[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bez fałszu? Gościna bez fałszu? Czy Hauru jest diabłem?
Akurat kiedy to napisała, Michael zapytał:
- Czy te krainy są gdzieś daleko? I jak je poznać? Wystarczy mówić prawdę?
- Zjedzmy kolację  zaproponowała Sophie.
Przeżuwali chleb z serem, wciąż wpatrując się w przestrzeń
Wreszcie Sophie powiedziała:
- Michael, na litość boską, dajmy sobie spokój ze zgadywaniem i zróbmy dokładnie to, co
tam napisano. Gdzie jest najlepsze miejsce, żeby schwytać gwiazdę w locie? Na
wzgórzach?
- Bagna w Porthaven są bardziej płaskie  zauważył chłopiec. - Ale czy damy radę?
Spadające gwiazdy lecą strasznie szybko.
- My też, w siedmiomilowych butach  odparła Sophie.
Michael zerwał się z ulgą i radością.
- Chyba znalazłaś rozwiązanie! - zawołał, szukając butów. - Chodz, spróbujemy.
Tym razem Sophie przezornie zabrała szal i laskę, ponieważ już się ściemniło.
Michael przekręcał kołek nad drzwiami niebieskim do dołu, kiedy wydarzyły się dwie
dziwne rzeczy. Ludzka czaszka na warsztacie zaczęła szczękać zębami. A Kalcyfer buchnął
płomieniem aż do komina.
- Nie chodzcie nigdzie! - krzyknął.
- Niedługo wrócimy  uspokoił go Michael.
Wyszli na ulicę w Porthaven. Noc była jasna i pogodna. Zanim jednak dotarli do końca
ulicy, Michael przypomniał sobie, że Sophie rano zle się czuła, i zaczął się martwić, czy
nocne powietrze jej nie zaszkodzi. Sophie ofuknęła go, żeby się nie wygłupiał. Dzielnie
kuśtykała, podpierając się laską, aż zostawili za sobą oświetlone okna i zanurzyli się w
rozległą, zimną, wilgotną ciemność. Mokradła pachniały błotem i solą. Z tyłu szemrało
lśniące morze. Sophie bardziej wyczuwała niż widziała całe hektary płaskich bagien,
rozciągających się dookoła. Dostrzegała natomiast smugi nisko płożącej się niebieskawej
mgły i słabo połyskujące bagienne stawy, sięgające aż do jasnej linii, gdzie ziemia łączyła
się z niebem. Niebo wydawało się jeszcze bardziej ogromne. Mleczna Droga wyglądała jak
pasmo mgły, która uniosła się z bagniska. Przeświecały przez nią migoczące gwiazdy.
Michael i Sophie stanęli, każde z jednym butem przed sobą na ziemi, i czekali, aż któraś
gwiazda spadnie.
Po godzinie Sophie musiała udawać, że wcale nie drży z zimna, bo Michael tak się o nią
martwił.
Po półgodzinie Michael stwierdził:
- Maj to nieodpowiednia pora roku. Najlepszy jest sierpień albo listopad. - Jeszcze pół
godziny pózniej zapytał zatroskanym głosem: - A co zrobimy z korzeniem mandragory?
- Załatwmy najpierw jedno, zanim zaczniemy się martwić o drugie  odparła Sophie,
zaciskając zęby, żeby nie dzwoniły z zimna.
Jakiś czas pózniej Michael powiedział:
- Wracaj do domu, Sophie. W końcu to moje zaklęcie.
Sophie już otworzyła usta, żeby pochwalić ten znakomity pomysł, kiedy jedna z gwiazd
odpadła od firnamentu i śmignęła w dół jak biała błyskawica.
- Jest! - wrzasnęła Sophie.
Michael wepchnął nogę w but i wystartował. Sophie podparła się laską i wyruszyła sekundę
pózniej. Wiuu! Plask. Dalekie mokradła, wszędzie tylko mgła i pustka, i mętnie połyskujące
kałuże. Sophie wbiła laskę w ziemię i zdołała stanąć bez ruchu.
But Michaela był czarną plamą tuż obok. Sam Michael z chlupotem szaleńczo biegł gdzieś
dalej.
Sophie widziała małą, białą, płomienną kropkę, opadającą kilka metrów przed ruchomym,
niewyraznym cieniem Michaela. Zwietlisty punkt zniżał się teraz powoli i wyglądało na to,
że Michael go złapie.
Sophie wyciągnęła stopę z buta.
- Dalej, laski! - zaskrzeczała. - Zabierz mnie tam!
I popędziła co sił w starych nogach. Przeskakiwała kępki trawy i brnęła przez kałuże, nie
odrywając oczu od białego światełka.
Zanim dotarła na miejsce, Michael kocimi krokami skradał się do gwiazdy, wyciągając
ramiona, żeby ją złapać. Sophie widziała jego sylwetkę odcinającą się na tle gwiezdnego
blasku. Gwiazda unosiła się na wysokości rąk Michaela, ledwie parę kroków dalej. Oglądała
się na niego nerwowo. Dziwne! - pomyślała Sophie. Gwiazda stworzona była ze światła, a
jednak miała wielkie, płochliwe oczy, zerkające trwożnie z małej, trójkątnej twarzyczki.
Nadejście Sophie jeszcze bardziej przestraszyło gwiazdę. Wykonała rozpaczliwy podskok i
krzyknęła ostrym, piskliwym głosem:
- O co chodzi? Czego chcecie?
Sophie chciała powiedzieć do Michaela:  Przestań... ona się boi! , ale zabrakło jej tchu.
- Ja tylko chcę cię złapać  wyjaśnił Michael. - Nie zrobię ci krzywdy.
- Nie! Nie! - zapiszczała rozpaczliwie gwiazda. - Tak nie wolno! Ja muszę umrzeć!
- Ale ja cię uratuję, jeśli pozwolisz się złapać  łagodnie przekonywał Michael.
- Nie! - wrzasnęła gwiazda. - Wolę umrzeć!
Odleciała od wyciągniętych palców chłopca. Michael rzucił się za nią, ale go wyprzedziła.
Zanurkowała do najbliższej kałuży i czarna woda na ułamek sekundy rozjarzyła się białym
blaskiem. Potem rozległ się krótki, zamierający syk. Kiedy Sophie tam dokuśtykała,
Michael stał i patrzył, jak ostatnie błyski gasną na małej okrągłej bryłce, zanurzonej w
ciemnej wodzie.
- Smutne  powiedziała Sophie.
Michael westchnął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •