[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kiedy nie mam szlafroka, który przystoi hrabiemu. Jeśli ukażę się publiczności w swym per-
kalowym szlafroku, to pani wiele straci. Na pani benefisie zaciążyłaby plama.
– Czy mogę panu pomóc?
– Tak. Pozostał pani po najdroższym piękny niebieski szlafrok z aksamitnym kołnierzem i
czerwonymi chwastami. Wspaniały, piękny szlafrok!
Nasza ingénue spłonęła. Oczki jej zaczęły mrugać, zaczerwieniły się, zaiskrzyły jak szkla-
ne paciorki w słońcu.
– Pani pożyczy mi ten szlafrok na dzisiejsze przedstawienie.
Ingénue zaczęła biegać z kąta w kąt. Jej nie uczesane włosy opadły w nieładzie na twarz i
ramiona... poruszała wargami i palcami...
– Nie, nie mogę! – powiedziała.
– To dziwne... Hm... Można wiedzieć dlaczego?
53
– Kiedy dama z panem rozmawia, nie wypada leżeć na łóżku. Uprzejmość przede wszyst-
kim.
Komik stęknął, podniósł się i usiadł.
– Postąpił ze mną nieuczciwie – ciągnęła – ale z tego nie wynika, że powinnam panu oddać
szlafrok. Mimo że postąpił bardzo podle, jeszcze wciąż go kocham, a szlafrok jest jedyną rze-
czą, która mi po nim została! Kiedy patrzę na ten szlafrok, myślę o nim i... płaczę...
– Nie mam nic przeciw tym ze wszech miar chwalebnym uczuciom – rzekł komik. – Prze-
ciwnie, w naszym realnym, diabelnie praktycznym stuleciu przyjemnie jest spotkać człowieka
o takim sercu i takiej duszy. Oczywiście, że jeśli pani da mi szlafrok na jeden wieczór, to po-
niesie pani ofiarę. Ale niech pani pomyśli, jak to dobrze ponosić ofiary dla sztuki!
Pomyślawszy chwilę komik westchnął i dodał:
– Tym bardziej, że jutro go pani zwrócę...
– Za nic na świecie!
– Ale dlaczego? Przecież go nie zjem, zwrócę pani! Jaka pani jest, naprawdę...
– Nie, nie! Przenigdy!
Ingénue zaczęła biegać po pokoju, wymachiwać rękami.
– Przenigdy! Pan chce mnie pozbawić jedynej rzeczy, która jest mi droga! Prędzej umrę,
aniżeli ją oddam! Jeszcze kocham tego człowieka!
– W zupełności doceniam, nie rozumiem tylko jednego, szanowna pani: jak pani może za-
mienić sztukę na szlafrok?... Pani – artystka!
– Przenigdy! Niech mi pan o tym nawet nie mówi!
Komik zaczerwienił się i podrapał w łysinę. Milczał przez chwilę, po czym spytał:
54
Po chlipaniu przyszedł atak histerii.
– To przejdzie! – rzekł komik. – Poczekam.
W oczekiwaniu, aż minie atak, spacerował po pokoju, ziewnął i położył się na łóżku. To
łóżko, choć kobiece, nie jest tak miękkie jak łóżko, na którym sypiają ingénues porządnych
teatrów. Jakaś sprężyna ukłuła komika w bok, łysinę drapały pióra, których końce lękliwie
wyzierały z poduszki poprzez różową powłoczkę. Brzegi łóżka były zimne jak lód. Ale bez-
czelnemu komikowi to nie przeszkadzało – przeciągnął się z lubością. Niech to diabli! Te
babskie łóżka tak przyjemnie pachną!
Leżał tak i przeciągał się, a ramiona ingénue trzęsły się, z piersi ulatywały urywane jęki,
palce zaciskały się i szarpały na piersi flanelowy kaftanik... Komik przypomniał jej najbar-
dziej smutną kartkę jednego z najsmutniejszych romansów. Atak histerii trwał z dziesięć mi- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •