[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie szkodzi. Niech pani mówi. Musimy ją wyjaśnić.
Znowu odchrząknęła.

Otóż... Zewert wiedział... wiedział coś takiego o panu Walderze...
Coś bardzo kompromitującego.
Jakieś nadużycia w tym instytucie... Dobrze nie wiem. I ten lekkomyślny Henryczek poprosił pana
Waldera o pewną kwotę pieniężną... za... za zachowanie dyskrecji...

Czyli szantaż.
Uśmiechnęła się zażenowana i spuściła oczy. Grała rolę zawstydzonej pensjonarki.
 Ja się nie znam na fachowej nomenklaturze, panie majorze.
 Zapewniam panią, że nomenklatura jest najzupełniej prawidłowa.
Szantaż. Zewert szantażował Waldera. Czy duże sumy od niego otrzymywał?

Chyba dosyć duże.

A w jaki sposób Zewert dowiedział się o tych nadużyciach dokonywanych przez Waldera?

Od pewnej dziewczyny.

Zna pani nazwisko tej dziewczyny?

Tak. Izabela Czernicka. Ona kiedyś pracowała w tym samym instytucie co Walder.
Walczak pokiwał głową.

Rozumiem. Ale wciąż jeszcze nie widzę powiązań ze Zlewickim.
Dlaczego Zlewicki kazał Zewertowi zwrócić te pieniądze?
Wzruszyła ramionami.

Ja także tego nie wiem, panie majorze.

Czy Zewert bał się Zlewickiego?

Tak. Był zrozpaczony. Zlewicki mu groził.

Groził? Na czym polegały te grozby?

Mówił, że go odda w ręce prokuratora. Wiedział o nim oprócz tego pewne rzeczy...

Od kogo wiedział? Skąd miał te informacje?

Od tej dziewczyny. Od Izy.

A co ona miała ze Zlewickim?
 Chciała robić karierę jako piosenkarka, a Zlewicki zajmował się tymi artystycznymi
sprawami...

Dobrane grono szantażystów  uśmiechnął się Walczak.  O ile mi wiadomo, pomiędzy
Zewertem a tą panienką doszło do jakichś przykrych starć.

To prawda, panie majorze. Rozeszli się raczej burzliwie. No cóż...
Henryczkowi znudziła się ta dziewczyna i...
 I zrezygnował z jej towarzystwa  uzupełnił Walczak.  Więc pani poszła do Zlewickiego,
aby...
 Aby go prosić, żeby zostawił w spokoju Henryczka... To w gruncie rzeczy bardzo dobry
chłopiec, tylko trochę lekkomyślny. Nie zdaje sobie jeszcze dokładnie sprawy z różnych rzeczy.
Walczak bawił się znakomicie.

Nie wiadomo, czy sobie kiedykolwiek zda sprawę z pewnych rzeczy...
 Trzeba być dla niego bardzo wyrozumiałym, panie majorze.

Jednego tylko nie mogę zrozumieć  powiedział Walczak i zamyślił
się.  Dlaczego Zlewicki tak dbał o kieszeń Waldera?
* * *
Materiał daktyloskopijny okazał się bardzo bogaty. Walczak starannie porównywał go z materiałem
przywiezionym z Gdańska przez Zielniaka.
Było rzeczą bezsporną, że ta sama osoba, która odwiedziła Zlewickiego w jego mieszkaniu w Alei
Niepodległości, pozostawiła odciski swych palców na drzwiach pokoju w pensjonacie nad morzem.
To już coś. Nie wiele, ale w każdym razie pewna poszlaka.
Wszedł Olszewski.

Chcesz z nim mówić?

Z kim?

No jak to z kim? Z braciszkiem.

Przyszedł?

Tak. Czeka.

Dawaj go.
Roman Zlewicki niczym nie przypominał swego brata. Wysoki, tęgi, tryskający zdrowiem. Twarz
miał
okrągłą, rumianą, oczy duże, niebieskie, spoglądające pogodnie na świat i ludzi. Na pierwszy rzut
oka można było stwierdzić, że jest to człowiek lubiący dobrze zjeść, zabawić się i używać życia.
Walczak uprzejmie przywitał gościa i wskazał mu krzesło.

Poprosiliśmy pana w związku z tym tragicznym zdarzeniem 
wyjaśnił na wstępie.

Domyśliłem się  westchnął grubas.

Czy pan jest rodzonym bratem zmarłego?

Andrzej był moim przyrodnim bratem. Mieliśmy
inne matki.

Co mógłby nam pan powiedzieć na temat swego brata?
 No cóż...  Zlewicki wytarł chustką spocone czoło i odchrząknął.  Nie wiem, co panów
może interesować.
 Absolutnie wszystko. Jak żył? Jakich miał przyjaciół? Jakich miał
wrogów?

Andrzej był bardzo słaby, chorowity. Dużo pracował...

Czy miał wrogów?

Tego nie wiem, ale przypuszczam, że przy tego rodzaju pracy można mieć wrogów. Zawsze się
człowiek komuś narazi.

Czy utrzymywał pan z bratem ścisły kontakt?

Nie za bardzo. Wie pan, jak to wżyciujest. Każdy ma swoje sprawy, swoje kłopoty. Nie za wiele
czasu można poświęcać na kontakty rodzinne.
 Czy pańskiemu bratu dobrze powodziło się materialnie?
Zlewicki jakby się trochę zawahał.
 Materialnie? No... tak... chyba niezle. Sporo zarabiał.
 A czy pan może zauważył, że w pewnym momencie pański brat zaczął
wyjątkowo dobrze zarabiać, że miał dużo pieniędzy?

Tego specjalnie nie zauważyłem.

Jak to?  zdziwił się Walczak.  Często jezdził na wycieczki zagraniczne, nabył nowy wóz,
pertraktował w sprawie kupna willi w Konstancinie...
Zlewicki wzruszył ramionami i znowu otarł pot z czoła.

Brat mi się nigdy nie zwierzał ze stanu swoich interesów. Wiem, że wyjeżdża! za granicę. Często
nawet prosił mnie, żebym popilnował jego mieszkania. Ale żeby chciał kupować willę... Tego nie
wiedziałem.

A czy pan może pamięta, w którym roku pański brat pojechał na wycieczkę do Jugosławii?
 Tak. Pamiętam. To był rok sześćdziesiąty siódmy, wrzesień. Pamiętam dlatego, że akurat w tym
roku rozszedłem się z żoną. Andrzej nawet namawiał mnie, żebym z nim się wybrał, ale jakoś mi nie
wyszło...
 I pan dokładnie pamięta, że brat pański był w Jugosławii we wrześniu sześćdziesiątego
siódmego ro-ku?

Tak.

Pojechał wozem czy pociągiem, a może poleciał samolotem?

Pojechał swoim wozem, taką starą Skodą.
 Czy po powrocie z Jugosławii widział się z panem?

Oczywiście.

Czy coś panu opowiadał o tej podróży?
 Tak. Jak zwykle. Zawsze z tych wycieczek przywoził dużo wrażeń. Mój brat miał artystyczną
duszę.
Chciał zostać pianistą, ale nie wyszło. Nie wszystko wżyciu wychodzi.

To prawda. Nie wszystko w życiu wychodzi  powtórzył Walczak.
 No cóż... Dziękujemy panu bardzo za te informacje. W razie potrzeby jeszcze
się do pana zwrócimy.
 Proszę uprzejmie. Zawsze chętnie przyjdę. Chciałbym i ja, żeby panowie wyświetlili tę
okropną historię. Do widzenia panom.
Zlewicki już był w drzwiach, kiedy Walczak spytał:

Gdzie pan spędzał urlop w tym roku, że jest pan tak znakomicie opalony?
 Byłem nad morzem. Nawet udany pobyt, tylko wszędzie straszny tłok: na plaży, w restauracjach,
w kawiarniach...

Dawno pan wrócił?

Parę dni temu. W zeszłym tygodniu. Czemu pan pyta?
Walczak uśmiechnął się,.
 Przez zwykłą ciekawość. U nas dopiero od tygodnia takie upały.
Przedtem wciąż lało. Dziękujemy panu.
Po wyjściu Zlewickiego. Walczak spojrzał na porucznika.

No i co sądzisz o facecie?
 Cwaniak. Nie mam żadnych wątpliwości, że doskonale się orientował
w sytuacji materialnej braci sz-ka.

Myślisz, że dziedziczy?
 Bardzo prawdopodobne. Z informacji, które dotychczas zebrałem, wynika, że świętej pamięci
Andrzej Zlewicki nie miał żadnego krewnego poza tym braciszkiem, którego poznaliśmy przed
chwilą.
 Hm...  Walczak zasępił się.  To wszystko - zaczyna być coraz bardziej skomplikowane.
 Nie zgodziłbym się z tobą  zaprzeczył żywo Olszewski.  Początkowo mieliśmy do
rozpracowania pięć osób, a w tej chwili na tapecie jest tylko Zlewicki. Bo jeżeli...
 Chwileczkę...  przerwał mu Walczak.  Nie sugerujmy się. Nie możemy z góry zakładać, że
nad morzem i w Warszawie działała jedna i ta sama osoba. A jeżeli Kozielskiego otruł zupełnie ktoś
inny? Jeżeli morderca Zlewickiego nie ma nic wspólnego z tamtą zbrodnią? To co?
Olszewski poczuł się nieco zbity z tropu.
 Właściwie masz rację, ale... W obu wypadkach cyjanek potasu...
Walczak roześmiał się.

Nie bądz dziecinny. Ileż już ludzi zostało otrutych cyjankiem potasu. Szybki i niezawodny sposób
wysyłania bliznich na tamten świat. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •