[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nabiera dystansu do spraw.
- Czy to znaczy, że podjąłeś decyzję w sprawie wyjazdu do Wolf
River?
Skinął głową.
- Zatrzymam się tam w drodze do San Antonio. Przynajmniej
dowiem się, co ten prawnik ma do powiedzenia.
- Och, Rand. - Miała łzy w oczach. - Tak się cieszę.
Ale miała też w oczach smutek. Domyślał się, że rozumiała,
dlaczego wkrótce każde z nich ruszy swoją drogą.
Zwiadomość, jak bliska jest ta chwila, uderzyła go jak piorun.
Przycisnął ją do siebie i pocałował jak najmocniej. Przytuliła się,
odwzajemniając pocałunek z desperacją. Wziął ją na ręce i ruszył w stronę
samochodu.
Przeszli tylko kilka kroków, gdy rozległ się warkot silnika. Rand
zamarł, po czym zaklął i postawił Grace z powrotem na ziemi. Konie
uniosły łby i poruszyły się nerwowo.
W pobliżu pojawiła się ciężarówka. Wielka, czarna, ciągnąca
przyczepę na osiem koni.
91
RS
- Już są - jęknęła cicho, po czym odsunęła się od Randa i patrzyła,
jak jej brat i drugi mężczyzna wysiadają z kabiny.
- W życiu nie słyszałem o czymś takim - powiedział Tom, kręcąc
głową w zdumieniu, gdy Grace opowiadała,jak sami wyprowadzili konie. -
Chcę to usłyszeć jeszcze raz, ale tym razem wolniej i ze szczegółami.
Rand oparł się o ciężarówkę i słuchał, jak Grace opowiada bratu i
Marty'emu, co wydarzyło się w kanionie. Jej rozbudowana opowieść o
pochwyceniu klaczy trochę Randa zawstydziła, ale blask jej oczu i
uśmiech na wargach były warte wysłuchania tej historii dwa razy.
Tom wyglądał na sympatycznego faceta. Był wysoki, miał dobrze
ponad metr osiemdziesiąt. Miał zielone oczy, jak Grace, ale jego włosy
były ciemnobrązowe. Taką twarz większość kobiet na pewno zauważała.
Rand wyczuł w nim początkowo niechętną rezerwę, ale to było
zrozumiałe. Gdyby Grace była jego siostrą i przez parę dni jezdziła po
Teksasie z jakimś nieznajomym, też byłby mu dość niechętny. Gdyby
jeszcze Tom wiedział, co tu się działo, niewątpliwie jego niechęć byłaby
dużo większa.
O niektórych rzeczach bracia nie powinni wiedzieć.
Rand wzniósł oczy do góry, gdy Grace doszła do opisu, jak wyłonił
się zza skał w pełnym galopie, z klaczą obok i ogierem w pościgu.
Przy pomocy dwóch mężczyzn i sprzętu, który przywiezli, wszystkie
konie zostały zabezpieczone i nie miały szans na ucieczkę.
Tom i Marty przywiezli też meksykańskie jedzenie i piwo. Marty,
starszy mężczyzna z sumiastym siwym wąsem, rozkładał jedzenie na
stoliku przy ogniu, a Grace opowiadała.
92
RS
- Kiedy już dowieziemy je na miejsce i zbadamy -oznajmił Tom,
nakładając sobie na talerz - możemy je zabrać na ranczo adopcyjne w
Amarillo. Potrwa to najwyżej pięć dni, a potem możemy wracać do domu -
zerknął na Grace. - Po takiej wycieczce chyba tęsknisz za domem, co?
Grace spojrzała na brata. Znała go dobrze i umiała czytać między
wierszami. Tom nie był głupi ani ślepy. Znał ją równie dobrze, jak ona
jego, więc musiał wyczuć, że coś się dzieje między nią a Randem.
Wyczuła, że brat chce ją sprowokować, ale nic z tego. Była dorosła.
Nie życzyła sobie, by wsadzał nos w nie swoje sprawy.
- Marzę o długim, gorącym prysznicu - powiedziała z uśmiechem,
nabierając jedzenie na widelec. - Poczułabym się znowu jak człowiek.
- A ty, Rand? Wracasz z nami do obozu?
Grace poczuła, jak jej serce zamiera, gdy Rand pokręcił przecząco
głową. Jasne, przecież jechał do Wolf River i wiedziała, że to właśnie
powinien zrobić. Była głupia, żywiąc chociaż cień nadziei, że nie wyruszy
przy pierwszej okazji. Była samolubna, pragnąc, by było inaczej.
No to co, że była samolubna. Chciała spędzić z nim jeszcze kilka dni.
Nawet kilka godzin. Wszystko między nimi wydarzyło się tak szybko, że
chciała więcej. Dużo więcej.
Nie patrzył na nią, to dobrze. Z trudem powstrzymywała płacz.
Tylko tego brakowało do zupełnego upokorzenia. Rozpłakać się jak małe
dziecko nie tylko przed Randem, ale jeszcze własnym bratem i Martym.
- Grace?
- Tak? - Zamyśliła się i straciła wątek rozmowy.
- Przyjęcie... Wiesz, to dobroczynne, które mama i tata wydają dla
fundacji?
93
RS
- Co z nim?
Uniósł brew. Bardzo znaczący gest. Zwietnie, pomyślała,
powstrzymując jęk.
- Mama kazała ci powiedzieć, że Bradshaw nie przyjął zaproszenia.
- Miałam nadzieję, że do trzech razy sztuka - westchnęła Grace.
Wiedziała, że nie przyjedzie. Bradshaw był jednym z najbogatszych
ranczerów w Dallas, najbardziej tajemniczym. Krążyło o nim mnóstwo
plotek. Mówiono, że był okaleczony i nigdy nie pokazywał się publicznie,
albo że nie opuszcza domu od śmierci żony. Podobno miał, zależnie od
opowiadającego, od dwudziestu pięciu do siedemdziesięciu dwóch lat.
Grace zaprosiła go na poprzednie dwa przyjęcia, ale zawsze odmawiał, a
na drugi dzień przysyłał czek na ogromną sumę. Wiedziała, że gdyby
zdołała sprowadzić go osobiście, przyszłoby dwa razy więcej gości, którzy
zostawiliby dwa razy więcej pieniędzy.
Pokręciła głową i wzruszyła ramionami.
- Spróbuję następnym razem.
- Dylan Bradshaw? - rzucił niedbale Rand. - Ten z Rocking B?
Wszyscy zamilkli i popatrzyli na niego. Nawet Marty, który sporo w
życiu widział, wyglądał na zaskoczonego.
- Znasz Dylana Bradshawa? - spytała Grace.
- Znam. - Rand spokojnie zajadał ryż.
- To znaczy... poznałeś go - uściślił Tom.
- Trudno jest kogoś znać, jeśli się go nie poznało -zauważył Rand. -
Pracowaliśmy kiedyś razem.
94
RS
Grace zauważyła, że nie powiedział:  pracowałem dla niego".
Zastanawiała się, jak dawno było to  kiedyś", ale niegrzecznie byłoby
wypytywać.
- A nie mógłbyś do niego zadzwonić, żeby zmienił zdanie? - rzucił
Tom, najwyrazniej żartując.
- Może.
Uśmiech Toma zniknął. Nawet Marty przestał jeść. Grace wiedziała,
że jej brat nie uwierzył, że Rand mógł po prostu zatelefonować i namówić
faceta do przyjścia na przyjęcie. Ale obaj patrzyli na niego z podziwem i
niedowierzaniem, co ją rozśmieszyło.
Nie obchodziło jej, czy Rand jest w stanie namówić Dylana
Bradshawa na udział w przyjęciu. W tej chwili nie interesował jej inny
mężczyzna prócz niego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •