[ Pobierz całość w formacie PDF ]
– To mi niewiele pomoże, senior! – odpowiedział Gerard. – Dotychczas poznałem tylko, że
jest pan Amerykaninem!
– Jankesem, chce pan powiedzieć? Tak, jestem nim rzeczywiście. Ale proszę się tylko przy-
patrzyć mej twarzy!
To mówiąc wskazał palcami na twarz, Gerard jednak nie mógł odgadnąć.
– Nie? – spytał obcy. – Postaram się jeszcze pomóc. Proszę tylko przestudiować mój nos. Jak
on się panu podoba?
– Hm! Okazały.
– Sądzi pan? To dobrze, a kształt?
– Orli, to chyba za mało – rzekł śmiejąc się Gerard.
– Całkiem słusznie, a więc?
– Sępim można go nazwać, ach do pioruna zaczynam zgadywać.
– Proszę więc, tylko śmiało.
– O, senior, czy tylko pana nie obrażę? – zauważył Gerard.
– Mnie obrazić. Głupstwo! Indianie nazwali mnie tak ze względu na mój nos i miana tego wi-
docznie nie stracę już do śmierci. Proszę się więc nie krępować.
– Jeżeli się nie mylę, to jest pan jednym z najlepszych traperów, najsławniejszy nastawiacz si-
deł i tropicieli śladów w całych Stanach. Naturalnie będzie to dla mnie zaszczytem, gdy będę
mógł uścisnąć pana rękę, Sępi Dziobie.
– No wreszcie. Tak, jestem tym nicponiem, który to przezwisko musi wlec za sobą. Oto moja
dłoń. Co za spotkanie, mam nadzieję, że nie ostatnie.
Sępi Dziób był jednym z najlepszych i najoryginalniej szych westmanów. Na twarzy Gerarda
widać było radość z tego spotkania, serdecznie uścisnął mu rękę i zapytał:
– Co pana tu sprowadza, do fortu Guadalupe?
– O tym pomówimy później. Na razie niech panu wystarczy to, że szukam Juareza. Zasta-
nówmy się raczej nad sposobem obrony fortu. Czy Francuzi naprawdę nadciągają?
– Tak.
– A Juarez za nimi?
– Za, albo przed nimi, tego nie wiem.
– Panu powierzył obronę fortu?
– Tak, jego pisemny rozkaz jest w rękach sędziego.
– Dobrze, pana więc musimy słuchać.
Następnie zwrócił się do Pirnero i zapytał:
– Pan nie chce strzelać do Francuzów?
– Nie chcę, nie potrafię.
– Ale gości chcieć wyrzucać pan potrafi. No już dobrze, nie jestem pamiętliwy. Proszę dalej
spokojnie spoczywać na swych wawrzynach, zastąpię pana.
Pirnero chwycił go za rękę, wołając:
– Senior, dziękuję bardzo! Chce pan naprawdę zastąpić mnie w bitwie?
– Jak pan słyszał.
– To pozwalam panu za to pluć, ile się podoba!
– Tu w pokoju? – pytał Sępi Dziób ze śmiechem.
– Tak – odrzekł Pirnero.
– Nawet i na obraz?
– Wolałbym, aby sobie pan inne miejsce wyszukał.
– Przyrzekam szanować pańskie arcydzieła sztuki, proszę tylko nie zarzucać mnie niepotrzeb-
nymi pytaniami, bo tego nie znoszę.
54
Resedilla słuchała w milczeniu, jednak obawa i trwoga przed Francuzami pokonały jej nie-
śmiałość; właśnie chciała zbliżyć się do Gerarda, gdy nowy wypadek przeszkodził jej w tym.
Na dworze znowu było słychać tętent kopyt. Wkrótce na podwórcu zaroiło się od nowych
przybyszów.
– Na miłość Boga! – krzyknął Pirnero. – Może to Francuzi!
Gerard przystąpił do okna i rzekł:
– Nie. Sądząc po ubiorze to Meksykanie.
– Ale aż tylu! Resedilla! Nowa robota.
Tymczasem otworzyły się drzwi i nowi goście weszli do izby. Był to Sternau z towarzystwem.
Oczy wszystkich spoczęły ze zdziwieniem na jego wielkiej postaci. Broda, która mu na wyspie
urosła aż do pasa, spadała majestatycznie po ubraniu. Za nim szedł hrabia, a potem mocno zawo-
alowane damy. Emma bowiem chciała zrobić niespodziankę Resedilli.
Nowo przybyli goście zrobili dobre wrażenie. Gospodarz, kłaniając się nisko, przystąpił bliżej
gotowy na rozkazy, Gerard i Sępi Dziób cofnęli się w tył izby.
– Pan jest tu gospodarzem?– spytał Sternau Pirnero.
– Tak, senior.
– Będzie pan miał miejsce dla nas wszystkich?
– Chcecie państwo u mnie mieszkać? – pytał ucieszony gospodarz.
– Tak.
– Jak długo?
– Tego nie wiemy.
– Pokoi mam dosyć, senior, jeden nawet wielki, w którym można urządzić salon.
– A konie?
– Mam dobre stajnie i dosyć paszy – zaręczył Pirnero. – Żeby tylko państwo rzeczywiście u
mnie zostali.
– A dlaczego nie?
– O senior, obowiązek nakazuje mi przestrzec was, przed wielkim niebezpieczeństwem.
– Jakiem?
– Francuzi mają napaść na nasz fort.
– Skąd ta wiadomość?
– Juarez przysłał nam tego oto seniora i polecił mu bronić fortu, dopóki Apacze nie przyjdą z
odsieczą.
Sternau spojrzał badawczo na mężczyzn stojących w kącie. Po twarzy jego przebiegł uśmiech,
po czym zapytał gospodarza:
– Jak się nazywa ten senior, którego mi wskazaliście?
– Czarny Gerard.
Sternau podszedł do nich i witając, rzekł:
– Jeżeli się nie mylę, mam przed sobą mężów, którzy nie zlękną się Francuzów i bronić będą
tego fortu.
– Z czego to wnosi, senior? – spytał Gerard.
– Myślę, że Sępi Dziób nie umknie przed Francuzami.
– Co? Pan mnie zna? – spytał zagadnięty ze zdziwieniem.
– Tak i to od dawna, kiedy pan jeszcze stawiał pierwsze kroki jako traper. Twarzy pana nie
sposób zapomnieć. Pański towarzysz nazywa się Gerard Mason z Paryża. Nieprawdaż?
– Mnie też pan zna?
– Jak pan widzi. Co słychać u pana siostry, Annety?
Gerard nie mógł posiąść się ze zdziwienia.
55
– Tak.
Pytania te wyrzuciła Resedilla jednym tchem. Zanim miała czas na dalsze pytania, zwróciła
uwagę na vaquero. Ten stał z iskrzącymi oczyma, wpatrując się bez ustanku w Sternaua.
– Senior Sternau, o senior Sternau!
Z tym okrzykiem rzucił się poczciwy vaquero na lekarza, wyciągając ku niemu obie ręce.
Sternau uścisnął go, mówiąc:
– Poznajesz mnie, Antonio?
– Kto by was nie poznał, was dobroczyńcę hacjendy del Erina.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Archiwum
- Strona Główna
- Zeydler Zborowski Zygmunt DĹźem z czarnych porzeczek
- 12. May Karol Jego Krolewska Mosc
- Kurtz Sylvie Czarny mnich
- 25 AnioĹ o czarnych skrzydĹach
- May Karol SÄpy i szakale
- May Karol W Kordylierach
- Cindy Gerard Bratnie dusze
- Makepeace Thackeray William PierśÂcieśÂ i Róśźa
- Jay Caselberg Jack Stein 1 Wyrmhole
- Stella_Bagwell_Spelnione_zyczenie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- filmowka.pev.pl