[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Myłeś, Aidanem Dermottem i z Rosą Pierce. Wiem, że to Rosa zadzwoniła tu tamtego wieczoru. I poinformowała
Lidię, że jest pani kochanką Marshalla.
- W takim razie musisz rozumieć, dlaczego musiałam go zabić. - Głos Mary brzmiał pewnie i kategorycznie. - Za to,
jak mnie potraktował, zadając się z Rosą Pierce i usiłując wrócić do Lidii, zaczęłam nim gardzić i znienawidziłam go.
I dlatego go zabiłam.
- Nie wierzę.
- Możesz sobie wierzyć lub nie, to twój problem. Jeśli wolisz widzieć we mnie świętą, proszę bardzo, ale prawda jest
taka, że to ja zabiłam Marshalla. Opowiem dokładnie, jak do tego doszło. Wróciłam do domu. Lało jak z cebra,
byłam cała mokra, poszłam więc do sypialni, aby się przebrać. Ale zanim zdążyłam zmienić ubranie, zauważyłam
światło w dawnej stodole. Domyśliłam się, że to Marshall, ponieważ miał zapasowe klucze, ale na wszelki wypadek,
gdyby miało się okazać, że to włamywacz, wyjęłam z szafy pistolet.
- Pistolet Marshalla?
Mary wzruszyła niecierpliwie ramionami.
- Tak, pistolet Marshalla. Podeszłam do stodoły, otworzyłam drzwi... W moim biurze zastałam Marshalla. Usiłował
otworzyć sejf. Zawołałam go, a on odwrócił się do mnie. Miał brudne, pomięte ubranie. Zapytałam go, co tu robi, a
on wyjaśnił, że przyszedł po swoje obligacje. Dałam mu je, a potem kazałam mu wyjść. Odmówił. Oznajmił mi, że
idzie do Lidii, że już wcześniej zadzwonił do niej, a ona zgodziła się na spotkanie. Brzmiało to dosłownie tak:
 Wracam do niej, Mary. Ona tego chce".
Zabroniłam mu iść do Lidii. Mówiłam mu, że nie wolno jej teraz przeszkadzać, bo niedawno zasnęła, a poza tym nie
pozwolę mu wkraczać ponownie w jej życie po tym, jak ją potraktował. Roześmiał mi się w twarz. Powiedział, że
kieruje mną zazdrość, ale marnuję tylko czas, bo on nie jest mną zainteresowany. Zaczął się chełpić, że zabierze
Lidię z Marksholm i ja nie będę w stanie temu przeszkodzić.
Ostrzegłam go, że jeśli zbliży się do Lidii choćby na krok, oskarżę go o nakłanianie jej do brania narkotyków i w
rezultacie wyląduje w więzieniu. Nazwałam go przestępcą i mordercą. Obrzucił mnie wyzwiskami, a potem podbiegł
i chciał mnie uderzyć. Cofnęłam się i kazałam mu wyjść, ale nie posłuchał. Wyciągnęłam pistolet z kieszeni płaszcza
i strzeliłam na postrach. Pocisk utknął w sofie. Marshall nie dawał za wygraną. Chwycił mnie za ramiona i pchnął na
ścianę, próbując wyrwać broń z ręki. Wystrzeliłam po raz drugi, trafiłam go w udo, a on upadł. Zaczął się czołgać,
jakby chciał uciec, ale ja zapragnęłam jego śmierci. Chciałam widzieć go martwego. Poszłam za nim i wystrzeliłam
ponownie. Trzeci pocisk ugodził go w pierś. Marshall runął za biurko. Kiedy podeszłam bliżej, osłonił się ręką i
dlatego ostatni pocisk przeszedł przez przegub dłoni i głowę. Zmarł na miejscu.
Mary umilkła. Sam wydawało się, że nagle czas cofnął się o parę lat. Usłyszała deszcz bębniący w okna stodoły,
ujrzała ciało leżące na podłodze. Wzdrygnęła się. - Mary - powiedziała głośno.
Mary uniosła głowę, jej oczy błyszczały. Na krótką chwilę przycisnęła dłoń do ust.
- Odrzuciłam pistolet na bok - opowiadała dalej. - Chciałam pojsc do Lidii chciałam powiedzieć jej, co się stało, ale
kiedy doszłam do domu, zabrakło mi odwagi. Udałam sie do tego pokoju i nalałam sobie drinka. Siedziałam tak,
usiłując zebrać mysli. Byłam zziębnięta i zmęczona. Wreszcie zadzwoniłam na policję w Market i powiedziałam im,
że zastrzeliłam Marshalla. Wiedziałam, że upłynie trochę czasu, zanim tu dotra, poszlam wiec na gore do pokoju
Lidii. Spala. Wyglądała tak słodko tak niewinnie, że nie zdobyłam się na to, aby ją
zbudzić. Usiadłam na łóżku i nie ruszałam się z miejsca, do pok, me usłyszałam, ze wróciła Giddy. Wtedy zeszłam na
dół i opowiedziałam, co się tu wydarzyło. Poprosiłam, aby posiedziała przy Lidu. Po chwili zjawiła się policja.
Przyjechał też Pat On może potwierdzić, że mówię prawdę. Tak właśnie wyglądał przebieg wypadków.
- On juz to zrobil.  Sam podniosla sie, stanęła przed Mary. -Zrobili to dla pani oboje, Giddy i Pat: skłamali. Zrobili
to o co pani ich prosiła, ale ja wiem swoje.
Mary uniosla glowe powoli, ospale, jakby ogarnialo ja znuzenie.
- Zastrzelilam wtedy Marshalla  szepnela - A teraz proszę zostawić mnie w spokoju.
- W ten sposób nie osiągnie pani spokoju. - Sam pokręciła głową.-Am pam, ani nikt inny.
- Nie chcę już o tym mówić.
Sam spojrzała na nią skuloną na krześle, wyczerpaną, przywodzącą na myśl śmiertelnie ranne zwierzątko. Kie, mnno
wszystko nie wolno kierować się teraz współczuciem
- A co pani zrobiła z rękawiczkami? - zapytała. - Z tymi rękawiczkami, które nosiła Lidia, kiedy zastrzeliła
Marshalla?
Rozdział 28
Nie mam pojęcia, o czym mówisz!
Mary, usiłując podnieść się z miejsca, zamachała rękami jakby płynęła, ale Sam chwyciła ją za ramiona i pchnęła z
powrotem na krzesło.
-Proszę mnie nie okłamywać! Dosyć już tych kłamstw! Wiem, że to Lidia zastrzeliła Marshalla!
- Nie! Skądże znowu! Przecież ona spała! Giddy podała jej dwie tabletki nasenne...
- ...których Lidia wcale nie połknęła. Potrzymała je w ustach, ale ich nie połknęła. Udała tylko, że zasypia, ponieważ
chciała, aby Giddy wyszła z domu. Chciała być sama z Marshallem. Może już wtedy zaplanowała sobie, że go zabije.
- To niemożliwe, ona spała. Proszę zapytać doktora Bella, on ją badał.
- Bell badał ją o ósmej trzydzieści, a Robarts został zastrzelony około siódmej. Dała pani Lidii tabletki nasenne i
zaczekała, aż zaśnie. Stworzyła jej pani alibi i wzięła na siebie morderstwo, które popełniła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • moje-waterloo.xlx.pl
  •