej, a on po prostu miał taką naturę - chronił każdego, kto był zagrożony. Nie
uważał, że ona zasługuje na coś szczególnego, nie ufał jej, nie wierzył, i wcale nie zamie-
rzał tego zmieniać. Walczyła ze łzami.
- Nie dajesz mi nawet szansy wytłumaczyć...
Wróciło znajome uczucie bezradności, zawodu i odrzucenia. Najpierw Thomas,
potem ojciec. Teraz Hunter.
Jego twarz przypominała złowrogą maskę.
- Szukałem cię, bo tęskniłem. Prawie już nie broniła się przed łzami.
- A ja przyszłam tu, żeby się dowiedzieć paru rzeczy... Bo cię koch...
- Nawet nie kończ! Nie mów tego słowa!
- Hunter! Niczego się nie dowiedziałam! A chciałam tylko usłyszeć prawdę. A sko-
ro ty...
- Chcesz usłyszeć prawdę? W porządku! I możesz nagrywać, żeby zadowolić swo-
ją ciekawość i podlizać się szefowej.
Aż się skuliła, ale on nie zwracał na nią najmniejszej uwagi.
L R
T
- Byłem wykorzystywany przez kobietę, bo kiedy wreszcie dostała to, czego chcia-
ła, odeszła. Nie wiem, czy Mandy od początku kręciła ze mną tylko dlatego, ale podej-
rzewam, że zaintrygował ją mój zawód i postanowiła powęszyć. Coś nas jednak połączy-
ło, lecz wydobycie historii okazało się ważniejsze niż związek...
- Tak mi przykro...
Ignorował ją całkowicie.
- Napisała artykuł, w którym ujawniła ściśle tajne informacje na temat serii prze-
stępstw dokonanych przy zastosowaniu narzędzi elektronicznych przez osoby powiązane
z mafią w Chicago. Informacje, które miał tylko nasz departament! Pracowałem nad tam-
tą sprawą przez dwa lata i myślę, że jako zródło posłużył jej jeden z moich przyjaciół,
doradca FBI. Wszystko, co wiem na pewno, to tyle, że ja nie byłem zródłem wycieku. -
Jego gniew powoli ustępował miejsca rezygnacji. - Trudno jednak udowodnić, że nie jest
się wielbłądem. Brak dowodów chroni przed oficjalnym oskarżeniem, ale nie przed opi-
niami kolegów. Mogłem więc zachować stanowisko, może z pewnymi ograniczeniami,
lecz straciłem do tego serce. Zarabianie kasy w konsultingu czy doradztwie komputero-
wym wydało mi się lepszą opcją. Nie potrzebowałem powołania.
- Nie wykorzystam tej historii... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •